Story 'bout Wranglers MC

20 0 0
                                    

Zastanawialiście się kiedyś nad swoim miejscem w tym pokurwionym świecie? Gdzie ktoś taki jak akurat Ty może się podziać, gdzie zostanie przyjęty z otwartymi ramionami i będzie mógł pozostać tam do czasu aż nie zdechnie ze starości albo przedawkowania? Dla nas i podobnych pojebów takim właśnie miejscem był Liquor na skrzyżowaniu Fame i Carson, przynajmniej do czasu.

Właściwie to nie będę zaczynać od początku bo sam go nie pamiętam, nie pamiętam wielu rzeczy, które działy się przed klubem i w trakcie jego zakładania - był to istny maraton picia, ćpania, pieprzenia tanich panienek i budzenia się tylko po to aby zacząć od nowa.
Dzień w którym, w końcu, wzięliśmy się za poważne interesy i budowanie reputacji nie dla wszystkich pokrywał się z identyczną datą, przyjmijmy jednak za ten punkt symboliczny moment, w którym Benny zebrał nas wszystkich - pierwszy raz trzeźwych, przynajmniej stosunkowo, od dłuższego czasu.

24/12/2016

- Nie śpij, skurwielu - głos Prezydenta wyrwał mnie z zamyślenia w jakie wprawiła mnie obserwacja automatu który właśnie pożarł moje pięć, pierdolonych, dolarów.
- Nie śpię, daje mu pięć sekund.
Rozumieliśmy się doskonale, wszyscy, może to przez to że byliśmy ćpunami i degeneratami bez perspektyw, ale wiedzieliśmy co jest najważniejsze zaraz po forsie i wiedzieliśmy że osobno byśmy nie mogli sobie pozwolić na takie luksusy jakie niedługo - według naszego Prezesa - będą na nas czekać.
Leżący obok na ławce, zarzygany płaszcz, zaczął się poruszać nim zdążyłem policzyć do trzech.
- Kazach? - pytanie wyrwało mnie z pojedynku wzrokowego toczonego pomiędzy mną a wytworem samego skurwysyna z piekła. - Kazach skurwielu, to ty tam śpisz? Znów Cię stara do przyczepy nie wpuściła?
Minęła chwila nim płaszcz przetransformował się w zniszczonego, wychudzonego i wykończonego życiem rudzielca, prostujący się obraz nędzy i rozpaczy spojrzał tylko po nas i wrócił na ławkę - spać dalej.
- Ogarnij tego ćpuna i widzimy się za kilka godzin pod lokalem, ja sprowadzę resztę.
Potaknąłem skinieniem głowy i wróciłem do walki z automatem. Mimo wyczerpującego użerania się ze Sprunkiem nic nie osiągnąłem, trudno, jeszcze mu się oberwie - teraz czas na kolejny problem.

- Kurwa Jack, nie rozumiem, jak on nam może to robić?
- Co znów takiego?
- Jak to co?! - Oburzony ćpun, świetnie, tego mi brakowało - Benny powiedział że musimy zostać czyści do końca dnia albo upierdoli nam łeb przy samej dupie i nie będziemy mieli czego szukać w liquorze. Co ja teraz zrobie z resztą towaru? Przecież Stara mnie w życiu nie pozna jak nie przypale! Kurwa mać! Furlong! Słuchasz ty mnie w ogóle?!
- Słucham, a teraz zamknij mordę, mam pomysł jak się tego pozbędziemy. Bierz swoje rzeczy i widzimy się przy motocyklach.
- Nadal nie wiem po co Ci była ta siekiera pojebie. - Bawyrzan znów mnie zaskoczył, staliśmy w jednym z okolicznych zaułków i czekaliśmy na klientele podczas gdy on próbował upchnąć starą siekierę pod kamizelkę.
- Nie opowiadałem Ci? Ostatni raz jak tu stałem, właśnie tutaj, rozumiesz. Wpadł do mnie jeden latino, no skurwiel na takim głodzie jak ja teraz, rozumiesz. No i do mnie czy coś mam, to mu nawinąłem że mogę mieć, kapujesz, no i on wtedy wyjmuje kose i do mnie że mam wyskakiwać z towaru albo mnie posieka...
- I co, tak po prostu dałeś się wyruchać i oddałeś mu towar?
- Kurwa Jack! Ja tobie nie przerywam... Czekaj, czekaj, widzisz go? To ten jebany skurwiel! Tam! Przed sklepem, no zajebie chu...
- Czekaj, czekaj - złapałem go za ramię nim wyrwał do przodu - Chyba tu idzie, widzisz to? Schowaj się za kontenerem.
Rudzielec bez słowa schował się za kontenerem zostawiając mnie samego w oczekiwaniu na tacosa. Widziałem już jak mnie zauważył, jak powoli zbliża się w moją stronę. Poprawiłem kamizelkę, kaptur na głowie i prze... Kurwa mać! Już nie był sam, było ich czterech i poruszali się w moją stronę coraz pewniej, to nie zapowiadało nic ciekawego...

***

-Co jest Panowie, zgubiliście się? - Rzuciłem nonszalancko, przesuwając powoli rękę do tyłu po... Kurwa mać! Zostawiłem gnata w jukach. Moja mina chyba wszystko im powiedziała, zatrzymali się kilka kroków ode mnie, a stojący na ich czele tacos wyszczerzył się nad wyraz nieprzyjemnie
-Co tam masz gringo? Wyskakuj z tego całego syfu to może pozwolimy Ci odejść o własnych siłach. - Kurwa, kurwa, kurwa... Nie zapowiada się to dobrze, przeleciałem wzrokiem po każdym z brudasów, wszyscy trzymali coś w dłoniach, baseball, dwa kastety i nóż... Nie jest dobrze, co do cholery zrobi... I w tym momencie się zaczęło - Kazach niczym poparzony wyskoczył zza kontenera i rąbnął największego z nich, siekierą, prosto w plecy. Nie czekałem na rozwój wydarzeń, korzystając z zamieszania rzuciłem się w stronę najbliższego z nich, wyrwałem zszokowanemu latynosowi nóż z dłoni i ciąłem na oślep, w tym samym momencie zrywając się do biegu dalej.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 16, 2022 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zbiór bazgrołówWhere stories live. Discover now