~ 2 ~

158 33 11
                                    

Milen otworzył drzwi komisariatu z głośnym skrzypnięciem. Do dusznego korytarza komendy policji w Bukareszcie wpadła odurzająca woń sprzedawanych nieopodal na stoisku kwiatów, oraz kurz i pył z mieszczącej się za rogiem budowy. Vlad zmrużył oczy gdy tylko wyszedł na zewnątrz i ujrzał światło słoneczne, po dłuższym przebywaniu w ciasnym i ciemnym pokoju przesłuchań powrót na ulicę okazał się odrobinę problematyczny. Przetarł powieki wierzchem dłoni i spojrzawszy na ciasne alejki oraz kamieniczki uśmiechnął się smutno. Następnym razem odbędzie swobodny spacer dopiero po powrocie z więzienia, dlatego musiał się cieszyć dobrocią policjanta, który zgodził się wyjść z nim aby ten uporządkował niedokończone sprawy.

- Więc? W którą stronę? - zapytał mężczyzna gdy zamknął drzwi komendy.

Vlad wciągnął do płuc równie pachnące, co gorące powietrze. Czuł jak jego blond włosy z wolna chłoną piekące promienie słońca, coraz bardziej nagrzewając jego głowę. Lekki wiaterek niespodziewanie musnął jego policzek, i zniknął tak szybko jak się pojawił. Po błękitnym niebie z wolna płynęły białe obłoczki, które co jakiś czas rzucały na okolicę szary cień dając sprzedawcom chwilową ulgę od nieznośnego słońca. Dzień wydawał mu się przepiękny, na sam widok chciało się skakać ze szczęścia, że mogło się znajdować właśnie w Rumuńskiej stolicy gdy pogoda była tak cudowna. Chciałby móc smakować tę chwilę tak długo jak się tylko dało, ale niestety nie mógł tego zrobić, wolał nie podpadać Milenowi, w końcu ten nie zrobił mu nic złego, wykonywał jedynie swoją pracę.

- Tędy - odparł i wskazał na uliczkę wiodącą do wyjazdu z miasta, a następnie ruszył z wolna.

Obaj mężczyźni szli obok siebie niemal równym tempem. Panowała między nimi niezręczna cisza, albowiem żaden nie wiedział na jaki temat mogliby zacząć rozmowę. Ostatecznie myśli Vlada gdzieś uleciały, a Milen zaczął się wsłuchiwać w cichy śpiew ptaków oraz odgłosy miasta.

Po kilku minutach brunet zdał sobie sprawę, że kierowali się w stronę mniej zamożnej dzielnicy - kamieniczki coraz częściej były nieodnowione i odrapane, a kątem oka zauważał więcej podejrzanych osób kręcących się po okolicy.
Milen zerknął na Vlada jakby szukając w jego twarzy odpowiedzi na zadawane sobie pytania. Nie uzyskał jej jednak - chłopak wyglądał na zupełnie obojętnego, aczkolwiek jego myśli krążyły gdzieś daleko stąd. Nie wyglądał na zdenerwowanego czy wystraszonego, jakby przebywał ową drogę nie pierwszy raz, a wręcz przeciwnie - jakby znał ją jak własną kieszeń.

Szli dalej, a kolejne ulice coraz bardziej przypominały miejsca często nazywane "podejrzanymi". Coraz powszechniejszy stawał się widok żebrzących cyganek czy wypuszczonych bez opieki romskich dzieci. Średnio co drugi budynek przypominał mu nienadającą się do zamieszkania ruinę, w której jednak pomieszkiwały całe rodziny z najbiedniejszej warstwy społecznej. Psy biegały samopas, bez obroży i właściciela, bezpańskie koty wręcz mnożyły się w oczach. Milen zastanawiał się do jakiego "boss'a" prowadzi go Vlad, skoro przez swój ogrom zasięgu i wpływów był zmuszony do prowadzenia interesów w takiej dzielnicy.

W końcu minęli ostatni tani pub, ostatni zniszczony budynek i ostatni sklepik, a za ich murami Milenowi ukazało się prawdziwe cygańskie osiedle. Patrząc na nie przypomniały mu się wszystkie ostrzeżenia rodziców, które wysłuchiwał będąc dzieckiem.

-"Nie zbliżaj się do cyganów - okradną cię!", "gdyby jakiś do ciebie podszedł - krzycz,  ktoś na pewno ci pomoże" lub "zawsze noś przy sobie gaz pieprzowy - gdyby któryś cię zaatakował będziesz miał czas na ucieczkę" - teraz to wszystko rozbrzmiewało w jego głowie, a on nie wiedział co powinien zrobić. Czy zachować się jak podpowiadał rozsądek, i uciekać stamtąd tak szybko jak się da, czy być poważnym funkcjonariuszem i zostać?

Przez kieszeń do sercaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz