○ 𝙥𝙧𝙤𝙡𝙤𝙜𝙪𝙚 | 𝐭𝐢𝐫𝐞𝐝𝐧𝐞𝐬𝐬 ○

392 37 5
                                    

Pierwszy raz od siedmiu lat przyszła na peron całkowicie sama.

Jej mama pożegnała się z nią na parkingu, tłumacząc, że musi skorzystać z toalety. Lily jednak znała ją na tyle dobrze, by wiedzieć, że tak naprawdę znowu zebrało jej się na płacz. Dlatego westchnęła tylko, mruknęła ciche pożegnanie i oddaliła się najszybciej jak to możliwe, by ona sama się nie rozpłakała.

Przez pierwszy miesiąc wakacji tęskno jej było do pohukiwania sów, białej pary roznoszącej się po całym pomieszczeniu, czy pierwszorocznych z ekscytacją oglądających peron po raz pierwszy. Teraz chciała tylko zamknąć się w oddzielnym przedziale i odciąć od reszty pociągu. Szczerze mówiąc, dzisiaj ogólnie czuła się fatalnie. Kręciło jej się w głowie, chciało wymiotować, nie zjadła nawet śniadania. Najchętniej przeleżałaby cały dzień w łóżku.

Miała wrażenie, że jej ciało nagle waży tonę. Nie mogła wystarczająco podnieść nóg, więc szurała butami po podłożu. Bolała ją głowa, powieki zdawały się naprawdę ciężkie i musiała się pilnować, by same się nie zamykały.

— Hej, Evans!

Lily podniosła głowę. Na chwilę pojawiły jej się mroczki przed oczami, na szczęście zdołała utrzymać równowagę. Diana stała kilka wagonów dalej i energicznie do niej machała. Rudowłosa starała się uśmiechnąć, co w jej wykonaniu wyglądało raczej marnie. Udało jej się jednak podnieść rękę i raz nią machnąć. Tylko na tyle było ją teraz stać.

— Wezmę twój kufer, a ty poszukaj przedziału, dobra?! — Lily nadal słyszała przyjaciółkę jak przez mgłę, jednak skinęła głową i, uważając by się nie przewrócić, weszła do pociągu.

Przechodząc korytarzem, spoglądała w szyby, z reguły znajdując za nimi grupki nastolatków, czasami zdarzały się pary lub nawet pojedyncze osoby. Zdecydowała się jednak na całkowicie pusty przedział na samym końcu wagonu. Kiedy już jednak złapała za klamkę by otworzyć drzwi, podłoga uciekła jej sprzed oczu. Wszystko się zakręciło, a ona sama zaczęła spadać do tyłu. Prawdopodobnie teraz syczałaby z bólu, gdyby nie osoba, która w ostatniej chwili złapała ją za ramiona.

— Czekaj, wiem, że na mnie lecisz, ale trochę dyskretniej, wszyscy patrzą.

Faktycznie, parę osób powychodziło z przedziałów by sprawdzić, co spowodowało hałas, bo Lily uderzyła nogą o kant uchylonych drzwi. James natomiast szeroko się uśmiechał, choć można było zauważyć, że nieco zmartwił się stanem dziewczyny. Nie codziennie spotyka się osobę, która przewraca się na prostej drodze.

— Co ty tu robisz? — zapytała, nieudolnie próbując stanąć na nogi. Były jak z waty. — Śledzisz mnie?

— Po prostu jakiś czas za tobą szedłem — wzruszył ramionami, przerzucając sobie rękę rudowłosej przez szyję. — Nie mogę już usiąść w przedziale ze znajomą?

Lily chętnie by się odgryzła, ale w tym stanie nie chciało jej się nawet otwierać ust, więc na pytanie okularnika tylko skinęła głową i przy jego pomocy weszła wreszcie do przedziału. Opadła ciężko na siedzenie, podwijając nogawkę spodni w miejscu, w którym się uderzyła. Nacisnęła skórę lekko wskazującym palcem i syknęła z bólu.

Będzie miała po tym niezłego siniaka.

— Z tobą wszystko dobrze? — rzucił James. — To znaczy, jesteś strasznie blada i w ogóle.

Przez chwilę Lily próbowała rozszyfrować jego ton głosu. Powiedział to tylko dlatego, że tak wypadało? Czy może na odczepne, żeby nie mieć poczucia winy? Był zirytowany? Zdenerwowany? Nie, raczej nie. To było kpienie dobrze przeplatające się ze zmartwieniem. Okularnik najwyraźniej opanował tę sztukę do perfekcji.

— Tak, wszystko jest idealnie, jak zawsze — odburknęła, zaraz potem czując się z tym co najmniej źle. — Przepraszam. Miałam okropny dzień.

Miała okropny tydzień, może nawet miesiąc. Postanowiła jednak, że w tej sytuacji lepiej po prostu ugryźć się w język, stłumić w sobie wszystkie emocje i nie drążyć tematu. Zresztą, sama nie była pewna czy w ogóle jest gotowa rozmawiać o tym z kimkolwiek.

Niedługo później dołączyli do nich Remus, Syriusz, Peter, Evie i Diana. Rudowłosa tylko cicho się przywitała i oparła głowę o szybę. Wkrótce pociąg ze zgrzytem ruszył, a ona zasnęła po kilku minutach, głównie przez przyjemne kołysanie pociągu. Nie wiedziała, ile spała, ale kiedy się obudziła, na zewnątrz było już całkowicie ciemno. I tak była z siebie dumna.

To pierwszy od długiego czasu sen, w którym nie męczyły ją koszmary.

◸ ◌ ◿

↳ 𝙅𝙪𝙨𝙩 𝙗𝙚𝙘𝙖𝙪𝙨𝙚 𝙢𝙮 
𝙚𝙮𝙚𝙨 𝙙𝙤𝙣'𝙩 𝙩𝙚𝙖𝙧, 
𝙙𝙤𝙚𝙨𝙣'𝙩 𝙢𝙚𝙖𝙣 𝙢𝙮 
𝙝𝙚𝙖𝙧𝙩 𝙙𝙤𝙚𝙨𝙣'𝙩 𝙘𝙧𝙮. ↲

◸ ◌ ◿

Publikując to ręce trzęsą mi się tak mocno, jakbym robiła to pierwszy raz, a przecież bez większego zastanowienia klikałam ten przycisk już dziesiątki, jak nie setki razy.

Przychodzę do was z Prologiem i pierwszym rozdziałem. Mam nadzieję, że się spodoba ♡

Przygotowując fabułę i obmyślając wydarzenia do tego fanfiction, przejrzałam naprawdę sporo piosenek i niektóre z nich stanowią tak naprawdę fundamenty oraz podstawy całej tej historii, bo to właśnie nimi się inspirowałam. Pomyślałam, że skoro są tak ważne dla mnie, mogę zamieszczać jedną pod każdym rozdziałem i może komuś się spodobają 😁

𝕋𝕠𝕕𝕒𝕪'𝕤 𝕤𝕠𝕟𝕘:

⌊❝𝗂'𝗆 𝗌𝗈 𝗍𝗂𝗋𝖾𝖽...❞ - 𝖫𝖺𝗎𝗏, 𝖳𝗋𝗈𝗒𝖾 𝖲𝗂𝗏𝖺𝗇⌉

Tak naprawdę poznałam tą piosenkę tylko i wyłącznie dzięki coverowi Erica Nama, który też gorąco polecam. Może i nie ma tego samego sensu co prolog, ale nadal jest jedną z moich ulubionych piosenek w ostatnim czasie, no i mniej więcej pasuje do tytułu prologu, 𝐭𝐢𝐫𝐞𝐝𝐧𝐞𝐬𝐬.


Pełnia Słońca - JilyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz