Wieki temu na ziemie wylądowały niezwykle kamienie które nadawały niesamowite zdolności pierwszej osobie która go dotknęła. Teraz na ziemię zaczęła spadać kolejna fala tych kamienia. Jeden z meteorytów choć nie ogromny to dalej większy niż jakikolwiek spadł na ziemię i uderzył w jeden z lasów.
Aiden to ciekawski nastolatek który spędzał czas zwiedzając los. To w tedy największy z meteorytów uderzył w ziemię. Nie mógł się powstrzymać i poszedł zobaczyć meteoryt z bliska. Choć do okola było pełno płomieni i dymu to nie powstrzymało go przed przed zbliżeniem się do kamienia. Nie rozumiał dlaczego ale czuł, że powinien go dotknąć, więc przewyższył swój strach i położył swoją dłoń na kamieniu. Przeszył go ogromny ból, a zdezorientowany wbiegł w dym, wtedy ból się nasili. Czuł się jakby dym łączył się z jego ciałem. Ból ustal, tak samo jak uczucie łączenia się z dymem, jednak Aiden zaczął czuć coś innego, poczuł jak rośnie w nim siła, poczuł się jakby bez problemu mógł przebiec maraton, zaczął rozumieć więcej i był przekonany, że jest niesamowicie zwinny, ale co najważniejsze czuł się jakby potrafił zmienić swoje ciało w dym. Chciał się przekonać czy to co czuje nie jest tylko jakimiś zwidami spowodowanymi meteorytem. Więc zaczął biec przez las, dostrzegał którędy biec i gdzie postawić stopę by nie zatrzymywać się ani na chwilę. Biegł lepiej, szybciej i dłużej niż wcześniej. Nie zatrzymywał się do póki nie trafił na rzekę która zablokowała mu drogę. Spojrzał na swoją rękę którą zmienił w dym, potem cofnął się, wziął rozbieg i skoczył a w locie jego ciało wraz z ciuchami zmieniło się w dym i przeleciał nad rzeką. Był już daleko od meteorytu ale i tak kiedy się skupił mógł usłyszeć sygnały policji, chociaż, że było już ciemno widział wszystko doskonale. Po sprawdzeniu swoich możliwości zaczął kierować się w stronę swojego domu.
Merlin, czarnowłosa dziewczyna z piwnymi niebieskimi oczami, pochodząca z dobrej i bogatej rodzin. Merlin dostawała od taty piękne kamienie zawsze kiedy wyjeżdżał do pracy. Niedawno dostała od taty kolejny kamień, choć nie mogła się pożegnać z tatą ani mu podziękować, ponieważ kiedy jej ojciec wyjeżdżał była sobota rano, a ona jeszcze spała. Kiedy się obudziła taty już nie było, a z powodu zimna postanowiła rospalic w kominku. Przeszła się po domu, a potem poszła w kierunku swojego pokoju. Zauważyła kamień którego wcześniej nie było w jej kolekcji owiniętego szmatką. Wzięła go ze sobą i wróciła do salonu gdzie znajdował się kominek. Czemu się tak kręcę pomyślała sobie i stanęła blisko źródła ciepła odkrywając kamień.
- Naprawdę ładny okaz z ciebie.
Powiedziała wyciągając kamień ze szmatki. W tym samym momencie poczuła ból oraz oszołomienie i przez przewróciła się wpadając do kominka. Ku jej zdziwieniu nie jej włosy nie stanęły w płomieniach, na jej skórze nie było poparzeń, ani nie czuła bólu, czuła jednak jakby ten sam ogień w którym przed chwilą leżała, teraz znajdował się w jej żyłach. Wybiegła z domu i oparła się o pobliskie drzewo, które z dotknięciem stanęło w płomieniach. Przestraszona Merlin uciekła do domu i zadzwoniła po straż pożarną. Reszta jej dnia była równie szalona jak początek.Merlin choć przestraszona swoimi nowymi i nieznanymi mocami, chciała czy nie musiała iść do szkoły. Zawsze mogła by powiedzieć komuś dlaczego nie chce iść ale to nie wchodziło w grę, jedyna osobą która mogła by się dowiedzieć był jej tata ale ten chodź przerażony informacja o pożarze jeszcze nie mógł wrócił. Więc postanowiła zachowywać się normalnie, dopóki nie wróci tata w tedy wszystko mu wyjaśni i na pewno razem coś wymyślą.
Dni mijały. Choć Merlin kilka razy prawie podpaliła kilka rzeczy to czuła jak jej moc słabnie, miała nawet nadzieję, że zniknie i wszystko wróci do normy.
W końcu jej ojciec wrócił do domu przytulił na powitanie swoją ukochana córkę, jednak ta zamiast się cieszyć zaczęła płakać. Potem spędziła sporo czasu na rozmowie z ojcem o tym co się stało pod jego nieobecność. Ten za to w końcu opowiedział jej o swojej pracy i o miejscu gdzie nauczą ją kontrolować swoje moce i będzie bezpieczna.
- Ale co jeśli będę tęsknić?
- Już ci mówiłem jestem częścią tego więc będę blisko ciebie. Poza tym nie wyślę cię tam jeśli tego nie chcesz.
Merlin się zgodziła i tak o to została częścią tajnego rządowego projektu który miał na celu zebranie wszystkich nadludzi jak ich nazywał rząd w jednym miejscu, zapewnić im bezpieczeństwo i co najważniejsze nauczyć ich żyć normalnie.Gdy Merlin dotarła do placówki została przydzielona do tak zwanej żółtej strefy, co by wyjaśniało żółty pasek na jej białym kombinezonie który otrzymała. W placówce było pełno uzbrojonych strażników. Jak na razie to przypomina więzienie pomyślał sobie. Została przywitana przez kobietę o krótkich, czarnych włosach a skórę miała bardzo jasną. Po jej stroju można było wnioskować, że jest kimś w stylu naukowca.
- Witaj, Merlin nazywał się dr. Johnson i w przyszłości będę jedną z osób która się będzie tobą zajmować. Teraz jednak pokaże ci ważne miejsca w placówce.- To jest stołówka, tutaj wszyscy uczniowie jedząc codziennie pięć posiłków dziennie - powiedział to Johnson nie spowalniając kroku i zostawiać Merlin za sobą. - O to siłownia miejsce gdzie możesz ćwiczyć oraz doskonalić swoją moc - nie zatrzymywała i szla dalej do sal gdzie przeprowadzane są lekcje. - Tutaj będziesz się uczyć, jutro zostaniesz przydzielona do klasy, a pojutrze chce cię widzieć na lekcjach. Nie rób takiej smutnej miny, nauczenie się jest ważne, ale spokojnie tutaj będziesz się uczyć jedynie ważnych rzeczy.
Johnson nareszcie doszła do żółtej strefy gdzie znajdował się pokój Merlin.
- O to twój pokój. Zanim jeszcze się pożegnamy chce żebyś dzisiaj albo jutro zapoznała się z zasadami - powiedziała podając Merlin kartkę z zasadami. - Nie są skompilowane i całkiem oczywiste, głównie to nie robić problemów oraz chodzić na lekcje, jednak są trzy specjalne zasady. Nie wolno ci się zapuszczać w głąb placówki bez upoważnionego do tego pracownika, nie wolno ci używać mocy poza siłownia pod warunkiem, że jesteś pod nadzorem strażnika lub któregoś z naukowców, nie wolno ci iść do czerwonej strefy oraz do pomarańczowej bez zgody strażnika lub naukowca.
Ostatnia zasada lekko zdziwiła Merlin, zabrzmiało dla niej to tak jakby miała większą rację co do faktu, że to miejsce przypomina więzienie.
- Jasne?
Merlin kiwnęła głową na tak i poszła do swojego pokoju, resztę dnia spędziła zastanawiać się nad tym miejscem i dlaczego nie wszystkie strefy są dostępne dla "uczniów".Nad ranem Merlin wstała wyspana lepiej niż zwykle.
- Dzień dobry Merlin, nie chciałam cię budzić ale widzę, że sama już wstałaś - odezwał się ciepły głos dr. Johnson wchodzącej do pokoju.
- Dzień dobry proszę pani. Wie pani może która godzina? Nie mam zegarka a nie mam jak spojrzeć za okno.
- Mam coś dla ciebie co rozważę ten problem - Johnson wyciągnęła zza pleców bransoletkę. - Daj mi swoją rękę.
Merlin podała swoją rękę a Johnson ubrała na nią bransoletkę, uruchomiła bransoletkę a hologram zegarka pojawił się nad nią. Następnie Johnson przedstawiła Merlin wszystkie możliwości bransoletki.
- To by było wszystko, pamiętaj jutro zaczynasz naukę, a za około godzinę wszyscy zbierają się na śniadanie, lepiej ty też przyjdź, poznasz swoich kolegów ze strefy - powiedział kierując się w stronę wyjścia z pokoju.
- Do widzenia.
Przez godzinę Merlin z nudów bawiła się swoją bransoletką, sprawdzała różne jej opcje, sprawdzała jaki ma harmonogram dnia. Gdy nastał pora śniadaniowa poszła do stołówki, wzięła dla siebie jedzenie i zamarła szukać jakiegoś wolnego miejsca. Było tam pełno ławek i stołów ale wszystkie miejsca były zajęte. Pewna blond włosa dziewczyna zaczęła ochoczo do niej machać, by usiadła z nimi. Tak też zrobiła, podeszła do stołu i się przywitała.
- Część, mam na imię Merlin!
- Hej! Mam na imię Agnes ale wszyscy nazywają mnie Aggy.
Aggy jest energiczną blondynka o piwnych oczach.
- Wiem kim jesteś! To ty jesteś tą córką naukowca! Tak! Mam rację widzę po twoim wzroku.
- Nie przejmuj się nim, to Brad i jest trochę walnięty.
Brad miał bardzo krótkie, brązowe włosy i jasną cerę oraz mówił bardzo energicznie.
- Tam siedzi Jack, on jest normalny ma moc kontrolowania ziemi czy jakkolwiek to nazwać.
- To prawda. Miło mi cię poznać Merlin. - Odezwał się Jack opanowanym głosem. Jack jest czarnoskórym mężczyzną z krótkimi czarnymi włosami. Jack i Aggy mieli na sobie taki sam kombinezon jak Merlin, a Brad miał z zielonym paskiem.
- Zapomniała bym powiedzieć ci o mojej mocy. Potrafię zamienić się w lisa oraz szybko regeneruje swoje zdrowie. A ty ją masz moc?
- Coś podobnego do Jacka, tylko, że z ogniem, ale nie zdążyłam się do tego przyzwyczaić i nie wydaje mi się żeby to było coś dobrego.
- Rozumiem. To coś nowego dla ciebie, potrzebujesz czasu, żeby się do tego przyzwyczaić.
- Merlin, mam go ciebie bardzo ważne pytanie. Czy kiedykolwiek słyszałaś o czarnej strefie?
- Brad, a ty znowu swoje? Nie ma czegoś takiego jak czarna strefa - uprzedziła Merlin z odpowiedzią Aggy.
- Aggy o czym on mówi?
- Mówiłam, że jest trochę walnięty. Ma swoje teorie, że jest jakaś czarna strefa w której trzymają jak na razie najpotężniejszego z nadludzi.