Minęły dwa lata od kiedy Merlin przybyła do placówki. Na lekcjach nauczyła się wielu rzeczy i ku jej zdziwieniu były interesujące, oprócz tego nauczyła się sztuk walki oraz jak lepiej korzystać ze swojej mocy, choć nie była tak potężna jak inni uczniowie to swoim zaangażowaniem zaczynała im dorównywać. Powoli też zaczynała wierzyć Bradowi co do jego teorii, choć niektóre rzeczy, które opowiadał, dla niej wydawały się dziwne, to miała wrażenie, że ma rację. W końcu miała do tego powód, przez te dwa lata ani razu nie widziała żadnego ucznia z pomarańczowej albo czerwonej strefy, zresztą jej przyjaciele też nie, nikt nie widział. Za to ostatniej nocy miała dziwny sen podobny do tych, co miał Brad, weszła do czarnej strefy i zobaczyła zakapturzonego mężczyznę, a obok niego trupy naukowców i strażników. Postanowiła powiedzieć o tym innym, poszła na stołówkę i usiadła z przyjaciółmi, wszyscy wyglądali na przestraszonych, wszyscy uczniowie, a nawet pracownicy.
- Hej, dobrze się czujecie?
- Jest w porządku, po prostu mieliśmy dziwny koszmar. Wszyscy. - odpowiedziała Aggy z niepodobnym do niej, smutkiem w głosie.
- Wszyscy uczniowie go mieli i mogę się założyć, że ty też — powiedział Brad, który w przeciwieństwie do innych był podekscytowany.
- Masz jakiś pomysł, skąd te sny się biorą? I dlaczego nagle wszyscy uczniowie je mają?
- Widzieliście go, widzieliście obiekt 0, to on siedzi w czarnej strefie, co do tego dlaczego wszyscy go mieli — w jego głosie zniknął entuzjazm, który był wcześniej, a na jego miejscu pojawiła się niepewność- stawiałbym, że planuje uciec, ale nie mam pewności.
Znikąd koło ich stołu pojawiła się dziewczyna ze skośnymi oczami i z czarnymi włosami zaplecionymi w warkocz.
- Wczoraj, w nocy, strażnicy przywieźli nową dziewczynę, wrzucili ją do pomarańczowej strefy, a później ci sami strażnicy zaczęli się czegoś panicznie bać.
- Przepraszam bardzo, ale kim jesteś?- spytał się Jack, który zdziwił się na widok nieznajomej dziewczyny i tego co mówi.
- Nazywam się Maya i mówię wam, że coś tu nie gra tamtą dziewczynę zaciągali siłą.
Maya odeszła i usiadła samotnie przy stoliku, zostawiając czwórkę przyjaciół z ich myślami.
- Co teraz zrobimy?- zapytała Merlin.
- Powinniśmy sprawdzić, czy to, co mówi to prawda. Razem będziemy w stanie dowiedzieć się czegoś- odpowiedział Brad podekscytowany swoim pomysłem.
- Naprawdę jej wierzycie? Chcecie szpiegować ludzi, którzy nam pomogli, bo mieliście, jakich koszmar a jakaś dziewczyna wam powiedziała, że coś jest nie tak z tym miejscem?- odezwała się Aggy zaniepokojona całą sytuacją.
- Gołym okiem widać, że coś jest nie tak, a jeśli to, co Maya powiedziała, jest prawdą? Aggy tam mogą być dzieci! - Merlin nie mogła uwierzyć, że jej przyjaciółka nie dostrzega problemu w tym co się tutaj dzieje, Aggy za to zirytowana zachowaniem znajomych wstała i poszła do swojego pokoju.
- Więc jasne jest, co robimy?
- Nie Brad, nie będziemy przeprowadzać żadnego dochodzenia, zaczekamy. Nie wydaje mi się, żeby 0 planował cichą ucieczkę, a kiedy już się zacznie, dołączymy do niego i mu pomożemy- powiedział Jack.
- Ale co z Aggy?
- Dobrze wiesz, że Aggy przez swoją moc czuje połączenie z naturą i wszystkim, co żyje, ten koszmar uderzył w nią bardziej niż w innych, ale przejdzie jej. Mam nadzieje.Przez następne dni koszmary nie zniknęły, choć wyglądały inaczej, każdy sen był łagodniejszy od poprzednich, spokojniejszy. Strażnicy i naukowcy byli zaspani całkiem jakby ich koszmary stawały się straszniejsze. Zawieszono lekcje, ograniczono możliwość wychodzenia ze swoich pokoi, a tej nocy można było usłyszeć hałasy ze strefy pomarańczowej i czerwonej, to wtedy Merlin przebudziła się ze snu. Zastanawiała się, co takie się dzieje. Zastanawiała się, czy to ten dzień. Dzień ucieczki. Podniosła się z łóżka, podeszła do drzwi, by nastawić ucho, jednak wtedy uruchomiła się jej bransoletka, Merlin poczuła ukłucie i zaczęła opadać z sił, osłabiona padła na ziemie, jej oczy powoli się zamykały, aż nagle bransoletka się wyłączyła. Siły zaczęły do niej wracać a ona, podniosła się powoli i z głośników placówki usłyszała głos mężczyzny.
- Witajcie moi drodzy uczniowie, czy raczej obiekty jak to wolą nas nazywać w pomarańczowej i czerwonej, nazywają mnie obiektem 0, a wy wszyscy dzisiaj wychodzimy na wolność.
Po ostatnim słowie otworzyły się drzwi pokoju. Gdy wyszła z pokoju, ujrzała innych uczniów, którzy tak jak ona nie wiedzieli, co się dzieje. Za zakrętu na końcu korytarza wybiegło dwóch strażników, a za nimi wolnym krokiem, trzymając w ręku siekierę przeciwpożarową, szła postać, wokół której unosiło się coś podobnego do czarnego jak noc dymu. Gdy nabrali dystansu, strażnicy zatrzymali, obrócili się i wystrzelili serię w zakapturzony człowiek, był podobny do tego co widziała w koszmarach. W ciele mężczyzny pojawiły się dziury, na wylot, większe niż same pociski, wyglądało to jakby powstały, tylko po to by naboje przeleciały, bo po chwili się zagoiły. Strażnicy chcieli uciekać, jednak tajemnicza postać rzuciła siekierą, która trafiła w głowę jednego ze strażników. Następny strażnik został pokonany równie szybko, czymś podobnym do łańcucha z cienia albo bardziej dymu, który wcześniej otaczał dziwnego mężczyznę. Merlin jak i inni uczniowie byli przerażeni tym, co widzieli, krew leciała z głowy.
-Jesteście wolni — dziewczyna poznała, że mężczyzna jest podobny do tego z głośników.
0 podszedł do trupa i wyciągnął z jego głowy siekierę, potem zamachną się i dobił drugiego strażnika. Merlin nie wiedziała, co należy zrobić, 0 pomógł im, jednak był też mordercą, zastanawiała się, czy jeśli chce uciec, to czy będzie, musiała też kogoś zabić. Wyszła ze swojego pokoju, powoli, bo dalej nie czuła się w pełni na siłach i powiedziała do innych uczniów — No dalej! Wychodzimy stąd! - Merlin nie patrzyła za siebie czy inni idą za nią, nie patrzyła na ciała pod jej nogami. Widziała tylko długi biały korytarz oraz obiekt 0, który idzie przed nią trzymać w ręku jego zakrwawioną bronią.
- Wiecie jak stąd wyjść? - zapytał się 0.
- Drugi zakręt w prawo. Potem prosto i znajdziemy wyjście.
0 zero nagle zniknął, po prostu rozpłynął się w powietrzu, pozostał po nim jedynie dym, który po chwili zniknął tak jak on. Pojawił się przy pierwszym zakręcie korytarza a wraz z nim, jego pojawienie się poprzedzał dym.
- Są tam strażnicy, zajmę się nimi, a wy idźcie dalej do wyjścia.
- Mogę ci pomóc — odezwała się Merlin.
- Poradzę sobie, a jeśli napotkacie problemy, to będzie wam potrzebny ktoś, kto jest gotowy walczyć.
Merlin przytaknęła. Jak tylko 0 zniknął i pojawił się przy strażnikach, dziewczyna poprowadziła innych uczniów do wyjścia. Udało im się przebiec korytarzami bez problemu jednak kiedy myśleli, że wolność jest już blisko, okazało się, że drzwi są zamknięte. Merlin podbiegła do elektrycznego zamka i nieskutecznie próbowała odblokować przejście. Strażnicy pojawili się za plecami uczniami. Wycelowani broń, a jeden z nich powiedział:
- Spokojnie widzimy, że jesteście zielonymi i żółtymi obiektami. Nie zrobimy wam krzywdy.
- Jesteśmy obiektami? - Merlin poczuła złość, uwolniła płomień i jej pięści stanęły w ogniu.
- Nie zrobimy wam nic, będziecie, bezpiecz-.
Nagle, ogromny człowiek wysoki na ponad dwa metry i szeroki w barkach, przebiegł przez ścianę, niszcząc ją i wbiegając w strażników i powalając ich na ziemie jak domek z kart.
-Dzieciaki — powiedział mężczyzna donośnym głosem — powinnyście uciekać.
- Drzwi są zamknięte.
Olbrzym rozpędził się i zaszarżował w drzwi. Te jednak stały nienaruszone.
- Piekielne drzwi.
- Siła nie zawsze jest rozwiązaniem Wiktor — odezwał się swoim tajemniczym 0, który pojawił się bezszelestnie. Miał na swoich ciuchach i rękach więcej krwi niż ostatnio.
- To, co chcesz zrobić człowieczku?
- Dajcie mi chwile.
0 podszedł do panelu odpowiadającego za drzwi. Zaczął w nim grzebać, a drzwi po chwili się otworzyły. Trzech strażników, którzy stali za drzwiami natychmiastowo wycelowali w obiekty, 0 równie szybko przeniósł się za ich plecami. Pierwszemu skręcił kark w mgnieniu oka, potem kopnął drugiego w nogę, a następnego uderzył swoim łańcuchem, który ponownie pojawił się znikąd, pod koniec kopną strażnika, który trzymał się za kończynę, a ten stracił przytomność.
- Co tak patrzycie? Idziemy — powiedział mężczyzna.
- Tymi schodami w dół — odezwała się Merlin. Brzmiała, tak jakby trochę zaczynała wątpić, czy na pewno dobrze robi.
- Kurwa — wymamrotał 0, jak zobaczył, że na końcu korytarzu pojawił się strażnik w dziwnym pancerzu i uzbrojony w podejrzaną tarczę oraz długą pałkę elektryczną. - Wiktor, zabierz ich stąd, ja się nim zajmę.
- Powinienem ci pomóc.
- Jeśli na waszej drodze pojawią się problemu, przyda im się twoja pomoc.
Wiktor kiwnął tylko głową i pobiegł wraz z pozostałymi obiektami w dół schodami.