Z granatem, niemalże czernią nocnego nieba, kontrastowała biel pokrywająca świat. Biel ta była nieskazitelnie czysta w niektórych miejscach, zaś gdzieniegdzie, zwłaszcza przy krawężnikach i na chodnikach umorusana ziemią. Na placach, w parkach i każdym możliwym banerze reklamowym były ozdoby świąteczne i informacje o przecenach na kolejne niepotrzebne rzeczy, bądź jedzenie. Drzewa były ozdobione łańcuchami i lampkami, a pod nimi leżały sztuczne prezenty w przeróżnych kolorach obwiązane satynowymi w dotyku kokardami.
Ludzie śpieszyli ulicami do swoich domów, czy to do przyjaciół, czy do rodziny. Byli tacy, którzy jeszcze nie skończyli robienia zakupów i dopiero teraz, kiedy lokale były zamykane, oni wbiegali nań i w ekspresowym tempie brali to, czego im brakło. Zdarzało się widzieć jeszcze rodziców z dziećmi bawiących się na oprószonych śniegiem placach zabaw, bądź radośnie lepiących bałwana. Były także najzwyklejsze grupy znajomych, którzy z pizzą, lub kubełkami z KFC beztrosko szli chodnikiem, nie za bardzo dbając o otaczające ich tłumy. Dało się jeszcze widzieć ostatnich sklepikarzy krzyczących o wspaniałych przecenach na ryby, warzywa, czy owoce. Całość ta tworzyła rodzinną atmosferę, choć przepełnioną przepychem i zgiełkiem, który jednak nie był czymś, co bardzo przeszkadzało komukolwiek.
Byli jednak także i samotni ludzie, którzy nie mieli pomysłu, jak spędzić święta, nie mieli z kim tych świąt spędzić lub po prostu nie chcieli ich obchodzić. Jedna z takich osób szła właśnie jedną z mniej uczęszczanych uliczek, ukrytych po bokach kompleksów mieszkaniowych. Mężczyzna ten smętnym wzrokiem błądził po mieszkaniach, w których tliło się światło i wszystkich tych dekoracjach, których sensu nie mógł zrozumieć. Najwyraźniej jednak ludziom się to podobało, skoro rok w rok kontynuowali ten zwyczaj. Co jednak przyszłoby im z czasu spędzonego na rozwieszaniu tego wszystkiego? Poza dodatkowym czasem straconym na zdejmowaniu ich, niewiele. Oczywiście, satysfakcja, jednak... Czy tyle wysiłku było tego warte? Z innej strony było to jednak piękne. Stanowiło o jedności przyzwyczajeń ludzkich i tym, że mimo wszystko byli jednością. Nawet, jeśli obawiali się, że tak nie było, wszyscy byli częścią jakiejś społeczności.
Wciąż pogrążony w rozmyślaniach, mężczyzna usiadł na drewnianej ławeczce w jednym z blokowisk, uprzednio strząsając z niej śnieg. Nie za bardzo miał pojęcie, gdzie się znajdował. Był jednak pewien, że przez kilka godzin bezcelowego chodzenia po mieście już z pewnością nie był w centrum, a raczej kierował się na wschód, w stronę wybrzeża. Wnioskował to z faktu, iż już czuł zapach lekkiej morskiej bryzy. Lubił ten zapach - przypominał mu każdy dzień spędzony w pracy.
Powodem, dla którego chciał umrzeć, były codziennie płaczące o wschodzie słońca mewy. Był delikatny powiew wiatru, który otulał jego twarz, przypominając mu o wszystkim, co się stało, dzieje i będzie dziać. O nieustannie płynącym czasie, bezwzględnie odliczającym sekundy, minuty, godziny, dni, miesiące i lata. O tym, że tak naprawdę czuł, że był sam. Mimo tak wielu ludzi wokół niego, czuł, że tak naprawdę był sam. Codziennie przybierając maskę, starał się pokazywać siebie tak wiele, jak mógł, lecz żeby nikogo zbyt nie urazić.
Powodem, dla którego chciał umrzeć, było też słońce otulające jego twarz. Żył. Nawet, jeśli tego nie mógł znieść, żył. Ta świadomość go z jednej strony dobijała – jest tylu ludzi, którzy żyli o wiele za krótko. Tymczasem ten czas, nawet teraz, tracił on. Czy rzeczywiście zasługiwał na to? Czy nawet mimo tak wielu zbrodni, które popełnił, tyle żyć, za które powinien odpokutować, miał prawo sam oddychać? Czy jego serce miało prawo bić, jeśli antagonistą, którego najbardziej chciał się pozbyć, był on sam? Dlaczego więc wciąż co rano czuł puls w swoim nadgarstku, kiedy cały czas się łudził, że być może pewnego razu w końcu nie poczuje znajomego pulsowania?
Powodem, dla którego chciał umrzeć były też jego ubrudzone buty. Były trochę jak jego relacje z niektórymi ludźmi – oryginalnie piękne, lecz otoczone warstwą brudu. Nie przepadał za czyszczeniem ich; zajmowało to zbyt wiele czasu i wysiłku jak dla niego. Tak samo było z jego życiem; nie miał siły czyścić starych brudów, więc robił to okazjonalnie, tylko wtedy, kiedy było to konieczne. Tak było prościej i wygodniej dla niego.
CZYTASZ
melt; sōkoku
Fanfiction"były także i samotne osoby, które nie miały żadnych planów na ten wieczór."