Słońce wyglądające zza rozległych śnieżnobiałych chmur praży niemiłosiernie. Kolejna fala gorąca zalewa mnie podczas sprawdzania ekwipunku. Ubranie przylepia się do skóry. Przecieram twarz rękawem i zakładam hełm.
Krzywy nosal delikatnie zasłania mi pole widzenia, nachodząc na prawe oko. Akceptowalna wada, biorąc pod uwagę rabat, jaki dostałem. Podnoszę wzrok na słońce, po czym przenoszę go na wejście do tunelu. Strach zaczyna wżerać się w moją podświadomość. Nie chcę się go wyzbyć, nauczyłem się to kontrolować. W pewnym stopniu zmieniłem go w oręż, którego nikt mi tak łatwo nie odbierze. Delikatne podszepty nie zmienią się nagle w paniczny lęk, nie obezwładnią mnie. Poza tym, jeżeli popełnię zbyt wiele błędów, przeciwnik je bezlitośnie wykorzysta i pozostaniemy na zawsze w trzewiach podziemi. Świat nie wybacza błędów. Nie ten.
***
Na rubieżach jednego z sześciu największych miast-państw w tym świecie znajduje się wejście do podziemnego przeklętego świata.
Prastare, miejscami zatarte runy pokrywają gigantyczne drzwi. Zaklęcia mają powstrzymać wypływanie skażonej many przesączającej się przez wyrwy w podziemnych labiryntach.
Potężne drzwi i zaklęcia napawają ludzi zgubnym poczuciem bezpieczeństwa. Zarówno miejscowi, jak i przyjezdni często organizują niedaleko wrót spotkania oraz pikniki, jak gdyby nigdy nic. Jakby po drugiej stronie nie czyha zło i potworności, których nie zniesie żaden śmiertelnik. Nie sprostają im i sami Przedwieczni.
Dlatego dawno temu w erze pożogi topniejące zastępy bogów oraz Ostatni zjednoczyli się i wepchnęli w głąb ziemi zło, które wytworzyło się podczas wojen Stwórców i Burzycieli.
Po wielu stuleciach zaplombowane podziemia otworzyły się ponownie. Tym razem żadna boska ręka nie pchnęła w otchłań westchnienia mocy. Stwórcy po wojnie odeszli, pozostawiając świat we władaniu swych dzieci. Teraz to ich twory, rasy śmiertelne, muszą trzymać w ryzach potomstwo podziemi.
Ignoranci nie widzą potworności, jakie czyhają po drugiej stronie. Nie widzą rozbitych oddziałów, które cudem uchodzą z życiem, często zostawiając zabitych i rannych na łaskę podziemi. Nie opatrywali ciężkich ran. Nie zbierali z ziemi odgryzionych kończyn. Nie próbowali zatamować wypływu jelit z rozerwanych brzuchów. Nikt nie odwiedza tych, którzy oszaleli albo zostali tak opanowani przez traumy, że są zagrożeniem dla siebie i innych. Nie wspomnę nawet o rodzinach pozbawionych jedynych żywicieli, o wdowach i sierotach. Tego nie widzą. Szkoda...
Inni za to składają kwiaty dla poległych. Kierują swe modlitwy do opiekunów, aby ci strzegli żywych i odprowadzili dusze zabitych daleko poza jaźń i przestrzeń. Jak najdalej od tego świata. Jak najdalej od bólu i cierpienia.
Tylko nieliczni tak naprawdę wiedzą, co znajduje się w labiryntach. Potwory. Demony. Opętane zjawy i wiele innych niezbadanych, cholernie niebezpiecznych istot rządzących niepodzielnie królestwem otoczonym mrokiem i tajemnicą. Zażarcie bronią swoich terytoriów łowieckich i gniazd albo po prostu czyhają na ludzi schodzących z góry.
Dodatkowym niebezpieczeństwem związanymi z podziemiami jest fakt, że ten labirynt nie stoi w miejscu. Rozwija się, niektórzy twierdzą nawet, że żyje.
Głębsze kondygnacje zmieniają swoje położenie. Rozbudowują lub zawalają się poszczególne piętra i jaskinie. Kompleks łączy się z bliźniaczymi światami i wyrwami. Dlatego mapowanie podziemi jest potwornie trudne i żmudne. Jedynie górne poziomy pozostają niezmienione.
Nie tylko tunele i jaskinie sięgają coraz głębiej. Na powierzchnię różnymi ścieżkami i sieciami wydostają się całe masy potworów i skażonej many. Mniejsze przejścia często nie są w żaden sposób zabezpieczone.
Wiele gildii specjalizuje się w tego typu zleceniach i wysyła armię kartografów w asyście zwiadowców, aby zabezpieczyli przejścia.
Ilu z nich wraca, to inna sprawa. Podziemia, niedostępne krainy i ruiny naznaczone są kolejnymi miejscami rozgromionych wypraw.
Pogruchotane zbroje, obgryzione kości i resztki niestrawionych szczątek tworzą wręcz stosy. Powiększając się z każdym kolejnym rokiem i sezonem, stają się niemym pomnikiem upadłych idei.
***
Lichwiarze twierdzą, że złoto skąpane we krwi zwiększa swą wartość stokrotnie. Niestety mają rację.
Im więcej ludzi zginie podczas walk, im więcej bestie wyżrą inwentarza w szlacheckich folwarkach, tym większe gildia będzie miała zyski od możnowładców lub wyrwie ostatnie miedziaki z gardła prywatnego zleceniodawcy. Nierzadkim widokiem jest poruszenie w wiosce, gdy sołtys zbiera pieniądze dla najemników. Mają wybór. Albo zbiorą odpowiednią sumę i gildia wyśle swoich ludzi, by ubić bestie lub zażegnać inne niebezpieczeństwo, albo porzucą swoją ojcowiznę i wyjadą szukać szczęście gdzieś indziej. Z reguły jednak ludzie są przywiązani do swojej ziemi. Zwykle zostają i giną, jeżeli bestie po raz kolejny wyruszają na żer. Miejsce zabitych zajmie ktoś inny, ale ci nauczeni porażką poprzedników zabezpieczą się i jednak wysupłają pieniądze.
Ci, którzy kładą swe życie na szali, wykonując zlecenia, wymagają dużych sum lub zysków z odnalezionych skarbów. Co tu dużo mówić, jesteśmy materialistami. Jednak to nie bierze się tylko z chciwości.
Jasne, pragniemy pieniędzy i godnego życia. Życia na poziomie. Bez zmartwień o to, co jutro wsadzimy do gara albo czy zima nie zastanie nas bez solidnego dachu nad głową. Nasz majątek to atut podczas wykonywania zlecenia.
Porządne jedzenie, które dostarcza nam energii, kosztuje. Tak samo, jak ubranie chroniące przed zimnem, wilgocią i lżejszymi urazami. Pakiety mikstur i lekarstw. Magiczne zaklęcia i doładowania energii podczas intensywnego korzystania z przepływu many są konieczne, szczególnie dla wrażliwych na moc magów i kapłanów. Za co kupimy nowe wyposażenie i naprawimy stare? Sprzęt od wykwalifikowanych płatnerzy czy zbrojmistrzów z reguły pochłania wszelkie oszczędności. Z drugiej strony nikt na tym nie może oszczędzać. Czym zapłacimy za wynajem kwatery? Mało kto może pozwolić sobie na kupno domu czy ziemi. Musimy płacić podatki władzom miast. Gildia pochłania także część dochodów, w tym ubezpieczenie. Należące do niej lazarety stawiają na nogi zarówno rzesze poszukiwaczy, jak i zwykłych obywateli. Można tak wymieniać długo.
Musimy walczyć o przetrwanie podczas walki, ale też o życie pomiędzy kolejnymi zleceniami. To nie bajki bardów. Tu nie ma rycerzy o złotych sercach ani szlachcianek, które zdejmą z palca pierścionek, aby oddać go potrzebującym.
Nawet żółtodzioby, które pragną czegoś więcej. Chcą podbić świat. Stać się legendą, zbawcami świata. Przeżyć przygodę życia. Rozkochać w sobie piękną córkę barona. A najchętniej wszystko na raz... Nawet oni muszą dokładnie planować wydatki i każdy kolejny krok. Szczególnie oni muszą uważać.
Człowiek, który nie ma wyrobionej legendy w tym świecie, albo zostanie niewolnikiem, albo zginie, bo któryś z jego filarów przetrwania zawalił się zbyt wcześnie i nie był na to odpowiednio przygotowany.
***
Na to wszystko, na radość, sukcesy i niedole zwykłych śmiertelników patrzą Oni. Bogowie. Ciała nieśmiertelne. Pieprzeni władcy i twórcy. Spozierają na nas ze swych gwiazd, będących domem dla niezliczonej masy bóstw.
Dla zabawy lub z dobroci i niewyczerpanej miłości pozwolą na kilka tłustych lat. A gdy zwykłe robactwo rozgniewa ich żałosnymi darami, sprowadzą klęskę, ześlą katastrofy naturalne albo rozerwą ziemię, pozwalając ucztować potworom hibernującym głęboko w jej trzewiach. Radujmy się. Opium dla mas.
W tym wszystkim tkwię ja. Zwykle na pierwszy rzut oka niezwykły człowiek.
Zostałem naznaczony i wskrzeszony wiele lat temu. Odrodziłem się w ciele kilkuletniego dziecka, które umierało na nieuleczalną chorobę. Tak po prostu. Wychowywałem się i dorastałem w rodzinie należącej do podupadłej zaściankowej szlachty.
Przejąłem imię ich jedynego syna. Swoje zatraciłem dawno temu. Nazywam się Harmaa. Harmaa, tak po prostu.
Ci ludzie nie mieli nic prócz honoru i kilku morgów ziemi. Mnie odebrano wszystko.
Nie pamiętam mojego poprzedniego życia. Nie pamiętam nic prócz bólu, który wyrwał mnie z jednego ciała i wrzucił w inne. Wymiętolony arkusz papieru, który został naznaczony skazą.
Moja pamięć została wymazana. Nie wiem, ile miałem lat, kiedy TO się stało. Nie pamiętam mojej rodziny, najbliższych. Nie wiem nawet, czy taką posiadałem.
Średnio raz na kilka dni koszmar wyrywa mnie ze snu w środku nocy. Zrywam się zlany potem i duszę w sobie krzyk. Wtedy na kilkanaście uderzeń serca strzępki wspomnień z tamtego wydarzenia układają się w chybotliwą strukturę mojej prywatnej katowni.
Krzyki, szarpanina, psychopatyczny śmiech i obłęd w przekrwionych oczach. Koszmarny ból rozrywa moją jaźń za każdym razem, gdy jestem katowany. Długi bojowy nóż siedem razy wbija się w mój brzuch.
Tak, za każdym razem liczę te dźgnięcia. Siedem pieprzonych razy ktoś wbija długie ząbkowane ostrze i za każdym razem przekręca je przed zadaniem kolejnego ciosu.
Padam na ziemię. Leżę na karmazynowym dywanie stworzonym z własnej krwi. Nienawidzę tego świata, nienawidzę bogów, którzy mnie tu zesłali.
Nienawidzę ich za to, że mnie tym naznaczyli. Zostawili pustą skorupę, do której wlewa się odrażająca, śmierdząca ciecz, sącząca się przez kolejne dni. Miesiące. Lata.
Chichot losu albo inny ponury żart świata będący elementem boskiego planu. Jakiego? Nie wiem. Nie chcę wiedzieć.
Przyszywany ojciec od początku wiedział, co muszę umieć, by przerwać.
Szkolił mnie. Pokazał, jak wygląda jego świat i przedstawił perspektywy. Gdy osiągnąłem odpowiedni wiek, pożegnałem moją ostoję i ruszyłem na szlak.
– Harmaa, chodź! Ile każesz na siebie czekać. – Pod ścianą opuszczonej, podupadłej kaplicy siedzi młoda kobieta. Jest piękna. Jej brązowe oczy są jak studnia, w której chcę tonąć. Głos ma słodki i cudowny. Dotyk ciepły. Zapach jej włosów działa jak afrodyzjak. Godzinami mógłbym głaskać jej ogon i pieścić ciało. – No chodź.
– Już idę.
Tak. W tym świecie to jedyna osoba, którą kocham bezgranicznie. Jest błyskiem światła, za którym podążam. Agra. Jedyna pokrewna dusza. Towarzyszka broni. Miłość życia. Tylko jej ufam i wierzę. Jest dla mnie jak spoiwo łączące kamienie, na których zbudowano dom. Jak najznakomitszy miecz i najwytrzymalsza tarcza. Jest wszystkim i wszystkimi.
YOU ARE READING
Isekai 1.0
FantasyMężczyzna po brutalnej śmierci zostaje wskrzeszony przez pradawne byty. Odradza się w ciele umierającego kilkuletniego chłopca w nieznanym mu świecie gdzie to magia jest spoiwem wszystkiego co przed eonami stworzyli bogowie, których imiona zostały p...