Kiedyś wierzono, że ziemia jest płaska, a cały świat jest noszony na skorupie wielkiego żółwia, przemierzającego wszechświat. Oczywiście były to prymitywne wierzenia naszych przodów, co ciekawe, już w średniowieczu uważane za przedawnione, wbrew powszechnej myśli współczesnych ludzi. Jednak na chwilę wyobraźmy sobie, że tak jest naprawdę. Że żyjemy w takim świecie. Takim, który wędruje w raz z żółwiem na jego grzbiecie. Teraz wyobraźmy sobie, że żółw jako potężna, ale nadal cielesna istota, ma swoje ograniczone zapasy energii i siły. Wiem, że to brzmi abstrakcyjnie, ale powiedzmy, że jego energię uzupełniają dobre uczynki ludzi, żyjących na dysku, który ze sobą wozi. Wtedy żylibyśmy w symbiozie. Nasz świat jest poruszany na stabilnej płaszczyźnie w zamian za pokarm z naszych uczynków. To ciekawa wizja świata, a za razem daje nam podwaliny pod religię. Taki świat ma swoją religię, więc ludzie, próbują kierować się tymi dobrymi uczynkami w celu zaspokojeniu żółwia i utrzymaniu świata w harmonii. Ludzie starają się żyć zgodnie ze sobą i powstają społeczeństwa o złożonej konstrukcji, które są utrzymywane wokół jednego wspólnego mianownika. Wiary w tego żółwia, który niesie ten świat i wiary, że dobre uczynki go karmią i ten świat idzie do przodu. Nawet jeśli tego żółwia by nie było (a zakładamy, że jest w tym świecie) to dzięki wierze w tego żółwia i postępowaniu zgodnie z jakimś kodeksem, społeczeństwo pozostaje spójne i w miarę harmonijne. Co może być tym żółwiem dla nas? Dla mnie jest to Bóg, w którego wierzę. Co prawda, nie mam pewności czy naprawdę istnieje, ale mam swoje argumenty przemawiające za tym, że tak. Jednak jeśli nie istnieje to wiara w niego nadal ma sens w celu utrzymania tejże harmonii. Jednak aby ją utrzymać nie musi być to nawet wiara w coś po śmierci, a przynajmniej wyznawanie jakiegoś jednego, wspólnego kodeksu moralnego. Jednych zasad rządzących daną grupą społeczną, na która ta konkretna grupa się zgadza. Coraz częściej jednak popularny staje się relatywizm moralny, który stał się wygodny, ponieważ w świecie, gdzie każdy ma swoją własną moralność każdy może robić właściwie co chce bezkarnie, bez wyrzutów sumienia. Cywilizacja przestaje żyć pod jednym mianownikiem i w efekcie rozpada się, a żółw nie dostaje pożywienia i choruje. Nasz świat się wali, bo nasze żądze, egocentryzm i apatia mogą wylewać się do niego do woli. A my nawet nie mamy w sobie poczucia winy. I gdzieś tam jestem ja, który widzi to wszystko, chodź pewnie i tak za mało. Widzi mury, które gwałtownie jak lawina uderzają o ziemię. Ale widzę, też małą cząstkę nadziei, dlatego właśnie piszę to co teraz piszę.
O tym jak ludzie zachowują się w obliczu faktu, iż świat się wali.
Na ziemi żyło trzech ludzi. Nie mieli imion i nazwisk. Niczego co by jakoś specjalnie ich wyróżniało. Po prostu byli ludźmi. Pewnego dnia wszyscy spotkali się w jednym miejscu. Na kwadratowym dziedzińcu, otoczonym kamienicami. A spotkali się w związku z ostatnimi wydarzeniami jakie miały miejsce w ich świecie. Głód, śmierć, śnieg, mróz, upał, susza. Od tego wszystkiego ziemia najpierw obumarła, potem stwardniała, zamarzając, a finalnie wyschła i popękała. Przyczyniło się to do trzęsień ziemi, który nawiedzały ten świat nieustannie od kilku lat. Wtedy pierwszy z nich przemówił.
-Słuchajcie no wszyscy. Po co się tu spotykamy?
Drugi odpowiedział, trzeci milczał.
-Jak to po co? Świat się wali! Susze, mrozy, złe deszcze! Pożary, powodzie, śmierć! Świat się wali! Świat się wali!
Pierwszy podniósł brew i ignorancko spojrzał na zegarek na jego nadgarstku.
-Gdzie się wali!? Nie wali się.
Na to drugi oburzony, trzeci milczał.
-Jak to gdzie? Wali się! Ślepy jesteś na katastrofy dziejące się dookoła? Ludzie cierpią, umierają! Grunt staje się zły! Rośliny nie rosną! Ziemia drży!
Drugi tylko ziewnął i znów popatrzył na zegarek, jakby odmierzał sekundy.
-Wybacz, ale nie mam na to czasu. Nie widzę aby świat się miał walić. Gdyby miał się walić, już dawno by to się stało. Za 15 minut mam obiad, dlatego wybacz, ale muszę już iść.
Gdy chciał już odejść, ten drugi chwycił go za koszulkę i zatrzymał, trzeci milczał.
-Ależ masz teraz obiad! Teraz, w tej chwili! A inni już nie mają! Co z nimi? Co jeśli i ty nie będziesz miał jutro obiadu?
Ten pierwszy wyrwał koszulkę z jego dłoni i odpowiedział, kiedy trzeci milczał.
-Co u sąsiada to u sąsiada. Co u mnie to u mnie. Co dziś to dziś. Co jutro to jutro. A teraz daj mi spokój! Marzę tylko o ciepłym posiłku. Nic więcej. Nie chce ratować świata. Jeśli chcesz to rób to, a mi daj żyć swoją codziennością.
I poszedł. Zawiedziony drugi podbiegł do tego trzeciego, który nadal milczał.
-Hej! Świat się wali! Świat się wali! Zróbmy coś!
Ten trzeci przewrócił oczami dookoła tylko i od niechcenia rzekł.
-I co z tego?
Ten drugi zaczął skakać jakby w szale lub jakiejś dziwnej ekscytacji, trzymając trzeciego za koszulę.
-Wali się! Pali się! Wszystko umiera! Musimy coś zrobić ! Póki nadzieja na jutro!
Na to trzeci powiedział.
-Nic nie zrobimy. Nie zawracaj mi głowy. To już dawno umarło i umrze. Nie zatrzymamy tego. Możemy tylko czekać i korzystać z tego co mamy, póki to mamy.
Drugi aż upadł, roniąc łzy, trzeci milczał.
-Ale... Świat się wali! Świat się wali. Wali, ale żyje nadal. Przecież możemy to cofnąć. Możemy go uratować. Wiemy co robić. Mamy stare zasady! Od przodków przez pokolenia niesione! W piśmie! Piśmie i słowach.
Trzeci z odrazą popatrzył z góry i wypowiedział kilka zdań, pełnych goryczy czarnej jak noc.
-To nic nie da. Widzisz aby co działało! Nie działa! Nic nie działa! Dajmy światu umrzeć. Tylko możemy obserwować.
Trzeci zaczął odchodzić, ale drugi chwycił go za nogę i krzyknął w błaganiu.
-Stój! Proszę! Nie chcesz lepszego jutra! Szansy na nie? Na świat piękny! Nieskalany złem! Jak za dawnych lat!
Trzeci wyrwał kostkę z jego dłoni i z wyraźnym zmęczeniem, rzekł do drugiego.
-Wali się! Wali się... Co było to było. Co jest to jest. Co będzie to będzie. Co wiemy to wiemy. Nic nie będzie. I siła ludzka nie jest w stanie tego cofnąć. Należy się poddać.
I tak pierwszy w beztrosce, drugi w smutku, a trzeci w obojętności rozeszli się do domów. Pierwszy i trzeci nie zrobili nic. Drugi starał się, ale sam nie mógł wiele zdziałać. Świat, wkrótce pogrążył się w chaosie. I każdy ucierpiał. Czy był beztroski, działający lub obojętny. Wszyscy w swoich domach usiedli przed oknem i patrzyli jak świat wali się. Wali się.