Jak Bond skończył z panem Kotem (Q)

5 0 0
                                    


Wszyscy otrzymywali swoje dary między osiemnastym a dwudziestym rokiem życia — dla późno rozkwitających było to dwadzieścia kilka lat. Q zawsze spodziewał się, że będzie należał do tej grupy, ponieważ członkowie jego rodzinny późno odkrywali swoje dary. Było tak dla każdego z pięciorga jego rodzeństwa (Q był najmłodszym, szóstym dzieckiem. Wydawało się, że nie musiał martwić się tym, aż nie będzie miał co najmniej dwadzieścia pięć lat, co dawało mu jeszcze siedem lat spokoju. W młodym pokoleniu Boothroyd były jeszcze inne dzieci, które bez wątpienia otrzymałyby swoje dary przed Q.

W każdym razie był to logiczny ciąg myślowy.

Światła były zbyt jasne. Q miał poczucie, że jest noc, a wokół niego powinna być ciemność, ale zamiast tego była ta jasność i hałas — błyski czerwieni, żółci i bieli płonące w jego oczach ze wszystkim innym. Odgłosy wokół niego były dźwiękami ulicznego ruchu, ale nie mógł sobie przypomnieć, jak się tu dostał, dokąd jechał, a nawet gdzie był. Ostatnią rzeczą, jaką zapamiętał, było opuszczenie pubu i pomachanie na dobranoc kolegom oraz skierowanie się w stronę akademika. Spacer, który odbył setki razy, pomimo młodego wieku. Q przypominał sobie, że czasami czuł się nieco niepewnie idąc do domu — będąc chudym i niezbyt dobrze zbudowanym nie miał złudzeń, że wyjdzie bez zadrapania, gdy ktoś postanowi go napaść. Ale tym razem nie pamiętał, by działo się coś niezwykłego. Po prostu nagle jego mózg był aktywny i bombardowany milionem bodźców, które nie miały sensu.

Wszystko było ogromne. Wyglądało to tak, jakby świat nagle eksplodował — albo Q się skurczył. Ta myśl pojawiła się w jego głowie, gdy samochód przejechał obok niego, ochlapując go błotem, zbliżając się do niego wystarczająco blisko, by niemal go uderzyć. Kolejny nadjeżdżał, tym razem po lewej stronie Q, powodując, że jego umysł przestał pracować, a wszystkie mięśnie zamarły. Przerażony i zdezorientowały obrócił głowę, spoglądając na opony większe od niego. Światła ulicznych latarń padały na niego z potwornym blaskiem, jak spojrzenie wściekłych oczu.

Nienaturalna jasność. Intuicja uderzyła go niczym iskra elektryczności, ostra i nieprzyjemna. Q nagle nieznacznie przekręcił głowę, czując się niezgrabnie i jakoś zniekształcony, i niemalże dostał ataku serca, gdy zobaczył plamy czarnobiałego futra, które było aktualnie ubrudzone błotem. Strach i szok skręciły jego wnętrzności, gdy zrozumienie sytuacji wtargnęło do jego umysłu, naśladując niepewne, chwiejne bujanie się czarnego, kociego ogona po jego chudych bokach.

Zmienokształtny. Otrzymał swój dar, a było nim zmienienie kształtu. Przekształcenie się w kota.

To powinno być ekscytujące, radosne wydarzenie, ale utknął na środku ulicy i nie miał pojęcia, jak zmienić swój kształt, gdy jego dar właśnie zadziałał. Q miauknął żałośnie i próbował wstać i uciec w bezpieczne miejsce. Problem polegał na tym, że jego kocie oczy były trochę inne od jego ludzkich, zmieniając noc w masę jasności i dając efekt niesprawnego noktowizora, a jego mózg nie miał żadnego pojęcia, jak postępować z czterema kocimi łapami. Kolejny samochód przejechał — tym razem tuż nad nim — i szok tym spowodowany sprawił, że Q syknął na niego. Kucnął na asfalcie, opadając płasko na ziemię, gdy pojazd pędził nad nim, warcząc jak bestia. Jakoś samochód pojechał dalej, nie uderzając go, ale wszystko co wiedział Q, to było to, że ruch w każdym z obu kierunków stanowił ryzyko, że opony zmiażdżą jego nagle maleńkie ciało. Spanikowany, krzyczał, czując frustrację, gdy jego koci głos ledwo przenikał ponad szumem ruchu ulicznego. Był nieistotny — mały — niczym. Jego dar spadł na niego nagle i nie wiedział, co z tym zrobić. Może nie przeżyje wystarczająco długo, by się tego dowiedzieć.

Jak Bond skończył z panem Kotem (Q)Where stories live. Discover now