Śnieżka

11 1 0
                                    


Patrząc przez metalowe pręty klatki, obrzucana zewsząd wyzwiskami przez ludzi, o których dobro tak długo dbałam, wiedziałam, że poniosłam porażkę.

Wiedźma

Czarownica

Zabójczyni

S#@a


Nie starałam się zrozumieć, co zrobiłam źle, gdzie popełniłam błąd, co mogłam zrobić inaczej.

Narzeczona szatana

Demon

D#&$*a

Urodziłam się, to był mój największy błąd, ale na zmianę tego było już za późno.

K&*#a

Skuliłam się.

Ciężkie kajdany, zakute szczelnie na moich rekach, uniemożliwiały mi dotknięcie czegokolwiek, oraz wykonanie jakichkolwiek ruchów dłoni. Było to zabezpieczenie zbędne, ponieważ dwa tygodni temu brutalnie wydarto ze mnie całą magię. Zrobili to publicznie. Nie tylko po to, aby mnie upokorzyć, ale właśnie to wydarzenie miało być moim końcem. Nie wszystko jednak poszło według planu.

Tak o to już moja 2 egzekucja, a właściwie to trzecia, ale pozwólcie, że pominę kwestie rozżarzonych do białego gorąca, żelaznych butów, bo to było żałosne.

A co do mojej pierwszej egzekucji, to przeżyłam tylko i wyłącznie przez niewiedzę moich oprawców, bowiem pozbawienie mocy jest śmiertelne tylko dla osób posiadający tzw."pół dar", czyli niewielką ilość mocy. W takim przypadku moc scala się z duszą istoty, dlatego przy nagłym pozbawieniu daru, dusza ulega rozpadowi, co prowadzi do śmierci. Powszechnie wiadomo, że nie można żyć bez swojej duszy, nieważne jak potężnym by się nie było.

Jednak w wypadku "daru pełnego", czyli takiej mnie, czarownicy pełnej, dusza i dar żyją obok siebie, niczym osobne byty wiec jedno może żyć bez drugiego. Kiedy znika dar, pozostaje dusza, a kiedy znika dusza, to dar odchodzi wraz z nią, aby poszukać nowego naczynia. Czasami bywa też i tak, że gdzieś zabłąkany fragment duszy przyklejony do daru, podróżują razem. Wtedy mogą one razem przedostać się do nowego ciała.

W każdym razie, moja poprzednia "wielka egzekucja", okazała się niewypałem, który tylko spowodowała wybuch paniki, wśród zebranych.

Nie ukrywał, że wywołało to u mnie atak histerycznego śmiechu, który przez miesiące nieustającego krzyku brzmiał niczym głos z czeluści piekieł.

Męczono mnie wiec przez kolejne dwa tygodnie, aż postanowili sięgnąć po najbardziej prymitywne narzędzie-stos. Stos w końcu zawsze działał. Nawet ja nie mam co do tego żadnej wątpliwości.

Tak więc jechałam teraz przez rozwścieczony tłum, dobrze wiedząc, co mnie czeka.

Najbardziej jednak bolało mnie to, że po moim odejściu nie znajdzie się już nikt, kto będzie mógł opowiedzieć moją część historię. Już teraz krążą różne bajki o "Złej Królowej", która z zazdrości o piękną pasierbicę postanowiła ją zabić (uwierzcie mi, wcale nie była aż taka ślicznaj), ale to jest ich historia, nie moja.

Moja zaczyna się od historii dziewczyny, która wpadła w oko staremu królowi, któremu pięć lat wcześniej zmarła żona, pozostawiając go z dopiero co narodzoną córeczką. Nie chciałam dobrowolnie ruszyć z królem, więc zostałam zabrana przez zbrojnych siłą. Zmuszona do opuszczenia mojego rodzinnego domu, mojej mamy i dwóch starszych braci. A przede wszystkim, zmuszona do opuszczenia Lukasa. Mojej jedynej prawdziwej miłości, którego darzyłam i będę dążyć szczerym uczuciem aż do końca.

Nienawidziłam króla za to, co zrobił. Nie był jednak dla mnie zły i było widać, że bardzo mnie kochał. Nie zmuszał mnie do niczego i zawsze dbał o to, żebym miała wszystko, co dusza zapragnie. Dostałam nawet osobną komnatę, w której odwiedzał mnie tylko, kiedy sama go o to poprosiła. Bardzo troszczył się również o moją reputację, nie tyle ze względu na siebie, ile na moje samopoczucie na zamku. Szybko ucinał wszelkie plotki rozpuszczane na mój temat, za co jako zagubiona dziewczyna, rzucona w zupełnie jej obcy świat, byłam mu bardzo wdzięczna. Do tej pory dziękuje mu, za pozwolenie na studiowanie królewskich ksiąg magicznych, posiadających wiedzę niemal nieograniczoną.

Nasz ślub odbył się bardzo szybko, bo niecały tydzień po moim przybyciu na zamek. Nie pozwolono mi jednak zaprosić swojej rodziny. Aby uniknąć skandalu, zamiast nich przedstawiono jeden z podupadłych domów starej szlachty, który oczywiście wcześniej sowicie opłacono.

Śnieżka miała wtedy roczek.

Może i nie byłam najwspanialsza macocha, ale starałam się, jak mogłam. A po śmierci króla, którego niektórzy twierdzą, że otrułam, zaczęłam starać się jeszcze bardziej. Mimo całego dobra, jaki dla mnie uczynił, nie mogłam patrzeć na tego człowieka, który odebrał mi całe moje dawne życie i choć nie stawiało mnie to w najlepszym świetle, nie uroniłam ani jednej łzy na jego pogrzebie. Nie miałam jednak zamiaru wyżywać się za moje krzywdy na tym jednym samotnym dziecku, o którego to opiekę prosił mnie król w swoich ostatnich słowach, ale już wtedy miałam przeczucie, że to wszystko nie może się dobrze skończyć. Za każdym razem bowiem, gdy stawałam przed magicznym Lustrem, ostatnim prezentem od mojej matki, mogąc zadać mu dowolne pytanie, pytałam tylko o jedno:

"Lustereczko powiedz przecież, kto nam zgubę niesie".

Zawsze odpowiedź była jedna i ta sama:

"Zguba nasza w twoich rekach"

Nie rozumiałam wtedy tej odpowiedzi tak dobrze, jak myślałam. Twierdziłam, że to ja będę przyczyną zniszczenia i teraz jak myślę nad tym, to po części było prawdą.

Chociaż szczerze nienawidziłam tego miejsca, obiecałam chronić jego mieszkańców. Postanowiłam ze w dniu 7 urodzin Śnieżki, oddam ja pod opiekę zaufanych ludzi, a sama zakończę to wszystko, aż w dniu, w którym to ostatni raz miałam zwrócić się do Lustra, usłyszałam zupełnie inną odpowiedź:

"Śnieżka zgubą naszą będzie".

Przeraziłam się i w jednym momencie zrozumiałam wszystko. Zrozumiałam, kim jest to małe dziecko i że pisane je jest kontynuacja dzieła jej matki. Nie była to bowiem zwykła kobieta, posiadała ona dar pochłaniania magii innych i właśnie w ten sposób miała zamiar wyzbyć się wszystkiego, co magiczne, w całym swoim królestwie. Całe szczęście nie zdążyła tego dokonać, ale swój dar w całości przekazała córce.

Dziewczynka nie stanowiła jak na razie poważnego zagrożenia. Pomimo że była pełnym wsysaczem magii, nie była wyszkolona. Z czasem mógłby to być problem, niewyuczony wysysać nie potrafi kontrolować swojej mocy, a tylko wielcy mistrzowie potrafią przechować wyssana moc w sobie i ostatecznie ją zniszczyć, a nie tylko wysłać ja wolno w świat, gdzie tak może odżyć w kimś innym.

Nie byłam w stanie ją wyszkolić ani zapewnić jej odpowiedniego nauczyciela, dlatego postanowiłam po prostu pozbyć się jej daru. Nie był to może i najlepszy pomysł, ale jedyny, jaki mogłam wykonać dla dobra jej i całego królestwa.

Jednak postanowiono pokrzyżować moje plany. Śnieżka uciekła z zamku.

Wysłałam za nią człowieka bez żadnych zdolności magicznych, żeby przez przypadek nie wyrządziła mu krzywdy. Ofiarowałam mu nóż, który potrafił pochłaniać magię osoby, którą nim ugodzono. Wiem, brzmi drastycznie, ale nóż tak naprawdę był tępy, nie służył bowiem do przecinania ciała, tylko oddzielenia daru od duszy.

Mężczyzna jednak urzeczony urokiem dziewczyny (spowodowanym przez zaklęcie, które najpierw nosiła jej matka, a potem narzuciła go na dziewczynkę) pozostawił ja, a w nóż zaklął magiczna esencje nimfy leśnej.

Domyśliłam się, co zrobił, zanim jeszcze chwyciłam nóż do ręki.

Nie powrócił on bowiem z dziewczyną, jak mu kazałam, tłumacząc, że Śnieżka oszalała i uciekła.

W przekonaniu, że kłamał, utwierdziło mnie Lustro.

Znalazłam dziewczynę w leśnym domu krasnoludów i zaczęłam kolejne podejścia: gorset wysysający magie, zaczarowany grzebień wyzbywający mocy, ale wszystko na marne, bo o ironio losy zawsze ratowały ją magiczne istoty. Aż w końcu osiągnęłam cel zatrutym jabłkiem, które powoli, ale skutecznie miało wydobyć z niej magiczną moc.

Niestety i to nie było skuteczne na długo, gdyż znalazł się książę z sąsiedniego królestwa. Królestwa, które nade wszystko nienawidziło magicznych istot. Najpierw pozbawił życia 7 krasnoludów opłakujących Śnieżkę, a potem dopiero zajął się dziewczyna. Może mało bajkowe, ale właśnie tak było.

I tak właśnie znaleziono pretekst, żeby mnie porwać i zagrabić moje królestwo.

Poselstwo, które przybyło do mojego zamku, okazało się grupą zbrojnych, którzy wyprowadzili mnie z mojego zamku z mieczem na gardle. Następnie założyli na moje nagie stopy rozżarzone trzewiki i kazali tańczyć ku uciesze pary młodej, oraz gości weselnych następnie. Po tym całym występie związaną wrzucili do lochów.

Tam przeżyłam istne piekło. Cały rok tortur i katusz. Publicznych bądź nie. Błagałam, żeby to wszystko się skończyło, aż w końcu nastał ten dzień.

W dzień mojej 1 egzekucji odebrano magie nie tylko mi, ale i wszystkim magicznym istotą w moim dawnym królestwie, pozbawiając ich przy tym życia.

Lustereczko, mój drogi przyjacielu, miałeś racje.

Ale mi nie było dane zginąć. Nie ważne jak bardzo pragnęłam zginąć. Jak długo przeklinałam samą śmierć, żeby zabrała i mnie. Byłam czarownica z czystej krwi, dlatego musiałam przeżyć, aby przetrwać kolejne miesiące kaźni.

No i o to jestem w więziennym wozie.

Sama.

Bez magi.

Bez nadziei.

Bez miłości.

Powóz zatrzymał się nagle i kraty otworzył jeden ze strażników, a dwoje innych wywlekli mnie z powozu, na podwyższenie gdzie znajdował się przygotowany specjalnie dla mnie stos.

Nie potrzeba było do mnie aż dwóch strażników. Byłam zbyt okaleczona, wyczerpana i zmęczona, żeby się chociaż szarpać, a co dopiero uciekać czy walczyć. Gdyby puścili moje ciało, runełabym na ziemie, nie mając siły się już podnieść.

Przywiązali mnie do pala jak jakaś szmacianą lalkę.

Z trudem uniosłam głowę i spojrzałam na tłum, który przybył zobaczyć mój marny koniec.

Na balkonie znajdowała się rodzina królewska, nowy król i królowa ziem zjednoczonych królestw, wraz ze swoim synkiem o śnieżnobiałej cerze i hebanowych włosach. Uśmiechnęłam się do niego. Czułam to. Czułam w nim to, co uleciało ze mnie. Śnieżka nie odebrała dostatecznego wykształcenia, przez co magia nie mogła po prostu zniknąć. Musiała znaleźć sobie jakieś naczynie, a moja znalazła akurat w nim.

Cóż za zrządzenie losu.

Poczułam ciepło pod moimi stopami.

Usłyszałam swoje imie.

Spojrzałam na tłum.

Przedzierał się przez niego niebieskooki mężczyzna.

Chwyciło go dwóch zbrojnych, jednak on cały czas się wyrywał i krzyczał na całe gardło moje imię, jakby było to jedyne słowo, jakie ma dla niego znaczenie.

-Lukas- wyszeptałam przez łzy, które natychmiast wyparowały.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 12, 2020 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zła królowa|One shotWhere stories live. Discover now