Odzyskałem swoją świadomość. Widziałem tylko ciemność. Moje ciało było wychłodzone.
-Z popiołu powstałeś i w popiół się obrócisz - usłyszałem basowy głos odbijający się echem. Szlochy dobiegały do moich uszu ze wszystkich stron. Coś sypnęło mi w twarz. Zerwałem się gwałtownie do pozycji siedzącej. Splunąłem w bok i przetarłem oczy. Teraz szlochania zamieniły się w piski. Otworzyłem oczy. Jasne światło dnia uderzyło mnie w oczy i oślepiło przez chwilę.
-Demon! - usłyszałem przerażony męski głos odbijający się echem - szybko po wodę święconą!
Otworzyłem oczy łapiąc ostrość. Rozejrzałem się dookoła. Byłem w kościele, jak się zorientowałem. Siedziałem na podwyższeniu, dokładniej mówiąc, w jeszcze otwartej trumnie. Ludzie najbliżej cofnęli się i patrzyli na mnie z przerażeniem w oczach. Kobiety z rozmazanymi makijażami ubrane w czarne długie suknie, mężczyźni w czarnych garniturach... Nikogo z nich nie znałem. Krople wody spadły na moją twarz i elegancki, czarny garnitur, w który byłem ubrany.
-Na moc Chrystusa - usłyszałem przed sobą. Spojrzałem tam. Otyły, ledwo poruszający ręką ksiądz w czarnej sutannie machał kropidłem w moją stronę - opuść to ciało! - krzyknął głośno. Ksiądz był, jak już wspomniałem, otyły, około czterdziestki i prawie że łysy. Na palcu dłoni, w której trzymał kropidło miał założony bogato zdobiony sygnet - opuść to ciało! - krzyknął jeszcze głośniej i kolejna seria wody święconej spadła na moją twarz. Spojrzałem księdzu w oczy. Dostałem coś w rodzaju wizji. Stałem w rogu ciemnego pomieszczenia. Jedynym źródłem światła była tu mała żarówka na ścianie, dająca przyciemnione, żółte promienie. Na kanapie, z daleka ode mnie, obserwowałem jak ksiądz, którego przytłumione egzorcyzmy słyszałem, rozchyla nogi nastolatce związanej cienkim sznurkiem budowlanym. Była naga. Płakała i krzyczała.
-Spokojnie - zaśmiał się otyły ksiądz ustawiając się między jej nogami - nie będzie tak źle.
Później usłyszałem tylko płacz, płacz ogromnego żalu i bólu. Teraz już stałem pod drzewem. Piękna jabłoń z małymi zielonymi jabłkami. Środek lata. Ciepłe promienie słoneczne powinny doprowadzić moje ciało do ogrzania, ale dalej czułem chłód. Po ruchach trawy stwierdziłem, że wieje lekki wiaterek, ale nie czułem go. Odwróciłem się. Na jednej z gałęzi dostrzegłem powieszone za szyję ciało. Było odwrócone do mnie tyłem. Kobieca sylwerka, proste, długie blond włosy z różowym odcienieniem przy końcówkach. Dziewczyna miała na sobie białą, cienką sukienkę w różowe kwiaty. Jej ciało powoli odwróciło się w moją stronę. Dostrzegłem jej siną twarz, co znaczyło, że nie skręciła karku, a udusiła się. Wyglądała na około dziewiętnaście lat. Z szyi ciekła obficie ciemnoczerwona krew. Cała sukienka na przodzie była w niej ubrudzona. Nie zrobiło to na mnie wrażenia. Utrzymywałem cały czas kamienną twarz. Poczułem zimną wodę na twarzy.
-Na moc Chrystusa... - znowu krzyczał ksiądz.
-Zamknij się już - powiedziałem spokojnie. Stanąłem na proste nogi i wyskoczyłem z ciemnobrązowej trumny. Coś ukuło mnie w kieszeni. Sięgnąłem ręką do kieszeni. Wyciągnąłem małą książeczkę do nabożeństwa z ostrymi rogami zatytułowaną "Panie mój". Spojrzałem znów na księdza.
-Nic mi nie zrobisz przeklęty demonie z piekła rodem - krzyczał ksiądz - jesteśmy w świątyni pana. Bóg mnie tutaj chroni.
-Gówno cię tu chroni jak wystawisz na próg - krzyknąłem ciężkim tonem. Echo głośno odbijało się od marmurowych ścian - nie ma czegoś takiego jak "Bóg". A ty - wskazałem na niego książeczką - jesteś winny.
-Jestem kapłanem pana! - krzyczał dalej pewny siebie ksiądz.
-Ta ta dobra już - odpowiedziałem znudzony. Przeszedłem do głównej akcji - Konradzie Wiśniewski - sam nawet nie wiedziałem skąd znam jego imię - zgwałciłeś niewinną dziewczynę - kontynuowałem - przez ciebie odebrała sobie swoje życie - ktoś z tyłu nabrał powietrza z niedowierzania - jesteś winny! - zanim ksiądz zdążył składać jakieś wyjaśnienia rzuciłem książeczką, którą dalej trzymałem w ręce. Ostry róg idealnie trafił w krtań winowajcy, przebijając ją. Otyły ksiądz złapał się za gardło. Krew silnie tryskała na posadzkę. Ktoś po prawej zwymiotował. Nikt nie odezwał się słowem. W końcu ksiądz runął na płytki twarzą, topiąc się w kałuży swojej krwi. Odwróciłem się w stronę uchylonych drzwi. Ruszyłem środkiem kościoła. Jedyne co było słychać to echo moich pantofli. Popchnąłem wysokie, metalowe drzwi i wyszedłem na zewnątrz.
YOU ARE READING
Qui necat - Łowca
FantasyMłody mężczyzna budzi się na swoim pogrzebie. Okazuje się, że ma nadludzkie moce. Zaczyna wykorzystywać je do walki z przestępczością.