Był deszczowy wieczór. Już od rana zapowiadało się na ulewę. Z początku był to niewielki kapuśniaczek. Ot co, kilka kropel wody, które dla zabieganego społeczeństwa objawiło się niczym zbawienne orzeźwienie. Jednakże z pogodą bywa jak z ludźmi , człowiek może się ostro przejechać. I tak właśnie było tym razem. Tuż po siedemnastej, całe miasto spowiły ciemne chmury, z których sączyć zaczęły się potwornie duże krople deszczu.
Nie był to dobry znak dla Charlotte. Siedziała właśnie drugą godzinę w szkole muzycznej, co oznaczało, że następne dwie były jeszcze przed nią. Dziewczyna westchnęła przeciągle i sięgnęła do torby po energetyka, którego kupiła za resztę pieniędzy znalezionych w portfelu.
Nie zrozumcie źle! Charlotte nie była biedna, wręcz przeciwnie, nigdy nie narzekała na brak gotówki. W sumie, można by się tego domyślić, po imieniu dziewczyny. W końcu jaka przeciętna osoba nazwałby córkę imieniem, rodem z królewskiego pałacu. W gąszczu wszystkich Susan czy też Julia, miano owej kobiety wypadało, no nie wiem, trochę groteskowo (?).
Po następnych dwóch godzinach siedzenia i słuchania o kompozytorach, epokach muzycznych, czy też interwałach, Charlotte mogła śmiało powiedzieć, że miała dość. Zmęczona i zrezygnowana udała się na przystanek. Niestety przez moment nieuwagi, a także nie do końca skoordynowane ruchy, dziewczyna potknęła się o wystającą kostkę brukową i runęła jak długa na ziemie.
Chwile potrwało nim oprzytomniała. Ledwo co stanęła na nogach i runęła po raz drugi.
- Cholera jasna. - zabluźniła, po czym spróbowała powstać ponownie, tym razem z pozytywnym skutkiem. Otrzepała się z niewidzialnego pyłu, choć do obecnej sytuacji pasowałoby bardziej gdyby zaczęła wyżymać swoje ciuchy. Nie ukrywając zażenowania rozpoczęła zbieranie zeszytów i drobiazgów, które wypadły jej podczas wypadku.
Po ukończeniu pakowania plecaka odwróciła się w stronę przystanku i znieruchomiała...
Tak oto ujrzała ostatni autobus, który podczas tego dnia kursował do jej domu.
- No chyba sobie kurwa żartujecie. - dziewczyna na co dzień nie przeklinała, ale tym razem jej zdenerwowanie sięgnęło apogeum.
Jasne, Charlotte mogłaby pobiec na przystanek, ale zważając na to, że już raz się przewróciła w myślach widziała skutek jej następnej gonitwy. Z zrezygnowanym wyrazem twarzy podeszła powoli na przystanek, aby przejrzeć rozpiskę autobusów, które ładnie mówiąc, spływały po niej jak po kaczce.
Żeby sprostować sytuacje dla osób które nie do końca rozumieją zdenerwowania dziewczyny. Otóż Charlotte mieszkała na wsi, oddalonej godzinę od szkoły muzycznej. Dojeżdżają tam wyłącznie dwa autobusy. Z czego jeden z nich, odjechał jej właśnie z przed nosa, a na drugi musiałaby iść około pół godziny. Są jeszcze przesiadki. W końcu mogłaby podjechać jakimś busem do centrum i przesiąść się na owy drugi transport. I tak, i nie. Niestety okolica gdzie dziewczyna miałaby szanse zmienić autobus, była niezbyt ciekawa, tym bardziej w wieczornych godzinach. Kręciło się tam dużo nieciekawych typów. Idąc dalej, tata Charlotte miał akurat dyżur w szpitalu, a mama nie posiadała prawa jazdy, brat wyprowadził się na drugi koniec kraju, natomiast siostra wyjechała wraz z jej kółkiem uczelnianym na wycieczkę. Dziewczyna mogłaby wymieniać tak w nieskończoność. Do wyboru miała jeszcze taksówkę, ale tak się akurat złożyło, że ostatnie swoje oszczędności wydała na energetyka.
- Boże, czemu ja nigdy nie myślę zanim coś zrobię. - załkała.
Przez myśl przeszło jej, że mogłaby zamówić ową taksówkę, a na miejscu poprosić mamę żeby za nią zapłaciła, ale i tu był pies pogrzebany. Problemem przez, który Charlotte nie miała nigdy przy sobie większej sumy był dosyć prosty. Otóż była bardzo rozrzutna. Dlatego rzadko też dostawała od rodziców pieniądze. Gdyby tylko matka dowiedziała się, że ostatnie drobniaki wydała na energetyka, od razu by się wkurzyła.
YOU ARE READING
New Hopes / one shot
Dla nastolatkówPodanie rąk. Niby symboliczny gest, który tak naprawdę nic nie znaczy.