Sebastian kiwnął głową w stronę Warblersów, a ci podali mu slushie.
Who's bad?
Michael Jackson - Bad
Bas chlustnął nim Kurta, jednak napój nie trafił w cel. Blaine, ten uroczy przystojniaczek, rzucił się, jak dzielny rycerz, w obronie. Jego krzyk rozniósł się echem po parkingu. Bastian zaklnął i popatrzył jak chłopak, dawny Warbler, zwija się na betonie z bólu. Wskazał gestem swojemu chórowi na wyjście i w zamieszaniu chłopcy z Dalton ulotnili się.
Kurt dopadł do Blaine'a i chwycił go za ramiona. Z jego chłopakiem było źle, nigdy nie widział go w takim stanie. Zdezorientowany popatrzył znacząco na Santanę, która powoli kiwnęła głową i wyjęła telefon.
W ciągu paru minut, które według Kurta trwały wieczność, rozległ się sygnał karetki. Sanitariusze zabrali Blainersa ze sobą, a resztę odesłali do domów. Hummel, jako że nie był w stanie prowadzić, siedział wtulony w tylne siedzenie. Martwił się, wiedział, że to nie był zwykły slushie, wiedział także, że to on miał być tym zranionym. Jego myśli zaczęły krążyć wokół jego relacji z Blaine'm. Teraz zdał sobie sprawę, że ich uczucie jest naprawdę głębokie. Chłopak tak bardzo kochał Kurta, że stanął w jego obronie.
Gdy dojechali do szpitala, Hummel nie zważając na nic, wybiegł z auta, o mało nie lądując pod kołami przejeżdżającej karetki. Dopadł pierwszego, lepszego lekarza i próbował się cokolwiek dowiedzieć. Po wysyłaniu tu i tam, w końcu znalazł odpowiednią salę. Wszedł do niej i gdy zobaczył chłopaka, nogi mu się ugięły. Podbiegł do szpitalnego łóżka i chwycił go za dłoń.
- Już, jestem przy tobie. - powiedział. Brunet odwrócił twarz od okna i uśmiechnął się. Na oku widniała przepaska. Chłopak wyglądał jak pirat, na co Kurt zachichotał.
- Nie śmiej się ze mnie... - odrzekł Blaine z udawanym smutkiem. Naprawdę cieszył się, że jego chłopak tu przyszedł.
- Boli? Zabiję Sebastiana. To nie był zwykły slushie! I on nie był dla ciebie. - Kurt mówił szybko, a na jego twarzy malowało się zmartwienie mieszane z nienawiścią.
Blaine posłał mu delikatny uśmiech i popatrzył na niego z miłoscią. Kurt był rozczulający kiedy się martwił. Anderson podciągnął się na łokciach i podniósł rękę. Przyciągnął go do siebie i obdarował namiętnym pocałunkiem. Nie przejmował się zupełnie tym, że może ich ktoś zobaczyć. Chciał po prostu uspokoić Kurta, no i może przerwać jego delikatny słowotok. No i oczywiście podziekować mu za to, że jest, ze przyszedł. Po chwili odsunął się.
- Nie, już prawie nie boli. Dali mi jakieś prochy przeciwbólowe, a zaraz mają mnie zabrać na badania. Wiem, wiem, że to nie był zwykły slushie, ale cieszę się, że ja tu leżę, a nie ty. - Uśmiechnął się smutno. Naprawdę tak twierdził. W końcu zależało mu na tym, żeby uratować od tego Kurta. To Hummel miał teraz ważniejsze sprawy na głowie. Ostatnia klasa, oceny, egzaminy, NYADA. Blainers mógł sobie tutaj poleżec, jego nie goniły terminy.
Kurt popatrzył na niego z iskierkami w oczach i zaczął nucić.
We found love in a hopeless place
We found love in a hopeless place
Yellow diamonds in the light
And we're standing side by side
As your shadow crosses mine
CZYTASZ
Od nienawiści...
FanfictionDawny fanfic pisany jeszcze za czasów fascynacji Glee. Oczywiście z piosenkami, oczywiście miłosny. Oczywiście zostałam za niego zlinczowana kiedyś przez fanów Blaine'a Andersona. Żeby nie było, do pewnego momentu ta postać była moją ulubioną w seri...