SEKIRR 1/2020 #1
Wszystko zaczęło się od jednego... Od Boga, który władał wszelkimi żywiołami. Stworzył ziemię, Muspelhaism oraz Bankour. Osiedlił tam mieszkańców, na ziemi znaleźli się ludzie i inne stworzenia magiczne.. Muspelhaism osiedlili mroczni wojownicy króla ognia, Fantara. Bankour było podzielone na dwie części, jedną, gdzie władali przepotężni prorocy światła, i drugą, gdzie spotkać można było paskudnych goblinów.
Nie były to planety, nic w tej rzeczy. Uczeni nazywali to światami za przestrzenią. W żaden sposób nie dało się tam dostać, przynajmniej tak sądzono...
ZIEMIA, 2020 ROK.27-letni Braham Gangs, amatorski poszukiwacz skarbów, jak zwykle po wyczerpującym treningu na siłowni udał się do swojego domu, w jednej z „Podejrzanych" ulic Brooklynu.
- Miejskie, tłoczne ulice, galerie handlowe na każdym kroku... Czasami brakuje mi tych dni za dzieciaka, gdy wraz z rodziną spotykaliśmy się na farmie dziadka.
Po chwili Braham był już w swoim ciasnym, ubogim mieszkaniu. Nigdy nie mógł liczyć na luksusy.
- Lepsze to niż nic, jeśli w następnym miesiącu nie znajdę pracy, wywalą mnie z tego mieszkania.
Komórka, którą wcześniej mężczyzna zostawił na stole zaczęła wibrować, ten podszedł do niej i sprawdził kto mógł dzwonić o tak późnej porze. Na ekranie widniał napis „F.I.N.C.E".
- Że co?
Wziął telefon do ręki, a następnie odrzucił połączenie.
- Czas do łóżka, jutro od rana wznawiam poszukiwania tego całego skarbu kryształowej góry.
„Skarb kryształowej góry" to w rzeczywistości jeden z kryształów stworzonych miliony lat temu przez samego Gorgna, Boga przeszłości.
Jeden z odkrywców, który znalazł zaginiony przedmiot został zabity, nikt nie wie jak, ani gdzie. Wiadomo jedynie, że kryształ ponownie zaginął...
NASTĘPNEGO DNIA, GODZ. 10.56
Braham wstał z łóżka, nie było wygodne, wręcz przeciwnie.
Większość mebli, jak i urządzeń elektrycznych było w fatalnym stanie.
Sam dom był w opłakanym stanie, wiśnią na torcie były nieopłacone czynsze...
- Gdy już znajdę kryształ, nie będę musiał szukać pracy. Wyniosę się stąd i zamieszkam w willi na wzgórzu Samotnej damy.
Podczas gdy bohater szykował się do wyprawy , telefon, którego bateria była na wyczerpaniu zadzwonił.
- Ten sam numer, który zadzwonił do mnie wczoraj...
Tym razem postanowił odebrać wciąż dochodzące połączenie. Usłyszał te oto słowa: „Widzę cię, widzą cię i oni... Błędem było rozpoczęcie poszukiwań, naraziłeś się na ogromne ryzyko z strony F.I.N.C.E, Brahamie Gangsie, szykuj się na odwiedziny."
Rozmowa została zakończona, wystraszony Braham upuścił telefon tak, że szybka ochronna zbiła się.Kryształów było dziesięć.
Najpierw stworzony został kryształ przeszłości, którego szukał nasz bohater.
Następnie światło ujrzał kryształ energii, ukrywany przez gobliny w podniebnych lasach.
Kolejne to kryształy ognia, wiatru oraz wody, które stworzyli najpotężniejsi z bogów za czasów wojen arlomandzkich na rzecz obrony trzech światów, teraz niestety wszystkie światy są w konflikcie, który nie zamierza się zakończyć w najbliższym czasie.
Pozostałe pięć drogocennych artefaktów są nieaktywne, najwyraźniej zostały uszkodzone podczas wielkich Bitew „y".
KRYJÓWKA F.I.N.C.E, 2020 ROK.
Ludzie ubrani w fioletowe kombinezony tłocznie podróżowali między pomieszczeniami.
Czym było „FINCE"? Otóż była to organizacja działająca na tzw. Czarno. Zajmowała się przechwytywaniem ludzi, próbujących unieważnić ich ustawy, „Brak wszelkiej nadludzkiej mocy!" To właśnie w ich piwnicach znajdowały się substancje umożliwiające zdobycie nadludzkich sił, legendy głoszą, że trzymają tam nawet dwa nieaktywne kryształy. Każda próba zdobycia takiego artefaktu kończyła się natychmiastową śmiercią...
Oczywiście media, jak i rząd kraju nie wiedział o ich zamiarach, wszyscy myśleli, że „f.i.n.c.e" działa w słusznej sprawie i wylecza nadludzi z ich "choroby"
BROOKLYN, DOM BRAHAMA, 2020 ROK.
Braham zamartwiał się wczorajszą rozmową telefoniczną, bał się śmierci, nie miał pojęcia kiedy ta nadejdzie.
W pewnym momencie drzwi wejściowe do mieszkania zaczęły otwierać się, skrzypiały, a mężczyzna obawiał się każdej sekundy. Ten mógł już tylko patrzeć na uzbrojonych terrorystów celujących broniom w jego stronę, jednak to się nie stało, przez drzwi wszedł rudowłosy, chudy chłopak nie uzbrojony w karabin maszynowy, a pęknięte okulary.
- Kevin? Co ty tu robisz? - powiedział Braham niespokojnym tonem.
- Wujek! Mama martwi się o ciebie, podobno od kilku dni nie wychodzisz z domu, a kwarantanna po ostatnim ataku kosmitów rasy „Uwu" się już dawno skończyła.
- Słuchaj młody, wiesz w jakich warunkach mieszkam, nie?
- No tak, nieraz u nas nocowałeś... - odpowiedział chłopak.
- A więc ten, chcąc się wzbogacić wdałem się w niezłe kłopoty, a teraz już idź, co?
Ten w pośpiechu wyszedł, może dlatego, że Braham osobiście go wyprowadził.
Do drzwi ponownie ktoś zapukał, Braham myśląc, że to znów Kevin powiedział: „Idź stąd robalu!"
Nie usłyszał jednak odpowiedzi, chyba, że wyważenie drzwi i wtargniecie z bronią do pokoju to najżyczliwsza odpowiedź.
- Na ziemię, albo odstrzelę ci tą główkę! - Usłyszał bohater, gdy był już praktycznie uśpiony...
Po otworzeniu oczu był już w zupełnie innym miejscu, jego nogi oraz dłonie były związane tak, by ten nie mógł się ruszyć. Miał na głowię wytrzymały, tekturowy wór.
- Gdzie ja jestem?! Macie mnie rozwiązać, teraz!
Mógł usłyszeć jedynie śmiech strażnika.
- Słuchaj, jak obiecywaliśmy, tak zrobimy. Zaraz będziesz pływał w toksynach i wszelkich innych radioaktywnych śmieciach, zginiesz po paru minutach, jak nie sekundach...
- Co ja wam takiego zrobiłem, co! - zdruzgotany Braham nie mógł pogodzić się z swoim losem.
- Nie gadaj tyle... - strażnik uderzył go w głowę, a ten stracił przytomność.
Po przebudzeniu bohater wisiał nad toksycznymi odpadami, sam zapach sprawiał, że jego komórki życiowe powoli zanikały.
Do pokoju wszedł przywódca oddziału, połowa jego twarzy była spalona, było spowodowane to wypadkiem w pracy...
- Opuszczać liny co pięć sekund od teraz, Brahama Gangsa czeka pewna śmierć!Pot lał się z każdej strony, nic dziwnego. Braham okropnie znosił stres, w szczególności w takiej formie.
- Jakieś ostatnie słowa Gangs? - zapytał przywódca kontrolujący przebieg akcji.
- Chcę po prostu wiedzieć dlaczego... Dlaczego jestem dla was wrogiem?!
Generał nawet nie próbował odpowiadać, jedynie nadał rozkaz, by ściągnąć liny jeszcze niżej.
Stopy mężczyzny wisiały już niemal kilka centymetrów nad zbiornikiem pełnym toksyn.
Po chwili jednak usłyszał: „Zadarłeś z nieodpowiednią organizacją, w nie odpowiednim czasie..."
- Ale czy to powód by mnie uśmiercać? Powód by rozdzielić mnie od mojej rodziny, tak?
Kilku pracowników popatrzyło na Brahama z zdziwieniem. Szef słysząc jego słowa szybko oznajmił: „Nie oszukuj się, nie masz rodziny... A teraz spuścić go!"
Liny zerwały się, a bohater z hukiem wpadł do radioaktywnych odpadów.
- Zostawcie go chłopaki... - Powiedział dowódca, podczas gdy większość zespołu udawała się na przerwę...
Jednak jeden z niewolników pracujących dla FINCE został przy zbiorniku, za rozkazem sprawdzania stanu
poszkodowanego.
- Świnie... Nigdy bym nie pomyślał, że zabijają ludzi, to jest straszne! - Powiedział, gdy był w piwniczym pomieszczeniu sam.
Odłączył dopływ, by ciecz poleciała do dolnego zbiornika. Jako, że miał na sobie kombinezon, nie musiał
martwić się o wciąż pływający kwas. Używając noża spróbował wyciąć dziurę w skórzanej części „basenu", to jednak nie sprawdziło się w żadnym stopniu.
- Nie ma ryzyka, nie ma zabawy. - Mówiąc to wskoczył do zbiornika, chcąc uratować Brahama.
Używając nie działających rur wspomógł się w wyciągnięciu bohatera.
W ostatnich momentach, gdzie dwójce starczyło by tlenu wypłynęli na powierzchnię...
Jednak co podczas tych kilkudziesięciu sekund działo się w ciele Gangsa?
Do jego organizmu dostała się duża dawka substancji nazywanej przez naukowców „XX97''
Wraz z krążącą krwią dostała się do żył mężczyzny.
Z nadal nieprzytomnym Brahamem, pracownik przez sekretne wyjście z piwnic udał się do ogrodu „Ki", gdzie hodowano specjalnie leczące rośliny. Mimo, że stan mężczyzny poprawił się, jak najszybciej było trzeba usunąć z jego organizmu wszelkie toksyny. Trafił do laboratorium nazwanego na cześć Boga wody, Archielsa.
Po wybudzeniu Braham był już w Nowo Jorskim szptalu, po udanym przebiegu operacji w laboratorium, mógł on trafić do specjalnego szpitala, gdzie leczenie zostało zakończone.
- Co się stało?! - Zapytał, nadal kaszląc.
Jego szlachetny wybawca powiedział.
„Podczas, gdy zostałem sam w pomieszczeniu, w którym zostałeś uwięziony, odłączyłem wszelki dopływ cieczy, która cię zabijała, po krótkim namyśle wskoczyłem ci na ratunek."
Braham słysząc tą opowieść ucieszył się, wręcz wstał z łóżka by podziękować Samowi, bo tak właśnie miał na imię były pracownik FINCE, który go uratował.
Nagle poczuł on dziwne mrowienie w okolicach mostka, tak jakby coś się tam rozszerzało. To samo uczucie denerwowało go w innych częściach ciała, mimo to postanowił na własną rękę wypisać się z szpitala.
Po wyjściu Brahama, lekarka zapytała: „Co właściwie się stało? Czy FINCE nie udało się wyleczyć tego mężczyzny?
Na to Sam odpowiedział: „Niestety nie, musieliśmy zgłosić się krajowego laboratorium" - Skłamał, bo wiedział, że wydanie organizacji skończy się dla niego tragicznie...
DOM BRAHAMA, KILKA DNI PÓŹNIEJ
Miał na ciele wiele blizn, szczególnie na plecach. Na szczęście lekarzom udało się poskładać go do kupy.
Gdy Braham był już w domu, włączył swój laptop i zaczął szukać pracy, normalnej pracy...
Ciąg dalszy wydarzeń nastąpi...