Prolog

403 16 4
                                    


Uciekłam. Zostawiłam go! Odeszłam. Nie wierze, że to zrobiłam. Jestem beznadziejna, jedyne co potrafię to uciekać. Jestem tchórzem. 

Samotna łza spłynęła mi po policzku, tworząc mokry, a zarazem słony ślad, na gładkiej skórze. Ścieram ją rękawem za dużej bluzy, pociągając nosem i poprawiam kaptur na głowie. Muszę mieć pewność, że nikt mnie nie rozpozna.

- Pasażerowie lotu numer dwieście trzydzieści jeden, proszeni są do bramki z numerem trzy. Dziękujemy i życzymy miłego lotu. - odzywa się kobiecy głos, w głośnikach. Podnoszę się z miejsca i staje w kolejce do podanej, przez kobietę, bramki. 

- Czas zacząć od nowa - mamrocze pod nosem.

***

Rok później

- Do zobaczenia Elis. - wołam na progu, jej salonu. 

- Do wieczora Cass. - krzyczy za mną, a następnie słychać charakterystyczny dźwięk, zamykanych ciężkich drzwi. 

Wyszłam dopiero od fryzjera z moją kolejną metamorfozą. Rok temu kiedy przyjechałam do Toronto, poznałam Elise na lotnisku. Zapatrzyła się w telefon i wpadła na mnie, wywracając nas obie. Tamtego dnia poszłyśmy na kawę, jako rekompensata za staranowanie mnie, na środku lotniska i wtedy się zaprzyjaźniłyśmy. 

Dowiedziałam się, że prowadzi własny salon fryzjerski i jest dość znany, dlatego poprosiłam ją o sporą zmianę mojego wyglądu. Ścięła mi włosy i pofarbowała na czarny, ale jakoś nie bardzo widzę się w tym kolorze. 

Dopiero dzisiaj zdecydowałam się na kolejne farbowanie i mocne ścięcie. Włosy mam po obojczyki, a ich kolor to delikatny biel, obie uważamy, że nawet ładnie mi w tym kolorze. 

Dziewczyna nazywa się Elisa Taylor i zaufałam jej na tyle, że opowiedziałam o sobie co nieco. Zwłaszcza o jej ukochanym Theo i jego ojcu. Theodore'a urodziłam w lutym, a mamy lipiec, czyli mój mały chłopczyk ma już pięć miesięcy. Wygląda prawie, że identycznie jak malutki Zayn, jedyne co jest zaskakujące, to jego oczy. Jedno ma zielone po mnie, a drugie jak złocisty miód. Heterochromia.

Bardzo rzadko zdarza się, że u noworodka można wykryć heterochromię, ale Theo miał ją dość mocno widoczną. Jego jedno ciemno zielone oczko, teraz jest dużo jaśniejsze, tak jak na początku ciemny miodek, drugiego oka. Teraz są jasne i rzucające się w oczy.

Oczywiście muszę upomnieć się, że nie jestem wyrodną matką, która zostawiła pięcio miesięczne dziecko, same w domu. Kopia Malika jest w domu, jednak pod opieką Marcusa. Tak Marcusa Turnera. Tego samego, który rzekomo zabił mi chłopaka. Teraz znam prawdę i wiem, kto zrobił to naprawdę.

- Jak chodzisz idiotko. - wrzeszczy kierowca, z jaskrawo zielonego Volvo. 

- Mam zielone, chuju. - odkrzykuje, wskazując ręką na znak.

Palant.

Przechodzę przez przejście dla pieszych i wchodzę do najbliższego supermarketu. Biorę koszyk i kupuje to co najbardziej nam potrzebne na przeżycie. Płace gotówką, a następnie pędzę na przystanek autobusowy, żeby się nie spóźnić. 

***

- Wróciłam! - krzyczę, zamykając za sobą drzwi. 

- Cicho, poszedł spać niedawno. - karci mnie blondyn. Ona też się farbuje włosy, a raczej je rozjaśnia. 

- Wróciłam - szepcze, z uśmiechem na ustach. Przytulam go, po czym wchodzę do jasno niebieskiej kuchni, z dużą ilością bieli. Odkładam zakupy na blacie i powoli rozpakowuje, wkładając wszystko do szafek, bądź lodówki. 

- Fajne włosy - zaplata sobie pasemko, na palcu. 

- Wiem i takie chyba zostawię - wyciągam włosy z jego palców. - Wieczorem, przychodzi Elis i będziemy sobie oglądać bajki. Zostajesz?.

- Z Elis, powiadasz? - Odpowiada pytaniem, na pytanie.

- Tak, tak wiem, że ci się podoba - pstrykam go w nos. 

- Wcale, że nie - odpowiada oburzony, jak małe dziecko, tupiąc nogą.

- Jaaasne. - Parskam, cichym śmiechem i siadam na kanapie. Przypominam sobie dzień kiedy spotkałam Marcusa, jak wychodziłam, z jednej z moich ulubionych kawiarni.

*Retrospekcja* 

- Dziękuje. - Mówię z uśmiechem do starszej pani, za ladą. Z kubkiem parującej, gorącej czekolady wychodzę z knajpki i prawie wylewam zawartość. - Uważaj!

- Przepra... Cassie? - pyta, gdy tylko na mnie spogląda. Podnoszę na niego wzrok i od razu żałuje, rozpoznając osobę, stojącą przede mną. Marcus. Zasrana gnida, ma czelność na mnie patrzeć.

- Spierdalaj, do grobu - warczę i chce odejść, ale uniemożliwia mi to, łapiąc za rękę. 

- Porozmawiaj ze mną błagam. Tylko pięć minut.

- Pięć minut nie dłużej. - Wchodzimy  z powrotem do lokalu i siadamy przy wolnym stoliku. Mężczyzna wyciąga kopertę i mi ją podaje, a ja niepewnie za nią łapię. 

Otwieram, by w następnej kolejności wysypać na stolik, kilka zdjęć i jakieś papiery. Przeglądam dokumenty, czytając co drugie zdanie. Spoglądam na zdjęcia, żeby zobaczyć zmasakrowanego człowieka, bez wnętrzności. Jeszcze raz spoglądam na dokumenty upewniając się, że to co przeczytałam jest prawdziwe. Jackson Mercier. Nasz "sojusznik" podczas, akcji na fabryke, w której przebywał Marcus.

Podnoszę na niego wzrok i zatykam usta ręką. To chciał mi wtedy powiedzieć. To on zdradził. To on zabił Jack'a.

- Skąd to wiesz? - Pytam, cicho.

- Wykradłem z bazy danych.

- Przepraszam. - Szepczę.

- Ja też. Powinienem się domyślić, wtedy z moim bratem. Byłem głupi. - Patrzy na mnie, przepraszająco.

- Jest okej - posyłam mu delikatny uśmiech. Mówił prawdę, wtedy w gabinecie. Miał racje.

- Jesteś w ciąży?

- Jak widać - odpowiadam i oboje wpadamy ,w wir rozmowy. Tak dawno nie rozmawialiśmy, jak cywilizowani ludzie.

Byłam w szóstym miesiącu ciąży, więc ciężko byłoby gdyby nie zauważył. Na szczęście zrozumiał dlaczego uciekłam i postanowił mi pomóc. Od tamtej pory jest moim dobrym przyjacielem, ufam mu i cieszę się, że dałam mu wtedy te pięć minut.


No i jak wam się podoba Prolog? Mam nadzieje, że nie zepsułam aż tak. 

Mam brak weny więc książki nawet nie skończyłam a zostało mi naprawdę bardzo mało. Zaledwie kilka rozdziałów. Mam nadzieje że mnie chwyci i dokonczę tą jak i resztę moich książek.

Odnajdę cię - 1D//5SOSOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz