Ten Dzień

89 9 25
                                    

20.10.2018 r.

To już ostatni wpis w tym dzienniku... Krople łez spływają mi po zarośniętym policzku, ale nie przejmuję się nimi teraz. Nie mam na to czasu. Kieruję te słowa do ciebie, Sam. Wiem, że w końcu znajdziesz ten notes w mojej dziecince i proszę, dbaj o nią...

Jestem starszym bratem, a cholernie cię zawiodłem. Obiecałem ojcu, że będę się tobą dobrze opiekował. Wybacz... Nie dałem rady.

Gdy patrzę na ciebie i Gabriela, widzę siebie z przed miesiąca.... Moje ciało powoli umiera. Nie, nic nie próbowałem z tym zrobić. Nie potrafiłem. Czynności życiowe wysiadają, organy przestają pracować, a ja? Nie byłem w stanie spać, myślę o nim... Cholera, Sammy. Tęsknię za Casem. Wiesz dobrze, że był dla mnie wszystkim. 

Sam... Dłużej nie potrafię cię okłamywać. Chociaż i tak wiem, że widzisz to wszystko mimo moich zapewnień o tym, że wszystko ze mną dobrze. Nawet nie łudzę się, że mi w to wierzysz. Jesteś na to za mądry. Okłamuję tym sam siebie.

Przekaż Gabrielowi, że jeśli coś ci zrobi, to go zabiję. Wstanę z grobu i skopię mu ten jego anielski tyłek.

Pamiętasz moment, w którym zapytałeś czy nie myślę o założeniu rodziny?
Moją rodziną była wasza czwórka: Ty, Cas, Jack i nawet ten twój karzełek. Heh... Lubiłem przekomarzać się z nim o błahe sprawy... A teraz? Nie ma go... Niedługo nie będzie i mnie. Proszę, nie szukaj sposobu, abym wrócił. Kocham cię, Sammy. Zawsze będę się o ciebie troszczył, ale to jedyna możliwość, abym w końcu zaznał szczęścia. Cholera, naprawdę chciałbym wierzyć w swoje kłamstwa. Chciałbym wierzyć w każde słowa, które miały mnie pocieszać. Nie, Sammy. Nie będzie dobrze, dopóki go tu nie ma. Za długo to ignorowałem... Już nie mogę. 

Po napisaniu tych słów, starszy Winchester podniósł już prawie pustą butelkę ulubionego whisky i wziął z niej solidny łyk. To była już trzecia opróżniona butelka.

To życie to nic innego jak ból, cierpienie i śmierć. 

Tyle razy pytałeś czy ze mną dobrze. Teraz usłyszysz prawdę. 

Nie, Sam nie jest okay. Jestem bardzo daleko od bycia okay. Po prostu potrzebuję jego.

Gdy mnie znajdziesz, najpewniej minie trochę czasu. Wmówiłem ci, że jadę na polowanie z Judy. Tak naprawdę poprosiłem ją, aby mnie kryła i wmówiłem jej, że muszę się odstresować, polując na wampiry w pojedynkę. Wiesz, samotne polowanie. Nie obwiniaj jej o nic, Sammy. 

A ja? Ja cały czas będę tutaj w Lebanon. Na opuszczonym polu, na którym zostały odciśnięte skrzydła miłości mojego życia. Z tym aniołem chciałem ułożyć sobie przyszłość. Cholera, myślałem nawet, aby zrezygnować z polowań, założyć bar i mieszkać w parterowym domku z ogródkiem. Taka spokojna sielanka... 

Nie śmiej się ze mnie, bo skopię ci dupsko.

Proszę, nie próbuj mnie wskrzesić. Nie tym razem... Już nie ma Casa. Nie wyciągniesz mnie z piekła czy też nieba... Chcę umrzeć, Sam. Dołączyć do niego. Błagam, spal potem nasze ciała... 

Tak... Wiem, że nie zrobiłeś tego z jego naczyniem, licząc na to, że jakimś magicznym cudem młodemu znowu uda się przywrócić go do życia... Wiem, że mu się nie udało. Stałem się dobrym obserwatorem przez te tygodnie.

Żyj, Sammy

Nie wiem, otwórz sklep ze słodyczami, załóż własną kancelarię prawną, poluj, rób co tylko pozwoli Ci choć trochę mniej myśleć o tym wszystkim.

I love you, jerk...

Gdy Dean nie odzywał się od dwóch dni, Sam chciał dla pewności sprawdzić czy na pewno blondyn znajduje się w San Antonio razem z Jody. Zhakował jego komórkę i jakie było jego zdziwienie, gdy ta od ponad doby logowała się w innym miejscu. Podświadomość kazała mu złapać za kluczyki i pojechać od razu w to miejsce. Gabriel uznał, że to może być zbyt niebezpieczne, więc zdecydował się mu potowarzyszyć. Cała droga zleciała mężczyznom w grobowej ciszy. Brunet przyciskał co chwilę pedał gazu.

Nie zwracał uwagi na znaki czy ograniczenia prędkości. Gdy zobaczył impalę Winchestera, wybiegł szybko

z własnego samochodu.

Znał to miejsce... To tutaj Lucifer zabił Castiela, a później Bobby, poświęcając własne życie wrzucił diabła do równoległej rzeczywistości. Otworzył drzwi Chevroleta

i pierwsze co rzuciło mu się w oczy to dziennik, z którym Dean nigdy się nie rozstawał. Był otwarty na ostatniej stronie. Kartka była lekko pogięta, a tekst w niektórych miejscach rozmazany kroplami łez. Zestresowany mężczyzna poczuł ciepłą dłoń na ramieniu, która dodawała mu otuchy. Gdy skończył czytać ostatnie słowa, nie mógł w to uwierzyć. Rzucił dziennikiem o ziemię i odsunął się na ziemię przy boku impali. Łzy spływały mu po zaczerwienionych policzkach, a klatka piersiowa nierównomiernie unosiła się i opadała. Z ust wydobywał się szloch. Wstał i pobiegł w tamto miejsce.
Do ostatnich sekund miał nadzieję, że to kiepski żart. Przeliczył się...
Nie dowierzał i chciał w to wierzyć...
Ciało jego brata leżało dokładnie w tym samym miejscu, co miesiąc wcześniej anioła. Przyjrzał mu się i zobaczył bladą twarz brata, na której o dziwo gościł uśmiech. Czerwoną plamę na koszulce z nadrukowanym ulubionym zespołem anioła. Dziura w materiale wyraźnie odznaczała się na ciele. Strzał prosto w serce... Młodszy otrząsnął się i ostatnimi siłami podbieg do Deana. Upadł na kolana i nie zastanawiając się, chwycił w swoje ramiona bezwładne ciało brata. Przytulił go do siebie i wtedy to poczuł. Poczuł zimno wydobywające się z ciała blondyna. Z gardła bruneta można było usłyszeć przerażający krzyk rozpaczy. Wzywał wszystkie bóstwa, demony i inne istoty, aby mu pomogły. Zawył gardłowo i wtulił się w niego. Nie wiadomo, ile czasu młodszy Winchester płakał. W pewnym momencie poczuł, że ktoś pojawił się przed nim. Powoli podniósł głowę.

— Bille — szepnął, załamując głos. — Przywrócisz go? — spytał z nadzieją.

Spoglądał to na Śmierć, to na spokojną twarz blondyna.

— To jego czas, Sam — Afroamerykanka uśmiechnęła się do niego smutno. — Wiedział to. Poprosił mnie o jedno.

— O co? — zapytał Sam

— Nikt nie będzie w stanie go wskrzesić. Nigdy — powiedziała te słowa, po czym zniknęła, zostawiając braci razem.

— Sam... — Gabriel ukucnął nagle przy swoim kochanku. — Zabierzmy go.

— Do Casa... — Przytaknął i cała trójka zniknęła.



To mój czas, Sammy

Nikt nie pozwoli mi wrócić...

Żyj tak, jak ja nie mogłem...

Bądź szczęśliwy....

Kocham cię







Witajcie kochane demoniątka na końcu pierwszego napisanego przeze mnie one shota od bardzo długiego czasu. Mam nadzieję że nie znienawidzicie mnie za to.. 
Kocham was ale czasami musimy po prostu uronić łzy. Tak nawet ja...😭

Miłęgo jajka czy coś 🐰❤️

Ten dzieńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz