A więc, pewnego dnia gdy psy dupą szczekały o godzinie 70 min po północy powiedziałam mojej matce: mordo, kupujemy lamę. Stara wpadła w letarg, nie wiedziałam czemu. Jak minęły kolejne 70 minut po północy, przemówiła. A słowa te pamiętam do dzisiaj: mordo, gdy byłam w twoim wieku mistrz ceremonii rzekł prawdę wielką: nie mów chop, póki nie zobaczysz, tak i ja nie uwierzę póki nie zobaczę".Wzięłam ją za rękę, powiedziałam: ,,matko nie czekaj z obiadem" i ruszyłam na targ do Lędzin. Na miejscu stanęłam przed przykrym faktem: w zasięgu mego wzroku widziałam tylko stare bambosze i kiełbasę ze świni. Żadnych lam. Spojrzałam na mój iphone 69,5 pro max light, popiłam drinem i zadzwoniłam do dilera. Spotkałam ją pod Biedrą przy ul. Szmaty z Gimby 7, trzymała lamę na smyczy. Nie kryła się z tym. Spojrzałam na nią przez moje soczewki. Żałuje że je ubrałam - wyglądała szpetnie. Kobieta po pięćdziesiątce, z wąsem ciemnem jak węgiel. To była moja baba z gegry z gimby. Spojrzałam w jej przekrwione oczy i już wiedziałam. Czeka mnie jej historia. Chciałam jej zabrać lamę i spierdolić, lecz powstrzymała mnie gestem lewej stopy i brzucha, a następnie przemówiła, ale nie otwierała ust bo była brzuchomówcą: ,,A więc, pewnego dnia płynęłam kajakiem w Bieszczadach. Tybetański mnich obok podał mi klucz do swojego królestwa (brzmi dwuznacznie, ale ja mam męża). Szukałam tego królestwa 15 lat bo chuj jebany nie powiedział gdzie jest. Jak już otworzyłam bramy zobaczyłam pełno dzikich zwierząt. Od radioaktywnych mrówek przez tulipany po pteroDAKTYLE. Spojrzałam na nie, ale nie byłam głodna. Trochę jak sielanka Mickiewicza. Jestem babą z gegry z gimby i co prawda pomyliłam pterodaktyla z jedzeniem, ale nie jestem zoofilem, więc wypada. Stojąc w tej bramie (nie chciałam im wbijać na chate) przypomniałam sobie słowa mistrza ceremonii: ,,Goń za starym lub marzeniami, jak nastolatki za Harrym Stylesem". Tak też zrobiłam". Wziełam od niej smycz i spojrzałam na nią niechętnie z przyczyn wyżej wymienionych. Pomysłałam sobie, że w sumie jestem nastolatką, więc też tak zrobie. Harry Styles miał koncert w Krakowie. Wróciłam do domu na lamie, ale po drodze zajechałam do moich przyjaciółek. Powiedziałam im o moim pomyśle, a one odpowiedziały chórem jakby kierowane przez wredną babe z muzy z gimby: ,,Róbmy". Niezłe z nich wariatki. Ja jechałam na lamie, jedna na rowerze, a druga biegła obok jak Forest Gump. Wbiłyśmy od razu na backstage - nie pierdolimy się w tańcu. SB to mafija. Harry Styles też wpadł w letarg. Proszę Boże ześlij mi bardziej ogarniętych ludzi. Nie wiele myśląc rzuciłam go na lame, nogi i ręki zwisały mu niebezpiecznie blisko ziemi - lama była jeszcze młoda, noc w sumie też. Stwierdziłyśmy, że wyjdziemy drogą naokoło. Nie wiem co było głupsze. To, czy fakt że porwaliśmy Harrego Stylesa. Po drodze spotkałyśmy jego goryli. Nie byli zachwyceni, ale jak to mówi mistrz ceremonii: ,, Kto nie jest z nami jest przeciwko nam, więc jak widzisz małpę rzuć jej pomarańczę". Ta od roweru wzięła rower i rzuciła - nie miałyśmy owoców. Nie zrobili uniku a my spierdoliłyśmy. Było nas czterech i mieliśmy jedną lamę. Trochę jak z tego mema z murzynami i tą białą na kanapie. Lama wiozła Harrego, chuj wie skąd znała drogę. My natomiast chwyciłyśmy się pociągu i powiewałyśmy z tyłu jak chorągiewki. Trwało to 6 dni i 3 noce - tak działają polskie koleje. Wbiłyśmy do mnie na chatę. Niezobowiązująco wrzuciłyśmy go do piwnicy - do jednego z pięciu pokoi. Poszłyśmy do kuchni na kawę, a moja matka dalej czekała z obiadem - uparta bestia. Opowiedziałyśmy jej wszystko, a ona i tak nie uwierzyła więc po co było strzępić ryja. Zaprowadziłyśmy ją do piwnicy, aby jej udowodnić. Pokazałyśmy jej nasze zdobycze. Harry się ocknął i zaczął napierdalać po angielsku jak słowik zimą po grzybkach halucynkach. Nie było wcale tak zimno. Dałam lamie siana i zamknęłam drzwi. Wtem odezwała się ona - mater dolorosa: ,,Lamy nie jedzą siana debilu". Już nigdy nie wracałyśmy do tego tematu. Harry przeleżał w piwnicy pół roku, dla zmiękczenia. Wrzucałam im pizzę przez okienko, mam nadzieję że jakoś się dzielili. Po tym czasie myślałam że lama zna już angielski, ale ni w ząb, ni w oko. Otwieram drzwi szybko i zamykam za sobą. Patrzę mu głęboko w oczy i pytam: ,, You love me now and forever?", a on znowu swoje że to nielegalne porwanie. Mam już go dość. Czemu wszyscy faceci to takie dupki?! Prosto od niego poszłam do innego pokoju w mojej piwnicy - była tam plantacja marihuany. Kraina rozległa jak pola elizejskie ale jak w Narcos, żyć nie umierać. Odpaliłam blanta i pomyślałam odwiedzę inne pokoje. Pierwszy (mój ulubiony) to klub nocny i burdel stylizowany na osiemnastowieczną wioskę francuską. Dziwki nie z Ukrainy, można brać. W drugim natomiast znajduje się biblioteka jak w Hogwarcie. W dziele zakazanym, same Świerszczyki. Zgadnijcie gdzie spotykał się geng. W ostatnim natomiast trzymam rowery i kiełki cebuli z chrzanem w zalewie octowej. A do szóstego wrócimy kiedy indziej. Po tym incydencie poszłam do niego za tydzień. Siedział tam tak długo że byłam ciekawa czy pamięta ile ma lat. Powiedziałam: ,,Pewnie się zastanawiasz dlaczego cię tu trzymam". W odpowiedzi usłyszałam tylko angielski słowotok. Zrozumiałam z tego tylko fuck off, slut i stupid bitch. Wychodzi z tego że lama też niczego go nie nauczyła. Rzekłam więc: ,,I'll go fuck myself now, but you can too''. A ten dzikus rzucił we mnie butem. Zamknęłam drzwi i poszłam do łazienki. Dwa tygodnie po tym zrobiłam nocowanie. Dotarły do mnie te 2 wariatki. Jedna przyjechała na rolkach (bo roweru dalej nie odzyskała), a druga przybiegła. Otworzyłyśmy wino i zaczęłyśmy planować. Ta od biegania zabrała głos. Wiedziałam że powie coś mądrego. ,,Skoro ten Harry taki dziki można by zrobić corride". Pokiwałyśmy z uznaniem głowami. Po 3 butelce wzięłyśmy się za realizacje. Wypuściłyśmy lamę z czerwoną flagą w zębach i Harrego na ogródek. Tłumaczyłyśmy im po hiszpańsku że to taki zwyczaj. Na początku wszystko było dobrze, ale potem naszemu bykowi coś odjebało i zaczął spierdalać. Lama go dogoniła, powaliła na ziemię, ugryzła w kostkę i napluła na twarz. Myślałam sobie wtedy co by na to powiedział mistrz ceremonii. Nawrzeszczałam na nich oboje i zamknęłam znowu w piwnicy. Po chwili namysłu jednak otworzyłam drzwi, przeprosiłam lamę i zabrałam na imprezę. Harry został tam gdzie był. Wróciłyśmy do picia, tym razem w czwórkę. Uświadomiłam sobie jedną ważną rzecz. Nie jestem jak wielki Massimo, to że laska zrobi mi loda nie znaczy że Harry się we mnie zakocha. Zresztą nie miałaby jak. Trudna młodzież, łatwe dziewczyny, żyję lekko ale za jaką cenę. Wkurwiona wsiadłam na lamę i odjechałam. Miałam straszne flashbacki bowiem 2 lata temu porwałam Shawna Mendnesa i skończyło się tak samo. Pojechałam na tą samą górę co wtedy i spojrzałam na dół. Gdzieś na lewo była dziura mistrza ceremonii, a ja patrzyłam w dół. Mistrz naszedł z prawej strony - pewnie miał jakiś biznes. Spojrzał na mnie, pogłaskał lamę i powiedział coś co zapamiętam do końca życia: ,,Gdzie zjeb taki jak ty, tam nawet tulipany więdną". Powiedziałam: ,,Patrz tam, królik na niebie!". Debil głupi tam spojrzał, a ja zepchnęłam go w przepaść. Tak pozbyłam się faceta z fizyki, nie będzie mi mącił w głowie. Została tylko baba z majcy.
Nie idźcie na mat-fiz.