Rozdział 1.

18 3 1
                                    

- Te idiotki nie potrafią nawet zablokować kolan. Żałosne.

Przyjaźniłam się z Abbie praktycznie całe swoje życie. Brzmi to jak fikcja, ale nie zawsze taka była. Przed liceum każdy ją uwielbiał i to nie przez pieniądze jej ojca, albo wielkie piersi. Była przeurocza, pomagała każdemu, a najważniejsze było dla niej jej Klub Łamigłówek. Potem obie poszłyśmy do liceum i nagle coś się zmieniło. Ona dołączyła do cheerleaderek i z każdym dniem stawała się większą suką. Zostanie kapitanem drużyny było tylko kwestią czasu. Jej oceny drastycznie zaczęły spadać w dół, a spódniczki robić się coraz krótsze. Ale dla mnie wciąż była tą samą słodką Ab. Nasza przyjaźń była dla wielu czymś niewyobrażalnym, nie wierzyli w to, że jesteśmy dla siebie jak siostry. 

- Ziemia do Lauren! - Pomachała mi ręką przed twarzą. - Ostatnio jesteś jakaś inna. Zamyślona. 

- Dużo uczę się w nocy. - skłamałam - Wiesz, że ostatnia klasa to nie przelewki? Zaglądasz chociaż do książek?

Widziałam jej minę i tylko czekałam an wymówkę : "dużo trenuję", "Kai ciągle chce się spotykać", "mam jeszcze czas". Nie wiedziałam tylko której użyje.

- Jasne, że tak... - mruknęła. - Tylko, że poza tym mam życie.

- Prosto w serce... - westchnęłam z trudem. 

Wiedziałam dokładnie o co jej chodzi. Od początku roku przegapiłam pięć imprez, na które siłą próbowała mnie zaciągnąć. Nie było łatwo, ale jakoś udawało mi się ich uniknąć. Jednak tej która miała odbyć się tego wieczora postanowiła mi nie odpuścić. 

- Skoro o tym mowa, bądź u mnie o ósmej. Będę musiała skontrolować ilość eyelinera i różu na twojej twarzy. - Już miałam zaprotestować, ale nie dała mi dojść do słowa. - Ma się dziś pojawić ten nowy napastnik, a dobrze wiesz, że uwielbiam piłkarzy. 

- Abbie, jesteś piękna, mądra i zabawna. Myślisz, że jakiś durny piłkarzyk ci odmówi czegokolwiek? Tylko na niego spojrzysz, a kolana mu zmiękną.

Na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech. To pokazywało, że mimo wszystko nie wierzyła w siebie. To mnie dobijało. Skoro taka idealna istota nie jest pewna swojej wartości, to jak ja mam być? Zamknęła szafkę i objęła mnie ramieniem prowadząc w stronę klasy chemicznej.

- No wiem... Jesteś najlepsza.

- No wiem. 

Parsknęłam śmiechem i obie weszłyśmy do klasy. Na jej końcu siedział już ten cały piłkarzyk. Znałam takich jak on, gdyż głównie takich Abbie obwiązuje sobie wokół małego palca. Przystojni, przygłupi i niezwykle prości w obsłudze. Miał założone okulary i fartuch i mogłabym przysiąść, że patrzył się na mnie. Usiadłam na swoim miejscu obok przyjaciółki. Musiało mi się jednak przywidzieć.

- Nie siadasz z nim? - zapytałam, zakładając okulary ochronne. 

- To byłoby zbyt nachalne. - Przewróciła oczami. - Pamiętaj, to chłopak ma się starać o ciebie, nie...

-...ty o niego - dokończyłam za nią.

- Poza tym boję się, że jego seksapil wywołałby jakąś niebezpieczną reakcję chemiczną. - zaczęłyśmy chichotać, dopóki pan Terr nie uraczył nas swoim poirytowanym spojrzeniem. 

Odwróciłam głowę. Wciąż patrzył się na nas. Napinając swoją niezwykle zarysowaną szczękę, wpatrywał się w nas. Albo na mnie?  Pokręciłam głową. To jest szaleństwo, muszę się ogarnąć - pomyślałam. Całą lekcję miałam dziwne wrażenie jakby jego wzrok wręcz wypalał dziurę w moich plecach. Nie mogłam wytrzymać. Abbie nigdy jeszcze nie szalała za takim dziwakiem. 

Smutni chłopcyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz