część 2

5 2 0
                                    

Przeciągnęłam się minutę po wyłączeniu budzika. Godzina 6:20, a ja muszę nałożyć makijaż, ubrać się i zjeść. Postawiłam na czarną bluzkę na długi rękaw z dekoltem w serem, błękitne mom jeansy, srebrną biżuterię i białe trampki. Włosy związałam w kucyka na dole, a przednie pasma włosów wyciągnęłam. Pomalowałam rzęsy, brwi i użyłam rozświetlacz w ogromnych ilościach na różne partie twarzy, również na usta, gdzie wcześniej nałożyłam szminkę. Przejrzałam się w lustrze i z uśmiechem na ustach chwyciłam czarny plecak.

- To będzie dobry dzień... - Przeglądałam się w lustrze.

- Zamknij się i daj mi spać. - Warknął mój brat Blake.

Dzieliliśmy pokój od urodzenia, ponieważ moich rodziców nie było kiedyś stać na oddzielne sypialnie dla nas. Teraz wolą wydawać na inne rzeczy, np. ubrania lub lepszej jakości jedzenie. Jedno pomieszczenie w domu stało puste i któreś z nas mogło się tam urządzić. Jednakże było strasznie małe i mieściło się tam tylko łóżko, i mała komoda. Zrezygnowaliśmy, ponieważ nie chcieliśmy prowadzić wojny, pt. "które z dzieci jest bardziej kochane i zajmie większy pokój". Poza tym z Blakiem dogadywaliśmy się bardzo dobrze od zawsze, nigdy też nie miał dziewczyny, która mogłaby czuć się niezręcznie przy mojej osobie. Ja też od prawie zawsze prowadzę tryb samotnika. To nie tak, że nikt mnie nie chce. Miałam dużo chłopaków, ale w podstawówce, gdzie chłopcy zaczynali interesować się dziewczynkami. Od paru lat nie całowałam się nawet z miłości, tylko przelotnie na imprezach. Wyznawałam zasadę "co stanie się na imprezie, to tam zostaje", moi znajomi również. Nie był to jakiś nakaz, ale okazanie jakiejkolwiek przyzwoitości. Jesteśmy młodzi, ludzie! Bawmy się!

- Blake, wstawaj. Jest 7:00. Pamiętaj, że dzisiaj jest moja kolej zawożenia tyłków do szkoły. Nie będę na ciebie czekać i cię nie zabiorę. - Zaśmiałam się, ale widząc, że chłopaka to nie rusza, krzyknęła, - BLAKE!

- Dobra, dobra, wstaje. - Chłopak podniósł się z łóżka i od razu powędrował do toalety. Nie rozumiem, co takiego widzą w nim widzą wszystkie dziewczyny z naszej szkoły. Jest blondynem z ciemnozielonymi oczami i dużymi ustami. Ma jakieś tam mięśnie i w ogóle jakoś tam wygląda. Nie mnie to oceniać, bo jesteśmy rodzeństwem, ale według mnie jest naprawdę obrzydliwy.

Wyszliśmy z domu i pierwsze, co zobaczyliśmy to wielka rysa na naszym samochodzie. Jego również dzieliliśmy, jak wszystko. Począwszy od łona matki, aż po znajomych. 

- Co jest... - chłopak podszedł do auta i przejechał palcem po rysie.

- Zarysowałeś nam auto?!

- Ty wczoraj nim wracałaś, kretynko!

- Ale ty jechałeś na siłownię!

- I odwieźć Jace'a!

- No właśnie! - Zdenerwowałam się i tupnęłam nogą. Po chwili westchnęłam. - Blake, musimy powiedzieć rodzicom.

- Nie ma mowy, zabiją mnie.

- Dobrze, że zdajesz sobie sprawę z tego, że mnie kochają bardziej i ty dostaniesz opieprz. - Zaśmiałam się.

- Bla, bla, bla. 

Wsiedliśmy do samochodu i postanowiliśmy, że po powrocie ze szkoły Blake popyta sąsiadów, czy niczego nie widzieli, bo rzekomo nie przypomina sobie żadnego uszkodzenia przez niego auta. Chciałam włączyć poranne wiadomości, ponieważ nie lubię głośno grającej muzyki z samego rana. Mój brat jest inny i postanowił operować radiem. Mamy zasadę, że pasażer włącza, co tylko zechce, więc byłam zdana na uliczny rap o 7:30.

Słońce przedzierało się przez chmury, kropił leciutko deszcz i wiał wiatr. Mimo nie do końca sprzyjającej mi pogody (wolę pełne słońce, bo mogę nałożyć okulary przeciwsłoneczne, zamiast zwykłych, które miałam wówczas na sobie), miałam dobry humor. Wiedziałam, że czeka mnie konfrontacja z Leą, ale próbowałam myśleć pozytywnie i nie stresować się jakimiś błahostkami.

- Blake. - Jakaś dziewczyna podeszła do brata i przytuliła się do niego, gdy wyszliśmy z samochodu. Spojrzałam pytająco na chłopaka, a on odpowiedział mi wzrokiem typu "pogadamy później". Zamknęłam samochód i ruszyłam w stronę szkoły. Przy wrotach do piekła czekała na mnie przyjaciółka ze skwaszoną miną.

- Co jest? - Zapytałam.

- Matka mnie...

- Wyrzuciła? Znowu? - Przerwałam jej.

- Boże, dlaczego jesteś taką egoistką, nawet nie dasz mi dokończyć, tylko wchodzisz w słowo. Czy nie możesz chociaż raz uszanować tego, że mówię?

- Lea, chill. - Zaśmiałam się niezręcznie i podniosłam ręce w geście poddania się. - No mów, co chciałaś powiedzieć.

- Matka zatrudniła mnie u siebie w restauracji, rozumiesz to? Jako kelnerka! Czy ty wiesz jaki to wstyd? - Brązowowłosa wymachiwała rękami na wszystkie strony i chaotycznie gestykulowała.

- To żaden wstyd. Przynajmniej uszanujesz wartość pieniądza i nie wydasz wszystkiego w jeden dzień, jak do tej pory. 

- Teraz muszę zająć się dzieckiem. Będę wydawać pieniądze tylko na niego.

Nie będę ukrywać, że Lea ma opinię najbardziej żałosnej i puszczalskiej osoby w naszej szkole. Przeszkadza mi to w jakiś sposób, bo niby nie przejmuje się, co ludzie o mnie myślą, ale jednak trzymając się z nią, uczniowie myślą, że jesteśmy takie same. Czasami chciałabym zmienić jej nawyki i zachowania, bo jest wspaniałą przyjaciółką. Jej wahania nastroju jestem w stanie zrozumieć, ale też do czasu. Przecież każdy kiedyś wybucha, prawda?

Jace pojawił się znikąd za Leą. Robił śmieszne miny w moim kierunku i bezgłośnie przedrzeźniał moją przyjaciółkę za jej plecami. Złapałam dziewczynę za rękę i poprowadziłam w stronę sali od geografii.

Jace wyrzekł się tego, że jest ojcem dziecka Lei. Twierdzi, że nawet z nią nie spał, ale alkohol i narkotyki sprawiają, że człowiek nie pamięta niektórych rzeczy i nie kontroluje się w pełni. Nie wierzymy mu obie, chociaż Lea nie jest do końca pewna swojej wersji, ale nie przyznaje się nikomu, ponieważ nie chce wyjść na idiotkę.

W połowie pierwszej lekcji wyszłam do toalety. Uderzyłam kogoś drzwiami, a tym kimś okazał się być nikt inny, jak Jace.

- Prześladujesz mnie. - Zaśmiałam się.

- Nie, to ty mnie prześladujesz. - Odpowiedział mi śmiechem. Staliśmy chwilę w niezręcznej ciszy. - Sarah, wyjaśnijmy to.

- Nie chcę tego słuchać. Wierzę Lei, nie tobie. Jesteś przyjacielem mojego brata, nie moim. 

- Ale dlaczego nie możemy się spotykać, ani nawet rozmawiać?

- Bo nie chcę, zrozum. - Westchnęłam. - Przepuścisz mnie? - Stał na wejściu do damskiej toalety.

- Rozumiem. Solidarność jajników. - Prychnął. - Jeszcze będziesz chciała się ze mną chociażby kolegować. Zobaczysz. - Spojrzał mi na usta i wyszedł z toalety.

Patrząc w lustro, nie poznawałam siebie. Jeszcze rok temu chciałam się z nim trzymać, a on ze mną nie. Widział we mnie jedynie pustą lalę. Przychodząc do Blake'a, wyganiał mnie z pokoju, a mój brat nie protestował, tylko śmiał się podle. Pamiętam, kiedy miałam do zrobienia projekt na angielski i oczywiście odłożyłam zrobienie go na ostatnią chwilę. Wykrzyczał mi w twarz, że mam się wynosić, bo przeszkadza mu moje głośne oddychanie. Nieprawda, nie było wcale głośne. 

Chłopak jest teraz całkowicie inny. Chodzi na terapię, wyprowadził się do ciotki i wszystko powoli się polepsza. Nawet nie bywa już agresywny. 

Wychodząc z toalety, znowu na kogoś wpadłam, a raczej ten ktoś na mnie. Jace przyszpilił mnie do ściany i pocałował zachłannie. Nie oddałam pocałunku.

hideous paradiseOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz