Pov.Jughead
Gdy następnego ranka obudziłem się, moje myśli wędrowały wokół tej małej blondyneczki.
-Jughead! Rusz się!-Krzyknął mój ojciec.
-Już, już.-Burknąłem. Podszedłem do szafy, ubrałem Bluzę i spodnie z szelkami no i oczywiście czapkę. Zszedłem, a bardziej zbiegłem ze schodów.-Jestem!
-Na stole masz śniadanie, ja idę do pracy. Miłego dnia!-Porzegnał mnie ojczulek.
-Pa!-Krzyknąłem przełykając jajecznice. Była cudowna jak...no napewno nie lepszy od burgerków! Gdy zjadłem, ubrałem kurtkę i wyszłem na dwór. Odpaliłem motocykl i pokierowałem się w stronę szkoły. Gdy tak jechałem zoaczyłem...
-Betts!-Krzykąłem podjeżdżając do niej.-Jedziesz ze mną tym caceńkiem?-Spytałem.
-Okej, rycerzu na czarnym motocyklu. O nie! Ja tego już nie nałożę!-dziewczyna założyła ręce na piersi.
-A jednak-Wsunąłem na jej głowe kask.-Nie musisz dziękować.-Zaśmiałem się.
-Phh, jesteś wredny Jones.-Mrukneła i wsiadłana mojego rumaczka.-Jedź Jug!
-Okej Bettsy.-Ruszyliśmy. Gdy dojechaliśmy do szkoły spytałem:
-Bee, idziesz na imprezę do Cheryl?
-Co? Jaką?-Spytała
-Było na jej insta story. Nie widziałaś?
-Nie-e-e-e-e!-Przedłużyła koniec wyrazu dziewczyna.
-No to dziś o 17 jest, będziesz mogła?-powiedziałem.
-Jeśli się wyro--
-Wyrobisz się Betty. Jeszcze o to zadbam-Zaśmiałem się.-Wiesz gdzie mieszka Cherry?
-Jasne, już ci pisze, tylko daj mi swój numer.-Powiedziała, a ja wziąłem do ręki jej telefon po czym wpisałem numer i oddałam jej go.-Dzięki.
Po nudnej lekcji angielskiego, poszedłem na lunch. Już miałem spokojnie siadać, gdy do stołu przysiadła się Toni.
-I jak ci idzie?-Spytała.
-Normalnie-Mruknąłem-Pogadamy o tym jutro w Whyte Wyrm!
-No dobrze, oh...Idzie już do ciebie twoja paczka.-Różowowłosa wstała i odeszła.
-Cześć Jones.-Usiadła do mojego stolika Vee.-O czym tak myślisz?
-Ahh, nic ważnego-Uśmiechnąłem się, a obok mnie usiadł Arch.
-Wiecie gdzie jest Bee?-spytała Veronica.
-Pewnje w bu ant golt-przełknąłem jedzenie.-A co?
-Nic, nic. To ja idęęęę-Ronnie wstała i pobiegła w stronę drzwi. Pogadałem chwilię z Archim, siedziałem na nudnych lekcjach, no i poszedłem do domu.
-Hej tato. Ej czekaj, co to jest?!-Spojrzałem na koszulę leżącą na kanapie.
-Miasto ma nowego szeryfa.-Z pokoju wyszedł mój bardzo zadowolony ojciec.
-Świetnie!-Krzyknąłem i przytuliłem ojca.
-Keller postanowił zrezygnować i oddać mi stanowisko!-Ojciec poważnie był z siebie dumny.
-To chyba dobrze?
-Bardzoo!
-To cieszę się, ale ja już idę do pokoju.-Po drodze napisałem do Betty:"Wyjdź z domu o 16.30. Pójdziemy na pieszo, jeśli będziesz miała sukienkę ;P", na co ona:"Oki :D".
O 16.25 byłem już pod jej domem w tym samym ubraniu. Drzwi nagle się uchyliły. Zobaczyłem w nich dziewczynę, w sukience z falbankami i rozpuszczonymi włosami.
-Witaj Betty.-Uśmeichnąłem się.
-Cześć Juggie! Idziemy?
-Jasne!-Uśmiechnąłem sie i złapałem ją pod ramię. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się aż doszliśmy po dom Cheryl.
-Wreszcie jesteście! Właśnie zaczeliśmy grać w butelkę!-Zawołała nas Cheryl.
-Thaaa..-Mruknąłem. Usiedliśmy z Betty, i zaczeła się gra. Butelka wypadła na Chucka.
-Prawda czy wyzwanie?-Spytała Cheryl.
-Wyzwanie!-Odkrzyknął Chuck
-Pocałuj...Melody!-Było kilka tego typu wyzwań, lecz nagle wypadło na mnie.
-Prawda czy wyzwanie?-Spytała Josie.
-Wyzwanie.
-Kogo najbardziej lubisz z tąd?
-Miało być wyzwanie z tego co wiem.-Mruknąłem
-To do wyzwania!
-No to lubię Archa, Betts i Ronnie.
-No to pocałuj kogoś kogo z nich najbardziej lubisz!
-Archie, jesteś chłopakiem, Ronnie, lubię cię ale dłużej znam Betty-Wtałem z pod siatki, Betty zrobiła to samo. Przełknąłem ślinę, uśmiechnąłem się i pocałowałęm Betty, a ona ku mojemu zdziwieniu oddała pocałunek.
-Wyzwanie to wyzwanie- Powiedziała puszaczając mi oczko gdy się od siebie odklejiliśmy, a Kevin trzymał w ręku kartkę z napisem:"Jetty i Bughead to życie <3"-Serio Kevin?-Zaśmiała się dziewczyna, a ja usiadłem, a gdy chciałem kręcić Cheryl zaczeła wrzeszczeć.
-ZMIENIAMY GRĘ NA "7 MINUT W NIEBIE"! Kręć Jughead!
-Ja nie gram w takie coś.-Warknąłem
-Każdy gra.-Walneła mnie w bok Veronica.
-Uhhh-Westchnąłem i zakręciłem butelką.-Toni?
-Już idę!-Wstała Toni i złapała mnie za ręke. Uchwyciłem spojrzenie Betty, lecz ona odwróciła wzrok. Poszedłem z Toni do szafy.-No dobra, gramy w pytania na zabicie czasu?
-Thaa, jasne-Mrukneła dziewczyna a ja włączyłem stoper.-Czy podoba ci się ktoś?
-Możliwe.-Odpowiedziałem. Zadawaliśmy sobie pytania, gdy na telefonie było już 6 minut i 46 sekund, Toni przybliżyła się, zassała moją skórę, a ja nie wiedząc co się właśnie dzieje, nie zareagowałem na początku.-TONI!-Na ekranie telefonu pojawiła się magiczna liczba "7.00" i wyszedłem z szafy. Byłem strasznie nabuzowany, podeszłem do siatki.
-Widzę że nieźle się bawiłeś-Prychneła blondynka, a potem wzieła z trawy torebkę i wyszła z imprezy.
-BETTS!-Zawołałem i pobiegłem za nią, lecz wsiadła do jakiegoś samochodu. Prawdopodobnie był to samochód kogoś z jej rodziny bo widziałem go przed jej domem. Poszedłem w stronę domu kopiąc każdy natopotkany kamyk na drodzę. Szczerze nie wiedziałem oco chodziło Betty. Nawet jeśli coś robiliśmy, to co z tego? Nigdy nie zrozumiem kobiet.
IIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII
723 słowa