A huj cię to obchodzi!

114 9 2
                                    

Kate///

Nigdy bym nie pomyślała że Zen wpakował się w takie gówno. No trudno. Kiedy był z cookim to powyjmowałam podsłuchy. Co prawda trochę ich było ale dałam radę. Nie wiem czy wam mówiłam ale uwielbiam szperać w komputerach. Nie? No to już wiecie. Z czasem, stałam się samodzielnym hackerem. Włamuję się do różnych plików, żeby poczytać sobie co ludzie tam umieścili. Kiedyś trafiłam (no dobra nie trafiłam tylko specjalnie przejrzałam) pliki poszczególnych gangów. Oczywiście była też tam lista członków i wgl. To było dwa lata temu. Przez dwa lata trzymałam mój mały sekrecik. Teraz siedzę w gabinecie u Zena, który chodzi w kółko z zdenerwowania. Mam dość tych jego kółeczek.
-Zeno, usiądź kurwa, bo gabinet rozniesiesz. - mówię, ale to tylko pogarsza sprawę. Jagbym otworzyła klatkę lwa. Głodnego lwa.
-Ty wiedziałaś-mówi i łapie oddech-proszę powiedz że nie wiesz!-dyszy- to tylko przypadek prawda? Ty nic nie wiesz. To przypadek. -
Miałam dość jego bezsensownych pytań, które nic nie zmienią. I trochę żal mi się go zrobiło.
-wiem. Zeno, to nic nowego dla mnie, wiem od dwóch lat. - powiedziałam, a Zen popatrzył na mnie smutnym wzrokiem i pociągnął za końcówki swoich włosów. Wiedziałam co to znaczy. Ma dylemat i bije się z sumieniem.
-Więc muszę. Bo tak trzeba. Ja muszę cię... - jąkał się Zeno a ja się uśmiechnęłam. Uwielbiam być wredna. Jest takie prawo, że jeżeli ktoś z zewnątrz wie o gangach, trzeba go zabić. Albo przyjąć do gangu. Nie wiem czy chcę się w pakować w te gówno. Ale myślę że byłoby fajnie. Tak. Bardzo chcę. I wiem co zrobić żeby mnie przyjęli.
-tak Zeno. Wiem. Musisz mnie zabić.

///Zeno
Kurwa. Wiedziała. Muszę ją zabić.
-Więc muszę. Bo tak trzeba. Ja muszę cię...-kurwa, aż takim dużym jestem mięczakiem?
Spoglądam na Kate. Uśmiechającą się drwiąco Kate.
Chwila ?

Ona się kurwa uśmiecha?!

-tak Zeno. Wiem. Musisz mnie zabić.
-skąd ty to kurwa wiesz?
Kate robi się wściekła, jej uśmiech zastępuje teraz grymas złości. Chyba trafiłem w czuły punkt.
-a huj cię to obchodzi! - mówi i wychodząc z gabinetu trzaska drzwiami.
Ona mi ucieknie. Wybiegam z domu, biorąc do ręki jakąkolwiek broń. Wychodząc widzę że Kate skręca w stronę domu Mick'a. Nie wiem czy ona wie, ale on też jest w gangu. Muszę do niego zadzwonić.
-Mickey sprawa jest
-no dawaj.
-Katerine wie o gangu
-musimy ją...
-tak. Uciekła odemnie , biegnie do ciebie.
-boże drogi. Co z Susan?
-też jej powiedz. I tak jest w to zamieszana.
-dobra, ale ty to zrobisz. Ja nie dam rady.
-dobra to chociaż ją złap.
-narazie
-nara

Co tu się porobiło. Biegam za Kate, żeby ją zabić. Kiedyś nawet nie potrafiłem jej przywalić z liścia a idę ją zabić. Kim ja się kurwa stałem, że nawet dla przyjaciół taki jestem.

///Kate
Boże. Tak jak przewidziałam. Jacy oni przewidywalni. Tylko wejdę do Mickey'go a pokażę im że to tak nieładnie próbować zabić małą Kitty. Oj nie łatwo.

///Mick
Japierdole. Miała się nie dowiedzieć.
I muszę to powiedzieć Susan.
-Susan zejdź na chwilę. - już prawie płakałem
-Zara, tylko pazury skończę. - Jezu. Mamy Kate zamordować a ta paznokcie maluje.
-Sus to ważne-zawołałem jeszcze raz, ale tym razem już płakałem.
Zbiegła po schodach. Zawsze ludzie mówili że to ja powinienem być Sus a ona mną. W sumie coś w tym było.
-co było takiego ważnego że mnie tu... Boże drogi, czemu ty płaczesz?
-Susan-Jezu drogi, przecież ona tego nie wytrzyma. - Kate dowiedziała się.
Wystarczyły te trzy słowa żeby Sus uklękła i zaczęła płakać. Teraz wstrząsały nią kolejne spazmy szlochu . Przytuliłem ją. Nie byłem twardym facetem, jedyne co było we mnie straszne to moje mięśnie i postura. Jednak w środku byłem bardziej wrażliwy od Sus.
Tak należę do gangu, ale to tylko ze względu na wyścigi i przyjaciół. Nie skrzywdziłbym muchy. Jeszcze nigdy nikogo nie zabiłem.
- Mickey i co my teraz zrobimy? - spytała Sus a ja pokręciłem głową. Zobaczyłem jednak jak dziewczyna podnosi się z podłogi, a potem wrednie się uśmiecha. Wiedziałem co to znaczy.
Susan ma plan.
Szalony plan.
Chyba nawet nie chcę wiedzieć jaki to plan.
-Spokojnie braciszku. Kate nic nie będzie. Nie będzie cierpieć.
Zrozumiałem że tak musi być. Nie chciałem żeby tak było, ale Musiało tak być. Nie miałem na to wpływu. Obezwładnimy ją z Sus. Resztą zajmie się Zen.
*puk puk
To ten czas.
Otwieram drzwi, a Kate wchodzi do przedpokoju. Żywo gestykuluje rękami. Jest napewno ożywiona.
-Mickey wyobrażasz to sobie? On mnie gonił. Gonił!
Powinna się uspokoić. Złagodnieć.
-Kate, pójdę zrobić nam i Sus po herbacie, co? Lepiej się poczujesz.
-dobrze Mick. Też mam taką nadzieję.
Odeszłem od Kate, w celu zrobienia niby "herbaty", lecz aby tak naprawdę wszystko ustalić z Sus. Przez chwilę wydawało mi się że słyszę przeładowywanie pistoletu. Pewnie mi się zdawało.

///kate
Przeładowałam 1 metr od nich a oni nie zauważyli. Nie wiem czy chcę należeć do tak słabego gangu. No ale w końcu to moi przyjaciele. Przynajmniej tak zawsze myślałam.
Mam dość ukrywania się. Czas się pokazać. I do tego z tej najgorszej strony. Ze strony którą ćwiczyłam z Kam przez dwa lata.

///Zeno
Minęło ok 15min. od tego jak Kate weszła do domu Mick'a. W końcu dostaję SMS.

"ptaszek w klatce. Jest twoja. Tylko proszę żeby nie cierpiała"
Mickey

Trochę mnie to zdziwiło. Ptaszek? A mówią że to ja jestem dziecinny. Koniec rozmyślań. Gdybym myślał, zabiłoby mnie to. Przełączyłem się na tryb robota i szłem w kierunku domu Mick'a.

Doszedłem. Otwieram lekko drzwi, ale o dziwo nie słyszę ani nie widzę nic podejrzanego. Uchyla drzwi od salonu. Nic. Jedyne co słyszę to jagby taki trzask i skrzypnięcie w jednym. Idę do źródła tego dźwięku, ale za chwilę czuję ulgę. Nie domknęli drzwi balkonowych. Domykam je po cichu. Trzeba było je trochę mocniej pociągnąć, niż zawsze, ale to nic. Musimy przeszukać po cichu ten dom.

* Time ship
Nie ma jej tu. Najgorsze jest to że Sus i Mick'a też nie ma. Mam złe przeczucia. Jedyne gdzie nie sprawdzałem to...
Stara winiarnia.
W której przetrzymywaliśmy więźniów.
Oni mogą tam być.
Dałem sobie w duchu facepalma na moją głupotę. Powoli zeszłem po schodach.
Nic się tu nie zmieniało. Nikt tu co prawda nie zginął, ale zawsze będzie unosił się tutaj ten smutek.
Nagle wszystkie żarówki zgasły. Szłem po omacku, nie byłem przygotowany na taką możliwość. Nie zdążyłem przyzwyczaić oczu do ciemności, kiedy zapaliło się jedno, ostre światło.
Przeraziłem się.

Światło padało z góry oświetlając Mick'a i Sus, związani do krzesełek grubymi linami, a w ustach obydwoje mieli knebel. Patrzyli prosto na mnie.

Podszedłem do nich i jak najszybciej pozbyłem się okrutnych knebli. Spodziewałem się podziękowań albo czegoś takiego. Jednak nie.
-po co ty tu przylazłeś. Nie dasz sobie rady. - powiedział Mick, na co ja prychnąłem. Jednak później usłyszałem krzyki. Krzyki Kate.
-Zeno nie idź tam to zasadzka- mówiła Sus ale ja miałem to gdzieś. Może i miałem ją zabić ale to nadal moja przyjaciółka. Biegałem w stronę jej krzyków.

////Kate
Z Mickey poszło łatwo. Sus trochę się broniła, więc dałam jej spokuj, bo nadal ją kocham. Jak każdego z nich. Zeno szedł tam gdzie chciałam. Jak pies na smyczy. Sus chciała go odciągnąć. Ha. Mój plan jest bez wad. Muszę być wredna. Muszę być jak psychopatka żeby ich chronić. Jeszcze się do tego przyzwyczaję.Chodź tu kocie, kici kici.

Bo muszę walczyć o wolność.

////Zeno
Gdy dotarłem do źródła krzyków Kate, okazało się że jej tam nie ma. Byłem zdołowany. Zaświeciła się kolejna jasna lampa z sufitu. Jak w jakimś horrorze. Tym razem oświetlane było stare biurko na którym siedziała Kate. Była ubrana w czarny, obcisły strój motocyklowy i wysokie, z wielkim obcasem, czarne buty. Miała jeszcze przerzuconą przez ramię skurzaną kurtkę.
-Kate? Co ty robisz? - pytam a ona się śmieje. Zadziornie. Wrednie. Chamsko.
Właśnie polubiłem nową Kate.
-pytanie raczej powinno być do ciebie Zen. Co ty robisz? Nie powinnam już umierać? - uśmiechnęła się tak, jagby był jeszcze dzieckiem. Ale ja nim nie byłem.
-Wiesz że muszę cię zabić. Ale nie chcę.
Kate miała zamiar odejść, ale jeszcze sobie coś przypomniała i odwróciła się , żeby spojrzeć na mnie.
-w takim razie spróbuj mnie zabić. Nigdy ci się nie uda. - powiedziała i zaśmiała mi się prosto w twarz.

. 1327 słów. 

Life (not) so easy W TRAKCIE POPRAWEKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz