1.

111 3 0
                                    

Spojrzałam przez ramię w dół i zatrzęsłam się ze strachu. Stałam na drewnianej desce, a pode mną fale odbijały się groźnie o ściany statku. Gdyby nie skrępowane liną ręce mogłabym coś zrobić. No właśnie, tylko co. Nie za bardzo miałam pomysł jak można było wyjść cało z tej zaistniałej sytuacji. Głośne śmiechy piratów przeszywały powietrze.

- Kapitanie, może jednak jeszcze to przemyślimy? - powiedział niski, siwowłosy mężczyzna. Jego głos był pełen obawy.

- Nie pleć bzdur - z tłumu zgromadzonych przy burcie piratów wyłonił się wysokiej postury mężczyzna z falą gęstych czarnych włosów spływających po jego ramionach. Na głowie nosił bordowy kapelusz z wielkim zwisającym z boku białym piórem. Jego ciało zaś okrywał długi płaszcz o krwistym kolorze z pięknymi złotymi zdobieniami na mankietach. Dobył swojej swojej szabli z pochwy i wycelował w moim kierunku. Poruszał się z wielką gracją.

Spojrzałam na jego twarz wykrzywioną w złowrogi uśmiech. Zobaczyłam, że zamiast jego prawej dłoni dzierży stalowy, ostry hak. Z bezradności w moich oczach zgromadziły się łzy, które natychmiast popłynęły strugami po moich zaczerwienionych policzkach. Bałam się ich, ale jeszcze bardziej tego złego mężczyzny z hakiem zamiast ręki.

- Powiedz pa-pa - zamachnął się szablą by za chwilę strącić mnie do wody, ale w tym samym momencie coś chwyciło mnie od tyłu i poderwało w powietrze. Cicho pisnęłam przerażona. Spojrzałam w górę na twarz mojego wybawcy.

- Cześć, jestem Piotruś - uśmiechnął się frunąc wśród chmur - Piotruś Pan.

Byłam pewna, że to sen. Ten chłopak latał niczym ptak w przestworzach.

- Jestem Raven - powiedziałam cicho, mocniej się do niego przytulając. Bardzo boję się wysokości. 

Nagle chłopak mocno zniżył lot by ominąć kule lecącą na nas z głośnym świstem. Spojrzałam w dół na statek, który dryfował błękitnej lagunie, a następnie na ogromną, zieloną wyspę. Wyglądała jak ta z moich bajek, które czytała mi mama na dobranoc.

- Gdzie moja mama? - spytałam ze szklistymi oczami.

- Mama? - zapytał zdziwiony chłopak - Nie mamy tu żadnej mamy.

Zaniosłam się głośnych szlochem. Widząc to szybko wylądował na piaszczystym brzegu.

- Chcę do mamy - usiadłam bezsilnie na piasku. Rudowłosy chłopak szybko przeciął nożem moje związane ręce i usiadł koło mnie zamyśliwszy się. 

- Może chcesz coś zjeść? - zapytał po chwili z nadzieją. 

Podkuliłam pod siebie kolana i pokręciłam przecząco głową. Cała moja piżama była w piasku. Trzęsłam się nie tylko od płaczu, ale i trochę z zimna.

Piotruś wstał i wszedł do wody, by po chwili wrócić do mnie z piękną, dużą muszlą.

- To dla Ciebie - podniosłam głowę i spojrzałam na białą jak śnieg muszlę. Na chwilę przestałam płakać. Chwyciłam ją w moje malutkie dłonie i dokładnie obejrzałam. Wytarłam rękawem pidżamy łzy i spojrzałam na jego radosną twarz.

- Szkoda, że nie zostaniesz - podniósł mnie i otrzepał z piasku - Przydałby nam się jeszcze jakiś zgubiony chłopiec.

Popatrzyłam się na niego moimi wielkimi brązowymi oczyma.

- To znaczy zgubiona dziewczynka - chwycił się ręką za tył głowy i uśmiechnął poprawiając pomyłkę.

Dzień chylił się ku zachodowi. Piękne pomarańczowe promienie słońca odbijały się od tafli wody.

OdnalezionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz