Rezerwat Beacon Hills.
Po zmroku wstęp wzbroniony.― Naprawdę chcecie tam iść? Wyciągnęliście mnie z łóżka, głąby.
― Też uważam, że to zły pomysł. ― Przynajmniej mam poparcie astmatyka. Zdecydowanie zamiast szukać zwłok wolałabym teraz spać. Jutro mam ważny test z chemii i muszę go zdać. Inaczej nie przepuszczą mnie do klasy, a to nie wchodzi w grę.
― Ciągle narzekacie, że nic się w tym mieście nie dzieje. ― Bo nic się nie działo. Ale to nie powód, żeby latać w nocy po lesie i szukać połowy ciała.
― Powinienem się wyspać przed treningiem. ― Zaczął tłumaczyć się pospiesznie, Scott.
― No tak, grzanie ławy jest strasznie męczące. ― Prychnęłam dźgając go łokciem w bok, otrzymując pełen nienawiści wzrok. ― Tak po za tym, ja mam jutro na pierwszej lekcji test z chemii i chciałabym się pouczyć. A tego nie zrobię jak nie będę wyspana.
― W tym roku będzie inaczej, będę grał w pierwszym składzie. ― Spojrzałam na niego rozbawiona.
― Tak trzymaj. Warto mieć marzenia, nawet te żałośnie nierealne. ― Wybuchnęłam cichym śmiechem ― A ty ― Zwrócił się do mnie ― Wcale nie musisz się uczyć. Spędziłaś ostatnie dwa tygodnie prawie cały czas się ucząc na tą głupią chemię. Jestem pewny że napewno dasz radę. ― Odparł Stiles, wymachując energicznie rękami. To miłe.
― Tak na marginesie to której połowy ciała szukamy? ― Dobre pytanie Scott.
― Dobre pytanie, nie pomyślałem o tym.
― A jeśli zabójca nadal tu jest? ― Chciałabym dożyć jutrzejszego dnia. Choć wizja nie pójścia na test bardzo mi się podoba.
― O tym też nie pomyślałem ― Cmoknął.
― Dobrze wiedzieć, że jak zawsze dbasz o szczegóły. ― Powiedziałam wdrapując się na jakąś górkę.
― Wiem.
― Może oddasz latarkę astmatykowi, co? ― Mówię podchodząc do Scotta ktory opiera się o drzewo i potrząsa szybko lekarstwem dysząc.
Nagle w oddali dobiegły do mnie odgłosy szczekania psów i światło z latarek. A Stiles z drugim chłopakiem padają szybko na ziemię, więc robię to samo. Po chwili ten bardziej irytujący przyjaciel podnosi się i zaczyna biec przez siebie w stronę latarek rzucając tylko słowo chodźcie.
― Stiles! ― Krzyczy Scott, któremu pomagam wstać żeby podążyć za nim.
― Zaczekaj Stiles!―Czy ten człowiek brał dzisiaj te swoje leki na ADHD? Chyba muszą mu zwiększyć dawkę. Nie pomagają.
Szatyn nagle staje rozglądając się dookoła siebie, żeby zaraz paść na ziemię przed szeryfem, a ja widząc to przycisnęłam Scotta do drzewa, tak żeby nie było nas widać uwcześnie przykładając mu rękę na twarzy pokazując że ma być cicho.
― Stać! ―Krzyczy Szeryf oświetlając latarką wciąż leżącego na ziemi bruneta. ― Poczekajcie! Ten delikwent jest mój.
―Jak się masz, tato? ― Pyta wstając z ziemi i oklepując się.
― Podsłuchujesz moje wszystkie rozmowy telefoniczne?