*Deku*
- Izuku wstawaj bo spóźnisz się do szkoły!
Usłyszałem melodyjny głos mamy ciepło wołający mnie z kuchni. Otworzyłem zaspane oczy i spojrzałem na mój zegar z wizerunkiem All Mighta stojący na szafce nocnej. Było już po siódmej. Minęła chwila zanim przyswoiłem wszystkie informacje do głowy. A no tak, dzisiaj jest poniedziałek, a zatem idziemy do szkoły.
Przeciągnąłem się w łóżku przecierając oczy, po czym zerwałem się na nogi i zacząłem przygotowywać się do dzisiejszych zajęć. Założyłem mundurek szkolny, kłopot sprawił mi krawat, z którym walczyłem dłuższą chwilę. W końcu udało mi się go zawiązać, lecz zawiązałem go tak krótko, że jego koniec ledwo wystawał. W pośpiechu spakowałem zeszyty do mojego żółtego plecaka i zszedłem na dół do kuchni.- Oh, dzień dobry Izuku- mama powitała mnie podając na stół śniadanie - jak się spało kochanie?
- Dzięki mamo, w porządku - rzuciłem plecak przy drzwiach, usiadłem do stołu i zacząłem jeść. Mama mówiła mi o jej dzisiejszych sprawach, ale nie szczególnie słuchałem. Jadłem spokojnie rozmyślając o dzisiejszym treningu wzmacniającym moją moc.Gdy skończyłem jeść, wziąłem plecak, w pośpiechu założyłem moje ulubione czerwone buty i poszedłem do szkoły. Po paru minutach byłem już na miejscu. Zatrzymałem się na chwilę podziwiając moją szkołę. Spojrzałem w górę. Wielopiętrowy budynek piął się wysoko do chmur. Promienie słońca odbijały się od wielkich okien oślepiając mnie lekko. Zasłoniłem światło ręką. Poczułem jak coś smyra mnie delikatnie po twarzy. To wiatr porywał liście z wiśniowych drzew stojących koło wejścia niosąc za sobą przyjemną rzeźką woń. Ruszyłem dalej.
Wchodząc do szkoły rozejrzałem się po szatni. Dostrzegłem tam znaną mi dobrze sylwetkę. W rogu, opierając się o ścianę stał Kacchan. Przyjrzałem mu się uważnie. Jak zawsze zapomniał zawiązać krawat, a ostatni guzik jego koszuli był rozpięty. Spodnie przez brak paska zsuwały mu się lekko z bioder. Swoimi rubinowymi oczami wpatrywał się obojętnym wzrokiem w dal jakby o czymś mocno rozmyślał, jednocześnie jedną ręką trzymając przewieszoną przez prawe ramię marynarkę munduru. Drugą ręką co jakiś czas poprawiał swoję zmierzwione złociste włosy. Podszedłem do niego.
- Oh, cześć Kacchan- przywitałem się uśmiechając się do niego.
On tylko na mnie spojrzał, prychnął, po czym odszedł w stronę klasy typowym dla niego niechlujnym krokiem. Hah, cały on. Jakoś nigdy za mną chyba nie przepadał, w sumie to nawet mną gardzi. Mimo to uważam, że nie jest zły. Co prawda czasami mi dokucza, ale jakoś mi to nie przeszkadza. Od dzieciaka mi imponuje, ma naprawdę potężną moc, a jego zapał do bycia zwycięzcą potrafi zmotywować nie jedną osobę z naszej klasy. Cóż, czasem przejawia pewną agresję, ale nie boję się go, chociaż są takie momenty, że pewne jego zachowania i traktowanie przez niego innych mnie przeraża. Niestety często rozmowa z nim kończy się na skopanym tyłku. Jeszcze nigdy z nim nie wygrałem, ale to się jeszcze zmieni. Czuję to. Kiedyś, będę tak silny jak on, a może nawet bardziej!Ruszyłem do sali. Już z daleka mogłem usłyszeć hałas dobiegający z naszej sali lekcyjnej. Gdy dotarłem pod drzwi, otworzyłem je i zajrzałem do środka. Klasa jak zawsze była pełna energii. Jedynie Kacchan siedzący w ławce przede mną zdawał się ignorować cały świat, będąc nad czymś mocno zamyślony. Przeszedłem koło niego spoglądając ukradkiem. Hah, w sumie jak się nie gniewa i nie krzyczy to wygląda całkiem znośnie i.. uroczo? Chwila, czemu ja myślę o takich rzeczach!? Usiadłem w ławce za nim i przyglądałem się mu zamyślony, aż podeszła do mnie zaciekawiona Uraraka.
- Haha, a ty co tak na niego zerkasz? Wyglądasz jakbyś się zakochał. Jak chcesz to ci coś doradzę co i jak- szepnęła do mnie po czym zachichotała.
- Co? N-nie! To nie tak- zaprzeczyłem krzycząc. Poczułem jak moje policzki robią się ciepłe. Zakryłem twarz dłońmi. Czułem wzrok klasy skupiony na mnie. Nie wiedziałem co zrobić. Kacchan spojrzał na mnie z pogardą. Nerwowo próbowałem doprowadzić się do porządku. Usiadłem prosto w ławce i spuściłem głowę. W tym samym momencie do klasy wkroczył Aizawa Sensei, uciszając klasę i rozpoczynając zajęcia.Kiedy lekcje się skończyły, jak najszybciej spakowałem plecak, i ruszyłem do wyjścia ze spuszczoną głową. Chciałem jak najprędzej wrócić do domu i przy tym nie spotkać Kacchana. Szedłem tak z głową w dole przez korytarz zamyślony, nie zwracając uwagi na nic. W pewnym momencie poczułem, jakbym trafił na jakąś przeszkodę przede mną. Jakaś duża, umięśniona sylwetka zderzyła się ze mną. Oboje tracąc równowagę upadliśmy na ziemię. Leżałem tak chwilę zanim zorientowałem się, że wcale nie leżę na podłodze, tylko na kimś. Zestresowany uniosłem głowę i wtedy zobaczyłem zdenerwowaną twarz. Był to Kacchan. Zrobiłem się cały czerwony i ze stresu zacząłem się pocić. Zdenerwowany nie wiedziałem co zrobić. Kacchan patrzył na mnie wściekłym wzrokiem.
- Co ty do cholery robisz nerdzie?- wstał szybko zrzucając mnie z siebie i złapał mnie za kołnierz. Jednym szybkim ruchem ręki przycisnął mnie do ściany. Dysząc trzymał mnie mocno za ramię. Nie mogłem się wyrwać.
- Przepraszam, Kacchan. To było przypadkiem, naprawdę nie chciałem- byłem cały czerwony, a łzy napływały mi do oczu. Mój oddech stawał się coraz cięższy. Kacchan stał jak wryty. Nasze twarze były tak blisko, że niemal nasze usta się stykały. Poczułem ciepło jego ciała. Zapadła głucha cisza, aż mogłem słyszeć bicie jego serca. Zakłopotany obserwowałem dokładnie jak jego bystre błyszczące oczy pięknej czerwonej jak krew barwy jakby błądziły wzrokiem po mojej twarzy spoglądając to na usta to znowu w oczy. Spojrzałem wyżej Jego rozczochrane blond włosy lśniły od promieni słońca. po paru chwilach puścił uścisk. Z lekką irytacją w głosie szepnął do mnie
- Uważaj jak idziesz - i odszedł dalej jak gdyby nigdy nic.Stałem jak wryty, nie mogąc zrozumieć co przed chwilą się wydarzyło. Moja twarz była cała czerwona, jak dojrzały pomidor. Przyciskając do piersi swój notatnik, stałem tak dobre parę minut sparaliżowany, nie wiedząc co począć. Byłem tak przejęty, że nie zwróciłem uwagi na grupę uczniów patrzących na mnie ze zdziwieniem.
Próbując jakoś zebrać myśli do kupy. Po chwili ocknąłem się i wzdychając ruszyłem do domu. Lecz po drodze spokoju nie dawały mi myśli, które wciąż wracały do tej niezręcznej sytuacji.~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Yo!
Yy no nudzi mi się, dlatego to istnieje
Ejmiś~