Pożegnanie

1K 39 23
                                    

***

Osuwał się powoli plecami po ścianie, aż usiadł na podłodze bez sił. Łzy nabiegły mu do oczu, ale nie mógł złapać oddechu by zapłakać. Ukrył w twarz w dłoniach. To nie może być prawda. Margit przykucnęła przy nim.

- Królu, trzeba będzie pójść do królowej i powiedzieć, że...

Nie mogła skończyć, bo zaczęła głośno szlochać.

- Boże, miej litość nad nasz Jadwigą. Ona tego nie przeżyje!

Dotarło do niego słowo „nie przeżyje". Podniósł głowę i spojrzał na Margit ze złością.

- Zamilcz! Nikt nie powie królowej, póki nie wydobrzeje...

Był wściekły. Na Margit, na medyków, na Boga...

Lekarz sięgnął do kołyski i zawinąwszy dziecię w pieluszkę, podszedł do króla.

- Tak oto z woli Boga odeszła królewna Elżbieta Bonifacja w dniu wspomnienia Św. Małgorzaty Antiocheńskiej 13 czerwca Anno domini 1399...

Władysław wstał z podłogi i podszedł do eskulapa. Spojrzał na to maleńkie dzieciątko, tak długo przez niego i Jadwigę wyczekiwane. Elżbietka twarz miała w lekko sinym kolorze i maleńkie usteczka otwarte, jakby ostatni oddech chwytała z wielkim trudem, rysy jednak miała wygładzone i gdyby nie niebieskawa barwa skóry, można byłoby pomyśleć, że spała. Wziął od medyka córkę i przytulił do piersi. Ucałował małą główkę. Łzy spływały na pieluszki. Margit, Mścichna i mamka, które stały w komnacie patrzyły wzruszone na władcę. Mamka szeptała: „Boże, dlaczego?" Margit i Mścichna cicho płakały.

Medyk patrzył strapiony na króla.

- Panie, trzeba powiedzieć królowej...

- Powiedziałem NIE! Nie przysporzę jej teraz zmartwień, jest zbyt słaba.

Medyk zawahał się, zanim powiedział:

- Wybacz Panie, że to mówię, ale twa małżonka już sił nie odzyska... Ona gaśnie...

Jagiełło spojrzał na niego wzrokiem, który mógłby zabić.

- Nie chcę tego słuchać. Jadwiga jest silna. Nawet nie wiecie, jak bardzo. Jest waleczniejsza od niejednego męża... - rozpaczliwie próbował zaklinać rzeczywistość.

Tym razem podeszła do niego Margit i położyła mu dłoń na ramieniu.

- Wiesz dobrze o tym, że ona umiera...

- Jeśli tak uważasz, po co mam jej mówić o śmierci ukochanego dziecka? Przecież wkrótce spotkają się... - głos mu się załamał - u Boga w niebie.

- Ale pozwól by pożegnała ziemską powłokę dzieciny. Pozwól by się jeszcze za życia za nią pomodliła...

- Pomodliła? A po co? Przecież to dziecko umarło święte. Żadne modlitwy jej na tamtym świecie niepotrzebne, a na tym świecie jej nie wskrzeszą.

- Królu...

- Wyjdźcie stąd! Wszyscy! Chcę zostać z córką sam.

***

Kołysał ją, przyciskając usta do jeszcze ciepłej główki. Miała ciemne włosy - jak Jadwiga. I taki sam nosek. I usteczka. Nucił jej starą litewską kołysankę, którą śpiewała mu mamka: miegok kūdikį, užmerk akis... Nie chciał pogodzić się z widmem śmierci Jadwigi. Nie wyobrażał sobie życia bez niej, bo nawet przecież gdy byli daleko od siebie, każdą myśl z nią łączył. Cokolwiek robił, zastanawiał się, czy spodoba się to Jadwidze, cokolwiek zamierzał, rozważał, czy Jadwiga uczyniłaby tak samo. Była jego nie tylko żoną, nie tylko królową, nie tylko niewiastą, z którą dzielił łoże. Była jego przyjaciółką, jego towarzyszką, powierniczką i największym szczęściem. Dlaczego, Boże? Jeśli co złego uczyniłem, zabierz mnie, a ją ostaw przy życiu. Jest takim cudem, jakiego świat nie znał. Mądra i dobra i poddani ją tak bardzo kochają... I potrzebują... Ja jej potrzebuję. Zabierz mi trochę życia i oddaj jej. Proszę...

PożegnanieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz