W Korandli, bardzo dawno temu istniała wioska elfów. A było to w tak odległej krainie iż niemożliwością stało się to, ażeby ktokolwiek mógł o niej usłyszeć, a już napewno tam dotrzeć. Otaczały ją z wszystkich stron rozległe lasy, których końca nie dało się dostrzec gołym okiem, a wyjścia i wejścia do nich strzegły stworzenia,o których tylko mówiono. Gdy ktoś je zobaczył już nigdy nie wracał, a słuch po nim ginął. Po środku tej kompletnej głuszy widniała tabliczka wisząca na bramie "KAŻDY KTO NIE JEST ELFEM NIE MA PRAWA POSTAWIĆ TU NOGI, A JEŚLI SPRÓBUJE ZŁAMAĆ ZAKAZ BEZ PRZYCZYNY, ZGINIE". Idąc dalej, mimo tego strasznego akcentu było całkiem miło. Elfy to stworzenia ciche, spokojne i życzliwe. Oczywiście jak każdy, mają swoje zasady, których przestrzegają, pierwsza z nich to bezgraniczna podległość władcy. Rodzina królewska w tym oto miejscu należała do rodziny szlacheckiej od wielu pokoleń. Król i królowa żyli w swoim pięknym zamku, kochali się bezgranicznie, ale największą ich dumą i kimś, za kogo oddaliby wszystko był ich syn. Życie tych stworzeń mogłoby wydawać się idealne, chociaż wcale takie nie było, przynajmniej nie dla jednego z nich...