Królewski syn dorósł. Rodzice nie byli już wystarczającym towarzystwem, z którym czułby się dobrze. Potrzebował kogoś bliskiego, w swoim wieku, kogoś kto potrafiłby go zrozumieć. Dorastanie w tym środowisku było dla niego bardzo ciężkie. Jako jedyny potomek króla stanie się przecież następcą tronu. Całe dnie spędzał na ćwiczeniach, nauce oraz sprawach, na które nie miał ochoty. Samopoczucie księcia z każdym dniem stawało się coraz gorsze. Był nastolatkiem, lecz niedane mu było żyć jak inni. Pogrążył się w nostalgi, na ustach już nie gościł mu uśmiech, marzył o uwolnieniu się z tej krainy.
Pewnego dnia, gdy leżał już w łóżku, myślał o swoim okropnym życiu. Księżyc był w pełni, oświetlał cały jego pokój, uwielbiał to. Wstał, podszedł do okna, odsunął zasłony i patrzył w dal. Noc była jedynym czasem, kiedy mógł robić to co chce, nikt go nie pilnował, nie rozkazywał, miał czas tylko dla siebie. Oparł się o parapet i jednym susem był już po drugiej stronie. Powoli ruszył w stronę lasu, delektując się magiczną atmosferą. Gdy był małym chłopcem, ojciec kazał zbudować dla niego domek na drzewie, dotąd kiedy chciał pobyć sam szedł właśnie w to miejsce. Tak było i teraz. Usiadł na strzeblu drabiny prowadzącej na drzwi chatki, wtedy dostrzegł spadającą gwiazdę "proszę, niech cokolwiek się zmieni" - pomyślał. W tym samym momencie usłyszał ciche wołanie o pomoc i głośne wycie. Wiedział, że musi to sprawdzić. Bardzo cicho zaczął iść w stronę, skąd dochodziły dźwięki. Słyszał je coraz głośniej i wyraźniej, serce zaczęło walić mu jak szalone. "Jesteś królem, musisz być odważny", duma, nie pozwalała mu zawrócić. Wychylił się zza drzewa i zobaczył drobną, przerażoną istotkę otoczoną przez sforę wilków. Nie wiedział co zrobić, na szczęście przypomniał sobie lekcje ojca o obronie przed dzikimi zwierzętami. "Wilki boją się ognia", podniósł dwa patyki i pocierając je o siebie, wzniecił iskrę. To dodało mu odwagi, podszedł bliżej i rzucił swoją bronią w stronę największego z wilków. Ogień spadł mu na grzbiet, zapalając jego sierść. Bestia głośno skomląc rzuciła się do ucieczki, reszta zrobiła to samo. Książę podszedł do dziewczyny, była blada jak trup, wyglądała na zmęczoną. Uśmiechnęła się do niego i zemdlała. Chłopak wziął ją na ręce, zaniósł do domku , położył w łóżku, a jej usta obmył wodą. Oddychała, wiedział że żyje. Oparł się o łóżko siadając na podłodze. Obudziły go muśnięcia porannego słońca,nie pamiętał kiedy zasnął. Przez chwilę stał zdezorientowany. Nagle przypomniał sobie wydarzenia minionej nocy. Spojrzał na dziewczynę, a ta patrzyła na niego swoimi pięknymi, dużymi oczami, błękitnymi i głębokimi jak niebo.
-kim jesteś? Co się stało? Gdzie jestem? - spytała
-Mam na imię Maglor. Jestem dziedzicem tej krainy, księciem, uratowałem Ci wczoraj życie i zabrałem tutaj, żebyś mogła dojść do siebie, a Ty? Kim Ty jesteś i skąd się tutaj wzięłaś?...