I

99 12 13
                                    

    Na samym początku pozwolę sobie na kilka formalności. To tak, jest to moje pierwsze opowiadanie więc proszę wybaczyć jeżeli coś będzie nie tak , a druga kwesta to pomysł na taką a nie inną historię, pomysł zrodził się pod postem artystów BlondynkiTeżGrają, a mianowicie pod rysunkiem nowoczesnej Belli (wszystkie ich prace macie na ich instagramie a jeśli zobaczycie ilustracje o której mówię łatwiej będzie wam wyobrazić sobie postać) a do napisania tego skłoniło mnie kilka osób komentujących mój komentarz, niestety ich nie wymienię by chronić prywatność, ale jeżeli to czytają to dziękuje wam ;). Dobra, za bardzo się rozpisuje, miłej lektury!



      Zamaskowana postać biegła po dachu francuskiego wieżowca. Kasztanowe włosy upięte w długi koński ogon połyskiwały blado od zimnego światła gwiazd. Brudno-żółta dopasowana koszula z długim rękawem idealnie opinała ciało postaci a długie, czarne spodnie nie krępowały jej ruchów. Co chwilę oglądała się za siebie, dwie masywne postaci nieubłaganie się zbliżały, wiedziała kto to, podpadła im w poprzedniej akcji. Biegła naprawdę szybko lecz dwaj mężczyźni ją doganiali. Przed oczami stanął jej jeszcze jeden problem, dach budynku się kończył. Myślała gorączkowo układając spontanicznie plan jednak nie było to łatwe gdy dyszysz z wysiłku, goni cię dwóch gości z zamiarem morderstwa i kończy cię się dach.
Nie zwalniała biegu a gdy grunt pod nogami zniknął, skoczyła. Mężczyźni zatrzymali się na skraju wieżowca z malowanym na twarzy zdezorientowaniem. Powoli wychylili się by spojrzeć w dół i w tym momencie przed ich nosami wystrzelił w górę obiekt szybując z zawrotną prędkością. Gdy wyrównał lot można było dostrzec dużą, czarną paralotnie z czerwonym paskiem na środku. Dopiero po kilku sekundach spostrzegli, że pod ogromną lotnią znajdowała się drobna postać z rozwianymi kasztanowymi włosami.


                                                                                           ***


      Była 6:30, głośny dźwięk budzika wyrwał Bellę z przyjemnego snu. Do pokoju spod przykrótkiej żaluzji wpadało jeszcze blade światło słoneczne malując na jasnobeżowych ścianach białe plamy. Na ogromnej szafie z książkami przeróżne lektury jeszcze pogrążone były we śnie a jasnoszare biurko pokryte było warstwą nocnego kurzu. Jeszcze niezbyt przytomna na ślepo wyłączyła budzik ręką i narzuciła poduszkę na głowę mrucząc kilka przekleństw w stronę czarnego zegarka.
-Laska wstawaj, nikt za ciebie do pracy nie pójdzie, niestety... -Powiedziała sama do siebie opuszczając ciepłą, puszystą kołdrę w kolorowe kwiaty. W sumie to lubiła swoją pracę, zawsze coś się działo, ale kto nie narzeka na wstawanie rano?
Ospale przemierzyła sypialnie i skierowała się do korytarza potykając się po drodze o czarno-czerwoną paralotnie. Nogi odruchowo powędrowały jej do łazienki i po ściągnięciu piżamy wskoczyła pod orzeźwiający prysznic, wykonała poranną toaletę i ubrała się w błękitną, ołówkową spódnicę przed kolanko i białą koszulę. Zrobiła delikatny makijaż i spięła włosy w koński ogon z tyłu głowy wiążąc je kokardą w kolorze spódnicy.
Zrobiła sobie szybkie śniadanie w postaci płatków z mlekiem po czym spojrzała na zegarek uznając, że czas wychodzić. Chwyciła niewielką, beżową torebkę i w pośpiechu założyła cieliste szpilki pod kolor skóry. Do torebki wpakowała 2 książki i inne potrzebne rzeczy po czym wyszła zakluczając za sobą drzwi.

     Po zjechaniu windą z dziesiątego pięta, przejściu czterech przecznic, prawie wpadnięcia pod taksówkę i minięciu Wierzy Eiffla prawie była na miejscu. Stanęła przed ogromnym drapaczem chmur, który był jej budynkiem pracy.
-Bonjour Panie Jhon. -Przywitała się z już lekko siwym mężczyzną w recepcji.
-Dzień dobry Bello, jak mija ci poranek? -Uśmiechnął się sympatycznie skinając głową na powitanie.
-Przykro mi Johnie ale naprawdę nie mogę rozmawiać, spieszę się, smok czeka. -Zrobiła kwaśną lecz zarazem rozbawioną minę wskazując palcem w sufit mając na myśli szefa czekającego na nią kilkanaście pięter wyżej.
Recepcjonista zrozumiał i zrobił poważną minę zrobił gest rękoma, że rozumie, następnie uśmiechnął się i pokazał, że trzyma kciuki. Bella pognała do windy. Gdy była już w środku wcisnęła przycisk 15 i w tym samym momencie na horyzoncie zauważyła znajomą męską sylwetkę. Miał na sobie wściekło czerwoną koszule podkreślającą jego rozbudowaną klatkę piersiową i uwydatnione mięśnie na barkach, jego czarne, bujne, niemal idealnie ułożone włosy postawione były na żel a szeroki uśmiech podkreślał perfekcyjnie zarysowaną szczękę.
Gaston idąc holem uśmiechał się i puszczał oczka do każdej napotkanej kobiety na swojej drodze lecz gdy zobaczył Bellę jego uśmiech się poszerzył a krok przyspieszył. Widna jednak już się zamykała a Bella zdała się na nieśmiały uśmiech jakby nie widząc, że Gaston chce do niej dołączyć. Już otwierał usta by obdarzyć ją pewnie jakimś tandetnym podrywem gdy masywne drzwi windy nie dopuściły dźwięków jego głosu do uszu Belli. Ta odetchnęła z ulgą i opierając się o metalowe ściany windy wyjęła książkę z torebki i zanurzyła się w lekturze.

Beauty&Beast, but not as alwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz