II

44 7 6
                                    

     Blade światło księżyca oświetlało ciemną, ceglaną ścianę oraz bladą twarz wychudzonej postaci. Przez niewielkie okno mógł zobaczyć mnóstwo białych gwiazd rozświetlających czarne niebo. Wystarczyłby metr i mógłby opuścić to przeklęte miejsce, jednak grube metalowe pręty celi uniemożliwiały mu wymknięcie się z małego, okrągłego więzienia. Zmęczony, głodny i zziębnięty siedział pod ścianą na przeciwko metalowych drzwi na nowo układając kolejną wersję planu ucieczki. Nie myślał zbyt trzeźwo więc wszystkie myśli znowu kierowały się ku jednemu.
Stękając podniósł się z zimnej podłogi jak najciszej czołgając się ku zamknięciu drzwi. Ukląkł przy dużej, mosiężnej kłódce i niemal bezgłośnie obrócił ją w palcach na tyle na ile mu pozwalała. Był to najdziwniejszy mechanizm jaki miał okazję widzieć. Przeróżne pokrętła, zębatki różnych wielkości zachowywały się w naprawdę dziwny sposób, jakby miały własny rozum i robiły mu na złość. Nie myśląc długo zaczął grzebać przy kłódce sprawnymi, lekko pomarszczonymi palcami pomagając sobie co jakiś czas niewielką szpilką, którą znalazł na podłodze w celi. Gdy tylko był krok o otwarcia mechanizmu on płatał sobie figle i zmieniał zamykał się tak by musiał go znowu otwierać.
Zdenerwowany i zarazem przepełniony rezygnacją puścił kłódkę która wydała głuchy ale zarazem donośny dźwięk obijając się o metalowy pręt. Odgłos potoczył się echem po sali. Mężczyznę w jednym momencie ogarnęło potworne przerażenie. Jego oczy zaświeciły strachem w mroku a bicie serca gwałtownie przyspieszyło. Zaczął zgubnie szukać schronienia w okrągłej klitce co na nic się nie zdało. W pewnym momencie zamarł, pobladł jeszcze bardziej nić wcześniej a sparaliżowane strachem ciało odmawiało posłuszeństwa.
Usłyszał go.
Usłyszał dudniący odgłos ciężkich kroków na schodach odbijający się od ceglanych ścian.


***


     Odgłos budzika potoczył się po mieszkaniu. Bella spojrzała na znienawidzony zegar i odczytała godzinę, 4:30, niemożliwe, już? Z klejącymi się oczami wyłączyła urządzenie lecz uporczywy dźwięk nadal dudnił jej w uszach. Udała się do łazienki omijając slalomem sterty kartek, książek i teczek z papierami. Wyszła niemal po 10 minutach umyta, ubrana, uczesana. Włosy związała wysoko w koński ogon a przydługa grzywka opadała jej spiralami na czoło i uszy. Włożyła na siebie żółtą dopasowaną koszulę z długim rękawem a na nią czarną, skórzaną ramoneskę, do tego czarne rurki oraz na biodrach przypięła szeroki pas do którego schowała broń i kilka innych potrzebnych rzeczy. Zjadła szybkie śniadanie w między czasie pakując do niewielkiego czarnego plecaka dwie książki, laptopa, i kilka potrzebnych papierów z zapisanymi wczoraj danymi. Do kieszeni spodni włożyła telefon i słuchawki. Wrzuciła talerz do zlewu i dopiła ciepłą herbatę. Zakładając czarne, skórzane glany spojrzała w kierunku niewielkiego stolika nocnego. Leżał na nim płatek, krwistoczerwony płatek róży, który wczoraj z niewiadomych powodów znalazł się w teczce, którą dostała od szefa. Wpatrywała się w niego przez kilka długich sekund po czym chwyciła go szybko i schowała do kieszeni kurtki.

     Zjechała windą na parter i szybko wyszła z budynku. Natknęła się na pięknego Harley'a Davitson'a lśniącego w blasku różowego nieba. Jeden z jej ulubionych środków transportu.
-Cześć złotko-skierowała słowa do pojazdu wsiadając na niego.
Uśmiechnęła się pod nosem i zapaliła silnik, motor wydał przyjemny dla ucha dźwięk który słychać było jeszcze po odjeździe agentki.
     Bella jechała od godziny. Wiatr rozwiewał jej długie włosy wystające spod żółto czarnego kasku i miło świstał w uszach. Była 6:00 rano a nawet nie zbliżała się do wyznaczonego miejsca, prawda, zrobiło się gwałtownie chłodniej i gdzie nie gdzie leżały kupki śniegu lecz jej GPS nie wskazywał by zbliżała się do celu. Mniej więcej jak minęło pól godziny ekran nawigatora zaczął wariować a muzyka w słuchawkach szumieć i słychać było niebezpiecznie piskliwe dźwięki. Gdy usłyszała na tyle wysoki odgłos by zabolały ją uszy, wyrwała z nich słuchawki razem z telefonem który wcześniej włożyła do kieszeni ramoneski, i wyrzuciła na bok w ogromną zaspę śniegu. Zatrzymała się kilka metrów dalej by cofnąć się do straconych przedmiotów. Gdy zeskoczyła z motocykla usłyszała chrupanie pod stopami. Zdziwiona spojrzała w dół i zauważyła, że stoi po kostki w białym, iskrzącym się w słońcu śniegu. Powoli zaczęła się cofać w kierunku wyrzuconych słuchawek i telefonu rozkoszując się dźwiękiem skrzypiącego puchu. Dotarłszy na miejsce wyjęła przedmioty z zaspy. Ociekały zimną wodą. Ekran komórki w poprzek przepasały zielone i czarne kreski różnej długości i nie wydawał on żadnych oznak życia. Słuchawki z kolei miały złamaną wtyczkę, pewnie niefortunnie upadły a uderzenie na pewno było mocne, lecz czy na pewno?
Bella westchnęła z irytacji i wytarła ekran telefonu rękawem po czym schowała go do kieszeni. Obróciła się, by wrócić na Harley'a , lecz motocykla nigdzie nie było, śladów opon również, widać było tylko odciski w śniegu jakie wykonała agentka dwie minuty temu. Rozejrzała się wystraszona i coraz bardziej zdenerwowana na około szukając przyczyny lub sprawcy zniknięcia pojazdu, jednak nie zobaczyła nikogo. Dopiero teraz mogła się przyjrzeć miejscu w jakim się znajduje. Stała na środku wąskiej drogi pokrytej trzy centymetrową warstwą białego bez skazy śniegu. Nad nią rozciągała się gęsta sieć ciemnobrązowych gałęzi z których zwisały ostre jak brzytwa, krystaliczne sople czystego jak łza lodu. Źródłem rozległych konarów były masywne, grube drzewa, które mimo braku jakichkolwiek liści sprawiały wrażenie silnych i zdrowych. Poza tym, nie widać było nic, tylko śnieg i drzewa. Nie wiedząc co począć dalej postanowiła pójść przed siebie, może natrafi na jakąś pomoc lub cudem odzyska motocykl.
Jednak jej oczekiwania pozostały oczekiwaniami. Przez kolejną godzinę przedzierała się przez ogromne warstwy śniegu nie przypominając sobie kiedy właściwie zboczyła ze ścieżki. Było jej zimno, jej koszulka i spodnie były mokre od stopniałego śniegu i lodu a żadne urządzenia, z których mogłaby kogoś powiadomić o swoim położeniu lub poznać swoje położenie, nie działały.
W pewnej chwili natrafiła na niewielką, drewnianą, zniszczoną tabliczkę z napisem UCIEKAJ, napis bardziej wzbudził u niej zainteresowanie niż strach więc minęła znak idąc dalej. Zdążyła go minąć w oczy rzuciła się jej kolejna podobna tabliczka z napisem ZAWRACAJ jednak mimo to brnęła dalej nie zwracając uwagi na ostrzeżenia. Natrafiła jeszcze na wiele znaków sygnalizujących to samo: NIE ZBLIŻAJ SIĘ, WIEJ, JEŚLI CHCESZ PRZEŻYĆ ODWRÓĆ SIĘ I W NOGI, i inne tego typu. Po minięciu wszystkich ostrzeżeń natrafiła na ogród. Nie był to ogród jakie zwykle widywała, był urządzony na styl wieku XVI co jeszcze pogłębiło jej zainteresowanie. Jak najciszej potrafiąc weszła przez wysoką, bramę w kształcie łuku z czarną, metalową bramą, która mimo wszystkich sygnalizacji napotkanych przez Bellę wcześniej, była otwarta. Wszystkie rośliny były pokryte niewielką warstwą białego puchu a z niektórych spływały sopli lodu załamując światło słoneczne w cudowny sposób. Mimo tego, że panowała tu zima był to jeden z najpiękniejszych ogrodów jakie brunetka widziała w swoim życiu. Silne drzewa z gęstą siecią gałęzi nie przepuszczały całego słońca robiąc za nieszczelny dach co tylko dodawało uroku.
Agentka ostrożnie przeszła przez bramę. Gdy tylko znalazła się co mniej więcej dwa metry od wejścia usłyszała za sobą skrzypienie nienaoliwionych, starych drzwi. Odwróciła się w tym momencie a brama zamknęła się z hukiem. Podbiegła do niej i szarpnęła kilka razy jednak bez skutku. Zaczęła gorączkowo szukać innego wyjścia co również nie przyniosło powodzenia. Niekończący się ogród otaczał szeroki, wysoki na kilka metrów żywopłot nie do przedarcia się. Westchnęła z rezygnacją. Teraz dopiero zauważyła, że przy każdym oddechu wypuszcza z ust niewielkie kłębki pary a dłonie skostniały jej z zimna. Bez większej gdybaniny postanowiła znaleźć ty kogoś lub coś co może jej pomóc.
     Przemierzała ogród przez kilka lub kilkanaście minut starając się iść wyznaczoną kamienną ścieżką wijącą się między drzewami. W pewnym momencie ścieżka się urwała otwierając widok na ogromny dom, można by nawet porównać go do pałacu.
Budynek był z zimno-szarej cegły. Na ścianach widniały wysokie, prostokątne ciemnych w białych oprawach z rozmaitymi witrażami, a pod niektórymi były nawet zawieszone szerokie doniczki w których zapewne latem rosną wielobarwne kwiaty. Gdzie nie gdzie wystawały pnące się do chmur baszty z stożkowymi dachami pokrytymi czarną, odbijającą światło dachówką. Na środku przedniej ściany w lekkim wgłębieniu ozdabiały budynek wielkie, ciemne, drewniane prostokątne drzwi z srebrnymi zdobieniami. Do wejścia prowadziły schody, które znajdowały się z prawej i z lewej strony i chodziły się łukiem w taras na górze. Między jasnoszarymi, marmurowymi schodami tworzącymi coś na podobę koła stała okrągła, biała fontanna stylizowana na styl barokowy. Woda w niej była zamarznięta jednak z klasą rozpraszała promienie słońca co dawało bajkowy efekt.
Bella po chwilowym szoku zaczęła iść w stronę cudownego pałacyku. Poszła prawą stroną schodów chwytając się białej, zdobionej poręczy teraz zimnej jak lód. Z bliska budynek wyglądał jeszcze lepiej, można było dostrzec w ramach okien srebrne ozdoby takie jak na drzwiach. Wszędzie były różne dachy i daszki pokryte tą samą kruczoczarną dachówką zakrywając różne wypustki w cegle które pewnie pięknie kształtowały pokoje w środku.
Będąc na miejscu delikatnie ujęła masywną, srebrną kołatkę w kształcie głowy lwa i zapukała trzy razy. Nie słysząc odpowiedzi ponowiła czynność z nadzieją, że po prostu ktoś nie usłyszał, lecz i tym razem do jej uszu nie dodarł dźwięk zaproszenia. Zdziwiona po prostu pchnęła lekko drzwi słysząc skrzypienie nienaoliwionych zawiasów. Znak, że drzwi były otwarte, to dobrze. Weszła do środka i jak najciszej umiejąc zamknęła drzwi, które i tak wydały charakterystyczny huk odbijający się echem po ścianach rozległego pokoju. W środku było zdecydowanie cieplej. Bella rozejrzała się po pomieszczeniu w którym była. Pod jej stopami skrzypiały deski ciemnego, wytartego drewna. Ściany były ciemnobeżowe, wysokie jakby nie miały końca. Ze sklepienia zwisał wielki, złoty, barokowo zdobiony żyrandol z przywieszonym mnóstwem jarzących się świeczek oświetlających pomieszczenie ciepłym światłem. Zrobiła kilka kroków w przód natrafiając na okrągły, czerwony dywan którego miękkość było niemal czuć przez buty. Na około porozstawiane były najrozmaitsze meble, długie i krótkie drewniane stoły z wymyślnie zdobionymi nogami i srebrnymi, zabrudzonymi elementami. Przy stołach stały krzesła utrzymane w podobnym klimacie, z czerwonymi poduszeczkami na siedzeniu i oparciu. Niektóre były starannie przysunięte, inne poodsuwane a niektóre leżały poprzewracane na ziemi. Można było również dostrzec niecodzienne półki stojące lub widzące na ścianach. Były tego samego koloru co reszta mebli i również zawierały przybrudzone, srebrne zdobienia. Pokryte grubą warstwą kurzu książki uśpione leżały na półkach w towarzystwie różnych postarzałych przedmiotów. Na wprost pięły się szerokie schody z czerwonym dywanem rozwidlające się na boki ginąc w mroku kolejnych częściach zamku. W całym pokoju unosił się przyjemny zapach owocowej herbaty.
     Jednak największą uwagę zmarzniętej agentki przykuły czerwono pomarańczowe płomienie tańczące wesoło w kominku z czerwonej cegły. Przed ogniskiem leżał prostokątny złoto czerwony dywan, na którym stał ciemny stoliczek kawowy ze ślicznym porcelanowym talerzykiem z ciepłymi ciastkami i filiżanką pełną gorącej czekolady. Na przeciw stołu znajdowała się elegancka sofa, dwa fotele i pufa pod nogi. Meble obite były burgundowym suknem i wymyślne nogi z ciemnego, sosnowego drewna.
Bella usiadła na miękkim materiale fotela i upewniwszy się, że nikt nie patrzy delikatnie ujęła w dłoń zdobioną kwiatowymi wzorami filiżankę wypijając czekoladę. Gdy wystarczająco się ogrzała wyciągnęła telefon i gdy go wysuszyła zdała sobie sprawę, że nadal nie działa. Cisnęła go na sofę i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Dopiero teraz przypomniała sobie, że ma słuchawkę szpiegowską w kieszeni spodni. Wyjęła ją pospiesznie i niemal krzyknęła z radości zobaczywszy, że sucha a co lepsze, działa. Z uśmiechem na ustach włożyła ją sobie do ucha i włączyła. Po drugiej stronie cisza, Spojrzała ze zdziwieniem na zegarek, prawie dwunasta, powinien ktoś być, jednak cisza. Postanowiła nadawać mimo to.
-Z tej strony agenta B, melduje, że prawdopodobnie dotarłam do celu, panuje tu zima, jestem w budynku, prawdopodobnie miejsce przesiadywania Bestii. Odezwę się, gdy odnajdę agenta M.
Po nadaniu wiadomości wstała rozglądając się za latarką a bardziej świecznikiem. Kilka metrów dalej na niewielkim stoliczku nocnym stał na samym środku słoty świecznik, zdobiony jak większość rzeczy w budynku na styl barokowy, jednak był złoty w przeciwieństwie do srebrnych zdobień w pałacu. Świecznik miał trzy rozgałęzienia jedno wysokie po środku i dwa miejsze po bokach. Chwyciła świecznik pewnym ruchem i skierowała się w stronę schodów. Zatrzymała się przed stopniami i błysk strachu odbił się w jej oczach. Wzięła głęboki oddech odpędzając niepewności i postawiła stopę na pierwszym stopniu schodów.

     Przemierzała ciemne korytarze, gdyż wszystkie okna były pozasłaniane, co jakiś czas mijając piękne, różnie zdobione drzwi. Gdy do jej uszu dobiegł cichy jęk stanęła jak wryta a jej twarz blada była jak śnieg sypiący za oknami. Mimo przeszywającego strachu zmusiła się do pójścia w stronę cichego głosu.
Dźwięk odbijał się echem po ścianach jednak czuła, że była coraz bliżej. Oprócz jęków z między ścian kilka minut później dobiegł do niej szelest materiału, jakby ktoś stał za nią. Odwróciła się jednak nikogo nie było. Uznała, że jej się przesłyszało i zaczęła się piąć w górę krętymi, ceglanymi schodami. Weszła na sam szczyt i natrafiła na małe okienko wyglądające na tylną część ogrodu. Nikłe światło oświetlało metalowe pręty i... twarz, wychudzoną, bladą twarz mężczyzny. Maurycy. Agent M siedział w mikroskopijnej celi wychudły, z poniszczonymi ubraniami, na twarzy miał siniaka. Bella podbiegła do więzienia nie dowierzając oczom.
-Maurycy! -krzyczała szarpiąc bezskutecznie za metal oddzielający ich od siebie.
Maurycy otworzył przekrwione oczy które rozbłysły nadzieją widząc brunetkę. Jednak tak szybko jak się ona pojawiła zastąpiło ją przerażenie.
-Bello, uciekaj, zostaw mnie uciekaj jak najszybciej potrafisz.
-Nie, Maurycy, proszę, muszę cię stąd wydostać, nie zostawię cię tu. - chwyciła kłódkę starając się ją otworzyć.
-Uciekaj zanim będzie za... - i w tym momencie urwał, na twarzy pojawił się nieopisany strach. Spojrzał nieco nad Bellę cofając się w głąb celi.
Dziewczyna odwróciła się i powoli podniosła wzrok tak gdzie patrzył jej przyjaciel. Stała nad nią ogromna męska sylwetka z twarzą skrytą w cieniu. Wstała pewnie bez zawahania prężąc ciało.
-Masz go wypuścić. Pokaż twarz.
-Wynoś się.-odpowiedział niski, męski głos.
-Powiedziałam ci coś i radzę to wykonać. -wyjęła pistolet z pasa unosząc go na wysokość twarzy mężczyzny.
Odpowiedziało jej warknięcie. Niespodziewanie ogromna łapa szarpnęła jej rękę wybijając broń z dłoni. Przez twarz momentalnie przebiegło jej przerażenie które z łatwością tłumiła pewnością siebie.
-Pokaż się, przy świetle!
Znów usłyszała zwierzęcy ryk i mężczyzna nachylił się do świecznika. Bella nie potrafiła powstrzymać krzyku. Jej oczom ukazała się szkaradna zwierzęca twarz, nie pysk twarz. Pokryta była jasnobrązowym futrem a z nad uszu wystawały kręte, ciemne rogi. Cofnęła się o krok natrafiając na metalowe pręty celi.
-A teraz won!
-Nie! Masz go wypuścić! Albo chociaż pozwolić się z nim pożegnać, minuta, jedna minuta, chyba nie zawadzi ci minuta.
Zauważyła zawahanie na twarzy Bestii.
-Minuta.
W bardzo skomplikowany sposób otworzył kłódkę wpuszczając Bellę do Maurycego. Mężczyzna z trudem wstał i objął agentkę aż poleciały mu łzy.
-Moje słońce, nie powinnaś tu przyjeżdżać.
-Zaufaj mi, wracaj do bazy, powiedz mu, że nic mi nie jest, wrócę, obiecuje.
-Co...Bello.. nie..
Nie dała mu skończyć tylko wypchnęła go za granice celi zatrzaskując ją. Maurycy nie wiedział co właściwie się stało a Bestia ryknął ze złością.
-Sama tego chciałaś.
Chwycił Maurycego za ramię podnosząc go siłą i niemal staczał go ze schodów. Agent M odwrócił głowę i to był ostatni raz gdy Bella mogła na niego spojrzeć przez długimi dniami w zamku.






Wiem, że część może być nudna i nieciekawa, ale chciałam by był zachowany klimat (i bardzo chciałam wyrobić się dzisiaj) jednak mam nadzieję, że się podobało, starałam się, i dziękuje wam <3

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: May 01, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Beauty&Beast, but not as alwaysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz