rozdział pierwszy

15 2 0
                                    

10.07.2002 ♡
mama nie pozwalała mi kolegować z jiminem. ale akurat tego dnia miała ważne spotkanie w pracy, i zapowiedziała że dzisiaj nie wróci do około godziny dwudziestej. gdy tylko wyszła z domu pobiegłem do mojego pokoju, ubrałem buty które zostawiłem pod łóżkiem (moja mama zawsze chowała moje buty w szafce, do której nie mogłem dosięgnąć.) otworzyłem okno na parterze i wyskoczyłem na podwórko. chyba źle wylądowałem, bo nie mogłem wstać. no i oczywiście nie obeszło się bez poharatania sobie kolana i rąk, ale ostatecznie udało mi się doczołgać do płotu.

oparłem się o płot i zapukałem trzy razy, bo właśnie tak ustaliliśmy sobie to z jiminem. po paru sekundach usłyszałem odpowiedź w postaci dwóch puknięć i jego głos.
- cześć tae! - zawołał ucieszony na mój widok. czasami zastanawiam się,
dlaczego mama nie pozwala mi się z nim spotykać, skoro tylko on uśmiecha się widząc mnie.
- cześć, stało mi się coś w nogę, pomożesz? - zapytałem zakłopotany usiłując wstać. jimin nagle wylądował obok mnie podając mi rękę i otrzepując mnie z ziemi. weszedł spowrotem na płot i zawisiał na nim nogami podając mi rękę i wciągając mnie na góre płotu, po czym bezpiecznie odstawiając mnie na drugiej stronie - czyli na jego podwórku.
- dodałem kilka nowych rzeczy w naszej bazie.. chcesz zobaczyć? - zapytał mimo, że znał odpowiedź.
- jasne! - odpowiedziałem mu starając jednak przypomnieć, że średnio mogę aktualnie chodzić. wziął mnie na barana i poszedliśmy w stronę naszej bazy, która znajdowała się za garażem jimina.

W całej bazie były ponaklejane gwiazdy i rakieta a drewno z którego cała ta baza była zrobiona było pomalowane na granatowo.
- mam nadzieję, że ci się podoba bo starałe- chciał powiedzieć ale mu przerwałem
- oczywiście że mi się podoba! - zawolałem nadal nie wierząc, że ta baza wygląda tak fajnie.
- o! zapomniełam o jeszcze jednym. załatwiłem nam materace, i może jednego dnia kiedy twoja mama pozwoli ci do mnie przyjść to.. zrobimy sobie tutaj nocowanie? - wyjąkał to i spojrzał na mnie w oczekiwaniu na odpowiedź. nie spodziewałem się, że da taką propozycję. starałem się ułożyć coś z słów które wędrowały wtedy po mojej głowie ale jimin przerwał.
- a.. tak rozumiem, jeżeli nie chcesz wystarczy powiedzieć n.. - nie pozwoliłem mu tego powiedzieć, jak w ogóle śmiał tak pomyśleć? jimin posmutniał
- chciałbym bardzo, to moje jedno z największych marzeń uwierz mi! ale dobrze wiesz, jakie nastawienie ma na to moja mama, co nie? - wtrąciłem szybko i popatrzyłem na jimina. nadal był smutny, ale zdecydowanie mniej niż przed chwilą. dobrze wiedziałem, jak mogę go szybko pocieszyć. wyjąłem dziesięć złotych z kieszeni i powiedziałem mu, żebyśmy przeszli się i zjedli sobie lody.

niby musiał mnie nosić na barana przez około kilometr, ale to chyba nie najważniejsze, bo widziałem jak bardzo poprawił mu się humor. śpiewaliśmy po drodzę piosenki, i gadaliśmy o nowej fajnej grze,
która dzisiaj wyszła, potem zamówiliśmy lody i zaproponowałem mu pójście do domu. wstaliśmy i wyruszyliśmy w strone domu.
- widzę, że noga już nie boli. - powiedział patrząc na mnie, a ja stanełem dęba, bo totalnie o
tym zapomniałem. zaczęliśmy się z tego śmiać.
- która godzina? - zapytałem niepokojąc się bo zapomnieliśmy o tym, że musze wrócić do domu przed mamą. jimin spojrzał z przerażeniem na zegarek.
- dziewietnasta pięćdziesiąt.. -wyjąkał.

zaczęliśmy szybko biec, żeby zdążyć przynajmniej dwie minuty przed nią. kilka razy się wywróciłem, raz zachaczyłem spodniami o jedną z bramek, i jimin musiał mnie jakoś
zdjąć. w końcu dobiegliśmy pod dom jimina, i szybko zacząłem wchodzić na płot. zeszkoczyłem i byłem już na moim podwórku ale.. okno było za wysoko.
- co ja mam teraz zrobić - krzyczałem na siebie w myślach, jak mogłem nie przemyśleć tak ważnej rzeczy.. podeszłem do płotu i zapukałem w niego trzy razy mając nadzieję że jimin jeszcze nie poszedł. usłyszałem dwa puknięcia, i kamień spadł mi z serca.

- jimin podsadzisz mnie do okna? - zapytałem śmiejąc się z tego,
jak śmiesznie ta sytuacja wygląda..
dwoje siedmiolatków usiłuje dostać się
do domu.
- jasne, głupku. - odpowiedział również się śmiejąc. przeszedł przez płot i wylądował obok mnie. wstałem i wskoczyłem na jimina na barana, a jimin starał się jak najbliżej przybliżyć do okna, żebym mógł dosięgnąć. chwyciłem się okna dwoma rękami i próbowałem się podciągnąć, a jimin mnie puścił - teraz tymbardziej nie wiedziałem co zrobić. podniosłem łokieć i wspiąłem się troche bliżej, na tyle że mogłem się już normalnie wslizgnąć do środka.
- dzięki! - zawołałem do jimina dysząc ze zmęczenia. jimin się zaśmiał i pomachał do mnie odwracając się po czym wrócił na swoje podwórko. teraz musze się tylko ogarnąć, żeby mama nie dowiedziała się, że jej jedyny synek bez jej pozwolenia chodzi sobie po mieście z kolegą, z którym ona nie pozwala mu utrzymywać relacji.

poszedłem po inne spodenki podobnego koloru, bo te które miałem na sobie były podarte. przebrałem je i schowałem te pobrudzone pod łóżko. szybko włączyłem playstation żeby mama myślała, że przez ten cały czas sobie po prostu grałem. usłyszałem przekręcacie zamka i usiadłem na łóżko grając w losową grę. mama weszła do pokoju
- idź spać. jest już za późno na granie w gry. - powiedziała.
- dobrze. - odpowiedziałem i wyłączyłem telewizor. odłożyłem pada na miejsce i poszedłem przebrać się w piżamę cały czas myśląc o tym, jak cudownie spędziłem ten dzień. umyłem zęby i położyłem się. wyjąłem spod łóżka walkie-talkie.
- dobranoc jimin, słodkich snów i dziękuje za dzisiaj, było naprawdę fajnie! - wyszeptałem do urządenia i zaczekałem na odpowiedź
- dobranoc tae! też ci dziękuje, było naprawdę n-niesamowicie! - odpowiedział po krótkiej chwili. położyłem się spać z bananem na twarzy, i zasnąłem.

_____
totalnie nie umiem pisać, przepraszam nie bijcie, dalsze rozdziały będą lepsze może

ból || vminWhere stories live. Discover now