Rozdział I

14 2 3
                                    

     Bip, bip usłyszałem wkurzający dźwięk budzika. Przeciągnąłem się leniwie, wyłączając źródło hałasu. Wstałem, podszedłem do szafy i wyciągnąłem ubrania. Zdecydowałem się na dżinsy i białą koszulę.

   Po ubraniu się poszedłem do kuchni i przygotowałem sobie śniadanie. Popijając kawę spojrzałem przez okno. Zobaczyłem ludzi spieszących się do pracy, którzy z tej wysokości przypominali mi mrówki.

   Przerzucając wzrok na ścianę ujrzałem kalendarz.

-Dzisiaj sobota, sobota, sobota?!-krzyknąłem. -Jestem spóźniony na absolutorium!

   Z prędkością światła wbiegłem do sypialni, z szafy wyciągając i zakładając na siebie togę z biretem, które wypożyczyłem dzień wcześniej. Wpadłem do przedpokoju, założyłem buty i wybiegłem z mieszkania, zamykając je na klucz. Skakałem co kilka schodów, aby jak najszybciej znaleźć się na dole.

   Dzisiaj w Reno pogoda dopisywała. Biegnąc czułem rześki wiatr i delikatne promyki słońca. Uwielbiam świeże powietrze. Gdyby nie studia mieszkałbym pewnie teraz na wsi. Pielęgnował bym kwiaty, dbał o zwierzęta i chodził na spacery. Jednak prawda jest inna od czterech lat mieszkam w betonowej dżungli, ze spalinami zamiast świeżego powietrza i ze zgiełkiem ulicznym zastępującym śpiew ptaków.

   Nigdy nie lubiłem miast. Wychowywałem się na wsi i tam byłby mój wymarzony dom. Zostawiłem tam moje najlepsze wspomnienia, które teraz są rozmazanymi marzeniami małego chłopca z Idaho.

***

   Uniwersytet znajduje się dziesięć minut od mojego domu. Wchodząc tam wpadłem na starszą kobietę, którą od razu przeprosiłem. Przechodząc obok okna, przejrzałem się w jego odbiciu. Włosy mi się rozczochrały, toga się podwinęła, a biret leżał krzywo. Prędko wszystko poprawiłem i popędziłem w stronę auli.

   Pod drzwiami spotkałem mojego przyjaciela Josha.

-Myślałem już, że nie przyjdziesz -wygadał mi w twarz Josh.

-Całkiem zapomniałem.

-Dobra, nie mamy teraz czasu na gadanie. Wchodźmy.

   Weszliśmy na salę i zajęliśmy swoje miejsca. Siedziałem znudzony słuchając przemówień, gdy wkrótce zagadał mnie Josh.

-Później idziemy całym wydziałem na obiad, a wieczorem na imprezę. Może przyłączysz się do nas?

-Nie mogę, chce iść popytać o praktyki, a zresztą nie lubię imprez- nigdy nie ciągnęło mnie na imprezy. Wolałem spędzać mój czas w domu z dala od rozrywek.

-Jak chcesz. A tak w ogóle zapytaj w zoo, może mają jeszcze wolne miejsca.

-Tak zrobię, a ty masz już praktyki?

-Tak, miałem szczęście. Tacie udało się dogadać z dyrektorem rezerwatu w Kalifornii i chcą mnie przyjąć.

   Tata Josha jest strażnikiem przyrody w Teksasie. Poznałem go pierwszego dnia studiów, gdy spotkałem Josha. Od tamtego czasu wiele razy byłem u niego w domu.

   Miałem też okazję oglądać pana Masona w pracy. Jest on dla mnie jak drugi tata.

-Więc pewnie niedługo wyjeżdżasz- z przykrością spytałem.

-Wylatuję w środę -poczułem gorycz w jego głosie.

-To już niedługo.

   Powinienem cieszyć się z powodzenia mojego przyjaciela, ale myśl, że nie długo nie będzie go koło mnie, przyćmiła wszystko.

WięziOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz