Oczami Lloyda -
Był to deszczowy tydzień. Wracałem ze szkoły, zakryty parasolką. Przez klimat i pogodę ciężko jest być odwrotnym do humoru dnia. Szedłem między przystankami. Zwykle w słoneczne dni były tłumy ludzi, a teraz? Teraz była pustka. Jedynie widziałem tylko osoby jadące samochodami. Błąkającym się po deszczu byłem tylko ja. Słyszałem dźwięki spadających kropel. Nagle zauważyłem postać która stała pod przystankiem. Podszedłem by sprawdzić kim ta osoba jest. Wtedy poczułem lekki wiatr na skórze, przez który zrobiło mi się chłodniej. Wtedy już wiedziałem że to Morro.
- Czemu tu stoisz?
Zapytałem ducha. Odwrócił się ze smętną miną, a gdy mnie zauważył jeszcze bardziej spochmurniał i odpowiedział.
- A co duch może robić w deszczowy dzień?
- No tak...
Powiedziałem nieco ciszej i spuściłem głowę, pozostawiając nas w kilkuminutowej ciszy. Poza tym wiedziałem że Morro nie chciał ze mną rozmawiać.
- Więc.. co własciwie robiłeś tu w mieście?
- Chciałem trochę zwiedzić tą okolicę, aby no wiesz, nie pogubić się.
Wtedy popatrzyłem na niego z lekkim uśmiechem. Odszedłem od niego kilka kroków, kierując się do domu, ale wtedy się zatrzymałem i spojrzałem na ducha. Ciągle był wpatrzony w niebo, czekając aż deszcz przestanie padać. Nie chciałem go tu samego zostawić. Beze mnie prędzej by zginął, a ja mogłem mu pomóc. Chwile myślałem nad tym czy to dobry pomysl, przecież nie mogę tak postąpić! Może i byliśmy kiedyś wrogami ale to przeszłość, która nie wróci. Wypowiedziałem jego imię i skierowałem w jego stronę parasolkę. Był zdziwiony moim uczynkiem. Niepewnie podszedł do mnie i trzymał jedną ręką parasol, a drugą chwyciłem ja.
- Nie pozwolę Ci tu zostać samemu.
Powiedziałem z uśmiechem do Morro. Lecz po chwili moje policzki zrobiły się cieplejsze, a oczy patrzyły w jego źrenice. Przez jakiś czas duch nic nie odpowiedział, tylko stał, jakby go sparaliżowało.
- Dziękuję
Usłyszałem ciche słowo wypowiedziane przez chłopaka. Znowu się uśmiechnąłem i zaczęliśmy iść przed siebie, razem pod jednym parasolem, będąc blisko siebie. Z Morro również towarzyszyła mi cisza, której duch nie miał zamiaru przerywać.
- Gdzie idziemy?
Zapytał nagle. Właściwie sam nad tym myślałem, bo nie mogliśmy tak chodzić bez końca i nigdzie się nie zatrzymać
- Obiecałem, że nie pozwolę Ci tu zostać samemu, więc pójdziemy do mojego domu.
Troche dziwnie się czułem w jego towarzystwie. Jakby był bardziej szczęśliwy? Nie miałem pojecia, chociaż muszę przyznać że jak się postara to potrafi być słodki na własny sposób. Tam na przystanku wydawał się tak niewinny i samotny, że nie mogłem mu nie pomóc. Gdy byliśmy przed domem, Morro szybko podbiegł pod daszek, który go osłaniał przed wejściem. Odsunąłem się od niego kilka kroków i potrzepałem parasolką by nie była cała mokra, następnie otworzyłem drzwi i zaprosiłem go do środka.
Oczami Morro -
Cieszę się, że Lloyd mnie nie zostawił samego. Początkowo chciałem aby sobie poszedł ale zrozumiałem że potrzebowałem pomocy. Zanim weszliśmy do środka, zauważyłem że zielonooki nie ma takiego najmniejszego domu. Miał chyba dwa piętra, nie kicząc strychu. Ściany zewnętrzne były koloru biało - żółtego, a dach pokryty ciemnym brązem. Natomiast wnętrze, nieco się sprzeczało. Po wejściu trafiliśmy na przedpokój, po których bokach znajdowały się lapmki, wiszące na ścianach, a koło nich regały z butami i wieszakami na kurtki, lub bluzy.
- Wiesz, może zdjemij tą bluzę, bo mam centralne ogrzewanie..
Odezwał się do mnie Lloyd. Następnie powiesiłem swoją szaro - zieloną bluzę na wieszaku, obok kurtki chłopaka. Szedłm ciągle za nim, ponieważ nie chciałem się tu zgubić, a muszę przyznać, że ten dom jest całkiem ładny i przytulny. Poszliśmy do kuchni. Widziałem jak Lloyd wyciągał coś z szafki. Nalał sobie wody do szklanki i wrzucił do niej jakieś dwie tabletki. Patrzyłem ze zdziwieniem jak ją wypija.
- Po co Ci tabletki?
Zapytałem odruchowo. Właściwie to nie moja sprawa ale byłem ciekawy. Lloyd westhchnął i odpowiedział.
- Od kilku tygodni mam straszne bóle głowy, przez to że dwóch chłopaków ze szkoły mnie chciało pobić.
- P-pobić Cie?
Pytałem zaskoczony. Dlaczego ktoś miałby go pobić skoro Lloyd nie wdaje się zwykle w bójki i jest raczej fajnym chłopakiem. Usiedliśmy na wielkiej kanapie w salonie, przed którą znajdowała się telewizja. Widziałem jak Lloyd był nieco zmęczony.
- Słuchaj Morro, jak chcesz to możesz tu przenocować, bo jutro ma się trochę polepszyć.
Nie miałem innego wyboru, więc się zgodziłem. Z drugiej strony chciałem z nim zostać, tak przyjemnie czułem się w jego towarzystwie. Wywierał ze mnie jakby te najlepsze emocje. Czułem się przy nim szczęśliwy i nie byłem zły czy agresywny. Czy ja sie zakochałem? W nim? Nie miałem pojecia.
- Lloyd połóż się, nie wyglądasz najlepiej.
Powiedziałem. On się zgodził, miałem zamiar zejść i zrobić mu miejsce, ale mnie złapał za dłoń i poprosił abym został. Usiadłem obok niego. Chłopak oparł głowę o moje ramię i przymknął oczy. Trochę się zaczerwieniłem i uśmiechnąłem.
- Jesteś taki ciepły...
Szepnął do mnie. Zachichotałem. Dałem mu się położyć na moich kolanach. Lloyd momentalnie zasnął.
- Miłych snów Lloyd.
Powiedziałem po cichu i pocałowałem go w czule w czoło. Tak uroczo wyglądał jak spał. Sięgnąłem po jakiś kocyk który leżal obok mnie, następnie go przykryłem i włączyłem telewizje. Zciszyłem nieco głosnosć aby go nie obudzić. Zostanę u niego na noc. Skoro mi pomógł to ja mu pomogę z tymi chłopakami.
Shot pisany dla xZAWIESZONEx
❤❤ MorroxLloyd 💚🖤