Balladyna

33 0 0
                                    

Drogi Pamiętniku!

Jestem niezwykle podekscytowana jak i zmęczona. Dwa dni temu odbył się ślub Kirkora i Aliny, a ja jako przyjaciółka ich obojga musiałam go przygotować. Nie żebym narzekała, bo to była przyjemność, ale dopiero teraz mam czas aby usiąść  i pomyśleć na spokojnie.

Ale zacznijmy od początku. Zostałam wezwana do sali tronowej, przyznam sama przed sobą, że troszkę się zaniepokoiłam. akurat w tamtym okresie troszkę zaniedbałam swoje obowiązki. Oczywiście był powód dlaczego tak się stało: musiałam opiekować się chorym mężem, który wrócił z misji mocno przeziębiony. Wracając, szłam do wyznaczonego miejsca w głowie układając sobie regułkę, którą powiem królowi na swoją obronę.

Gdy dotarłam, moje obawy zeszły ze mnie wręcz ciurkiem! Byłam naprawdę prze szczęśliwa, że będę głównym organizatorem ślubu. Miałam na to tylko dwa tygodnie, chociaż i tak podeszłam do tego jakbym miała jeden dzień. Zaczęłam planować, na szczęście zaproszenia były wysłane wcześniej. Jak wiadomo musiały one trochę przejechać aby znaleźć się w rękach odbiorcy. Miałam ze sobą listę gości, każdego z nich podzieliłam na kilka kategorii: wolny czy w związku oraz ważny czy bardziej ważny. Dzięki temu łatwiej było mi porozmieszczać wszystkich.

Nie miałam również problemu z daniami. Postawiłam na ulubione przysmaki państwa młodych oraz najróżniejsze desery. Z trunkami było podobnie, każdy mógł znaleźć coś co mu odpowiadało. Stroje weselne miałam załatwione już dawno ponieważ Alina poprosiła mnie w wyborze swojej sukni jak i stroju Kirkora. Swoją kreację jak i garnitur mojego męża również miałam przygotowane wcześniej. Planowałam założyć piękną, długą satynową sukienkę w odcieniu szmaragdu. Miała dekolt w serek i delikatne rozcięcie tam gdzie powinna znajdować się prawa noga. Postawiłam na srebrną biżuterię i tego samego koloru buty na delikatnym obcasie. Za to mój mąż Antoni miał przyodziać się w dopasowany granatowy garnitur ze szmaragdowym krawatem. Na stopy miał włożyć szpiczaste czarne lakierowane buty. Razem mieliśmy siąść przy stole królewskim jako najbliżsi przyjaciele. Większego zaszczytu nie mogłam sobie wymarzyć!

Przejdę już do wydarzenia kulminacyjnego! Zapewne gdy będę Cię czytać pamiętniczku za kilka lat, to wolałabym przypomnieć sobie sam ślub, a nie przygotowania do niego.

W ten piękny dzień każdy krzątał się po zamku w te i we w te. Wszędzie było pełne ludzi, którzy krzyczeli, śmiali się bądź płakali. Byli też tacy jak ja tzn zachowywali spokój na zewnątrz, ale w środku rozgrywał się istny armagedon. Antoni starał się mnie jakoś uspokoić, lecz szło mu to nie skutecznie. Byliśmy akurat w trakcie przebierania się w swoje kreacje ślubne, gdy doznałam największego ataku paniki. Na szczęście tym razem sztuczki mojego ukochanego podziałały i już po chwili mogłam dumnie kroczyć przez korytarz w stronę sali tronowej. To tam miała odbyć się uczta. Na stołach były już położone tradycyjne potrawy takie jak kołacz czy korowaj. Dzień wcześniej Państwo młodzi razem ze swoimi rodzinami ruszyli do świętego gaju aby mistrz ceremonii związał ich ręce. Igrcy już przygotowywali się do zabawiania gości, w bocznym pomieszczeniu już był naszykowany czepiec weselny jak i nożyce aby skrócić pannie młodej włosy podczas oczepin

Zaproszeni już powoli zaczęli się schodzić. Jak pierwsza weszła rodzina Aliny. Matka jej bardzo płakała, cóż co się dziwić. Oddaje swoje dziecko, a że zamożne to one nie są przejmuje się również z posagu, jakie będzie musiała mu dać. Chcąc nie chcąc Swaćba właśnie tego potrzebowała. Za to jej córka Balladyna miała twarz jak z posągu, szła nie wzruszona. Czuć było od niej chłód, patrzyła na wszystkich z wyższością i delikatnym obrzydzeniem. Okropne. Obie były ubrane w długie jasne suknie zwężane w talli. Jedyne czym się różniły to tym, że Balladyn miała strój do kostek, a jej matka sięgającą aż do ziemi.

Zaraz po nich wszedł Popiel III, zapewne przepuszczał damy w drzwiach. Dość wysoki mężczyzna z przystojną twarzą, oczywiście nie tak jak mój Antek, ale również niczego sobie. ubrany w schludną brązową szatę z czarnymi butami. On tak jak my będzie siedział przy stole nowożeńców. Osobiście go nie znam, tylko Kirkor opowiadał mi trochę o jego osobie. No cóż zmieniło się to tamtejszej nocy.

Do sali wchodziło jeszcze przez dłuższy czas mnóstwo ludzi, których znałam tylko z widzenia. Większość z nich to przyjaciele mojego towarzysza, czyli rycerze. Nie patrzyłam na żadnego z mężczyzn dłużej niż powinnam, aby nie wzbudzić zazdrości u jednego z nich. Stolik dla rycerzy był oczywiście osobny. Każdy miał miejsce nawet ich partnerki. Nawet dla nas znalazły się dwa krzesła na wypadek gdybyśmy chcieli chwilę porozmawiać.

Na końcu przed parą młodą weszli do środka Kostryn i Gralon. Oboje szli z wielką gracją i powagą na twarzy, ubrani w dopasowane garnitury koloru ciemnej zieleni. Zamiast krawatu czy muszki rozpięli dwa górne guziki swoich koszul. Co dziwne Kostryn zamiast czarnych butów. Założył jasne szpiczaste pantofle. Z pewnością przyciągnął uwagę nie jednej panny, jak i mężatki.

Nagle do pomieszczenia weszli ONI! Para młoda, prezentowali się tak pięknie, że aż chciało się na nich patrzeć. Alina ubrana w piękną białą suknie z czerwonymi zdobieniami oraz tego samego koloru pasem obwiązanym w pasie luźno puszczonym z frędzlami. Obuwie posiadała białe i skromne. Śliczny wianek zrobionych z polnych kwiatów zdobił jej długie włos. Za to Kirkor ubiorem odpowiadał swojej partnerce, jedyne czym się różnili to fakt i on nie miał wianka i był na boso. Zabawę czas zacząć!

Każdy się dobrze bawił, Igrcy zabawiał wszystkich na medal, a orkiestra grała świetną muzykę. Wszyscy tańczyli z uśmiechem na twarzy, wymuszonym bądź szczerym Ważne, że był. Nie mogłam zejść z parkietu ponieważ ciągle ktoś mnie prosił do tańca, a nie wypada odmawiać. Widziałam, że Kirkor ani na chwilę nie opuścił żony i ciągle był przy niej. za chwilę miała nadejść północ. A to oznaczało jedno: oczepiny.

Już wcześniej poprosiłam swoje zamężne koleżanki w pomoc przy tym. Powoli zaczęłyśmy się schodzić do osobnego pomieszczenia. Ja skierowałam się w stronę Aliny by zaprowadzić ją do naszej izby. Po dotarciu usadziłam ją na krześle i razem z moimi pomocnicami ściągnęłyśmy jej wianek z głowy. Następnie wzięłam nożyczki i zaczęłam ciąć długie włosy jakie posiadała. Niestety teraz będą sięgały lekko przed ramiona. Z ostatnimi ruchami nożyczek założyłyśmy jej czepiec, który informował o przyjęciu małżeństwa. Czas znowu zacząć się bawić!

Państwo młodzi udali się do sypialni odbyć noc poślubną a goście dopiero teraz rozkręcili się. Jedni zaczęli dodawać czosnku do trunków inni przeszkadzali nowożeńcom, a pozostali tańczyli. Nic nie zapowiadało się na to abyśmy szybko skończyli biesiadować.

I tak właśnie przebiegła mi Swaćba Kirkora i Aliny. Jestem pewna, że będę ją wspominać jeszcze przez długie lata z takim samym szerokim uśmiechem jaki mam pisząc to tobie pamiętniczku. Mam nadzieję, że moje dzieci będą równie dobrze wspominać wesele swoich przyjaciół co ja.

Dobranoc!

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 27, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

cudotwórstwo Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz