Niebieskie i czerwone światła naprzemiennie otulają mroczny las, oddalony od jakiegokolwiek miasta o kilkaset kilometrów. Wchodzą między każde drzewo, zaglądają do najmniejszej dziupli, szukają prawdy. Nikt od nich nie ucieknie, za każdym razem dopadnie go inna barwa. Niebieski. Czerwony. Niebieski jak niebo, zwiastujące złą nowinę. Czerwony jak krew, która polała się tej nocy.
Nikt nie jest bezpieczny wśród tych samotnych, wysokich drzew. Nie są tym, czym mogą się wydawać. Otoczył je nieprzenikniony mrok i wsiąknął w nie jak woda w gąbkę. Nie są już bezpiecznym schronieniem dla znużonych wędrowców. Były świadkami zbyt wielu zbrodni, aby zachować niewinność. Można je natomiast dalej nazywać doskonałymi powiernikami tajemnic. Pamiętają je i zachowują ich niezliczoną ilość, przy tym nikomu nie zdradzając niepożądanej treści. Do tej długiej listy, od tego wieczoru, należy jeszcze kilkanaście kolejnych, nieznanych już prawie nikomu i zatajonych prawd. To wszystko za sprawą pewnego ciągu wydarzeń, który pociągnął za sobą wiele ofiar.
Światła policyjne coraz bardziej zagłębiają się w mroczny, gęsty las. Wszystkie odgłosy tworzą pewną spójną całość - jakoby ktoś nimi dyrygował. Wydaje się, że wszystko było zaplanowane. Rozmowy ludzi obecnych na miejscu zdarzenia zagłuszają szum, jaki wydaje z siebie niepozorna rzeka wpływająca do pobliskiego jeziora. Wysokie sosny i brzozy szepcą coś między sobą. Tylko one znają prawdę. Słuchacze przebywający na tym spektaklu, mają za zadanie delektować się tą pieśnią, która przypomina najsmutniejsze i najgłębsze melodie jakie człowiek kiedykolwiek usłyszał. Noc grywa o tej porze na wielu różnych instrumentach, z których żaden nie jest podobny do siebie. Każdy z nich jest jakby osobnym elementem, ale razem tworzą coś przepięknego i monumentalnego, ale równie mrocznego oraz przerażającego. Przebywający tego wieczora w lesie, byli świadkami prawdziwej muzycznej uczty, której zwieńczeniem było "Requiem nocy", przygotowane specjalnie ku pokrzepieniu serc ludzi po tym tragicznym wydarzeniu. W ostatnich taktach utworu dołącza do nich kolejny instrument, który ewidentnie wyłamuje się z dokładnie skomponowanego dzieła. Wiatr wieje coraz mocniej i mocniej, jakby chciał dogonić zbrodniarza, albo zatuszować samą zbrodnię. Strąca pomarańczowe i żółte liście z drzew. Spadają na ziemię ukrywając glebę pod barwnym dywanem, który za jednym podmuchem może pozbawić widza złudzenia i ukazać drzemiącą pod nim prawdziwą formę.
Ogarniającą las ciszę przerywa przejeżdżający przez most samochód. Kierowca spogląda przez przyciemniane szyby i gwałtownie hamuje. Szybko wysiada z auta i biegnie w kierunku samotnego drzewa, rosnącego dokładnie przy rzece. Światło księżyca ogarnia całą scenerię swoim blaskiem. Do wspomnianej wcześniej brzozy dobiega kobieta. Była ubrana cała na czarno, jej obraz wtopił się w otoczenie. Jedynie księżyc pozwolił dostrzec ją zza rosnących wokół miejsca zbrodni krzaków i krzewów. Można było jedynie przez chwilę przyjrzeć się jej twarzy. Spod okularów przeciwsłonecznych, od prawego oka do kości policzkowej, ciągnęła się świeża blizna. Przedstawicielka płci pięknej podeszła bliżej wody. Nie powiedziała żadnego słowa, pobladła, po czym wydała z siebie wszechogarniający krzyk rozpaczy i upadła na ziemię.