Do napisania tego opowiadania jakiś czas temu zainspirował mnie przede wszystkim Wiedeń, który jest moim ukochanym miastem;(( Dlatego tak bardzo cieszę się, że mogę w końcu się nim z wami podzielić, w dodatku świętując 200 obserwujących na moim profilu<33 Może nie jest specjalnie wybitny, w końcu nie czuję się najlepiej w pisaniu smutów, to raczej słodkie, niewinne opowia... No dobra, może jednak nie takie niewinne, ale wierzę, że i tak osłodzi wam dzień<33 Jeśli ktoś z was czytał moje poprzednie opowiadania, prawdopodobnie znajdzie tutaj kilka smaczków, a jeśli nie (reklamowania czas) zapraszam na mój profil i do pozostałych fików<33 Pomijając już ten żenujący wstęp, dziękuję, że jesteście i miłego czytania♥♥♥ Może akurat komuś się spodoba^^
Delikatny, ciepły wiatr, w tamtym momencie nieznacznie mącił powabne, białe zasłony, przykrywające otwarte drzwi balkonowe. Wpadał tym samym wprost do środka oświetlonej przez zachodzące słońce sypialni, wnosząc ze sobą dźwięki jednej z ulic Wiednia. Trwało właśnie letnie, niekoniecznie upalne popołudnie, przesycone dużą ilością złocistych promieni słonecznych, padających na miasto. Jeden z nich, dokładnie ten, który przedostał się przez niewielką przestrzeń pomiędzy zasłonami, oświetlał w tamtym momencie lekko opaloną skórę opartego o toaletkę mężczyzny. Jego pudrowy, jedwabny podkoszulek idealnie współgrał z równie rumieniącymi się ścianami, których odcień zaburzony został przez białe, namalowane tam kwiatki. Osiemnastowieczny wystrój wprost idealnie wpasowywał się w gust Chittaphona, który w tamtym momencie delikatnie otrzepał popiół ze swojego papierosa wprost do stojącej obok, ozdobnej popielniczki. O wakacjach w stolicy Austrii zadecydował wraz ze swoim mężem, chcąc po raz pierwszy odwiedzić to ruchliwe, lecz piękne miasto. Oboje na stałe zarządzali w Londynie własną marką odzieżową, toteż z łatwością mogli pozwolić sobie na wypoczynek wysokiej klasy. Drogie restauracje, kawiarnie czy spektakle operowe, takie jak ten, na który wybierali się tamtego wieczoru.
Mężczyzna z satysfakcją wdychał wówczas lekki dym, otaczający go z każdej strony, powolutku prostując swoją sylwetkę. Jednocześnie zaczął bez pośpiechu, mozolnymi kroczkami, stawianymi przez bose stopy, sunąć w stronę uchylonych drzwi balkonowych. Im bliżej się znajdował, tym powietrze stawało się czystsze oraz bardziej rześkie. Odetchnąć z łatwością mógł dopiero wtedy, kiedy lekko odsuwając prześwitującą zasłonę, wyjrzał wprost na niewielki balkonik. Dookoła niego rozpościerał się widok wszelkich eleganckich budynków, za to nieco niżej potrafił dostrzec zatłoczoną uliczkę, pełną przechodniów oraz nielicznych aut. Chittaphon przyglądał im się z wielkim zachwytem i chociaż nie raz widywał podobne obrazy, Wiedeń przyprawiał go o całkiem inny rodzaj natchnienia.
Mimo to, miejska architektura nie równała się nawet w połowie widokowi, jaki mężczyzna mógł dostrzec tuż po swojej lewej stronie. Onieśmielony jego pięknem za każdym razem, kiedy tylko miał okazję na niego spoglądać, z ogromną uwagą przypatrywał się siedzącej na krześle postaci Taeyonga. Niezwykle naturalna, okryta jedynie przez białą, rozpiętą do połowy koszulę o krótkim rękawie oraz krótkie jeansy, w skupieniu analizowała czytany właśnie tekst. Jego blond włosy, wciąż wilgotne po prysznicu, subtelnie opadały na zaróżowione policzki oraz czoło. Mimo kilku skaz, widocznych na skórze mężczyzny, dla Chittaphona była ona wprost idealna, kiedy zahipnotyzowany urodą męża, co jakiś czas zaciągał się dymem ze swojego papierosa.