02

0 0 0
                                    

Był 6 września. Jakoś pod wieczór. No wiecie, ciemno było już. Zobaczyłam go przez szybę samochodu. No i tak to się zaczęło. Maszyna ruszyła. Fortuna przekręciła swoje koło. Byłam na cholernym szczycie. I podobało mi się to. Bardzo.
Poznaliśmy się i spotkaliśmy szybciej niż myślałam. Strasznie się denerwowałam, tym bardziej, że w ogóle jestem bardzo nerwową osobą. Starałam się zachowywać swobodnie, ale ty widziałeś, że nie do końca mi to wychodzi. Obracałeś wszystko w żart. Starałeś się, żebym czuła się z tobą jak z dobrym przyjacielem.
Łaziliśmy bez celu po mieście. Trochę tu, trochę tam. Trochę na tej ławce, trochę na tamtej. Trochę na tym placu zabaw, trochę na tamtym. Aż w końcu na jednym z tych placów zostaliśmy. Rozmowy o wszystkim i o niczym. Karuzele, huśtawki.
Jak małe dzieci.
Pamiętam, że patrzyłam w twoje oczy. To dla mnie coś nowego, bo z reguły unikam kontaktu wzrokowego. Ładne były. Trochę piwne, trochę zielone. Miks taki.
Zajmowaliśmy dzieciom miejsca do zabawy i matki, które pilnowały swoich pociech trochę krzywo na nas patrzyły. Ale jakoś się tym nie przejęliśmy. Bo w sumie to po co?
Chwila. W tamtym momencie żyliśmy chwilą. Ja aż do tamtego dnia nie pamiętałam jak to jest. Przypomniałeś mi.
Dziękuję.
Później odprowadziłeś mnie do domu. Powiedziałam ci, że boję się sama chodzić po mieście. Było zimno. Chciałeś mi oddać swoją bluzę, ale jej nie wzięłam. Wtedy to tobie byłoby zimno. Nie chciałam, żebyś zmarznął. Żebyś później był chory. No i nie wcisnąłeś mi jej, chociaż próbowałeś.
Uparta jestem.
Pamiętam jeszcze, że później uśmiechałam się jak głupia. Aż do zaśnięcia.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Apr 26, 2021 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

journeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz