Światło kojarzy nam się z takimi rzeczami jak dzień, dobro, słońce i żarówka. Bez światła nie potrafilibyśmy dostrzec, chociażby własnej ręki. Niektórzy jednak żyją bez światła, w ciemności, którą zgotował im los. Jednakże to nie oznacza, że takie osoby nigdy nie ujrzą światła.
Jeff Kiler wyglądał przez okno na ponury zewnętrzny świat. Niebo było szare, krople deszczu uderzały w szybę niemiłosiernie głośno, nie pozwalając mu się skupić na nauce. Chciał tylko wrócić do domu i uciec w świat gier. Chętnie by się przeleciał nowo zakupionym odrzutowcem w swojej ulubionej grze. Nagle z hukiem gruchnął głową o ławkę przygnieciony ciężarem słownika J. Angielskiego Pani Thatcher. Cała klasa wybuchła śmiechem.
— Nie gap się za okno. Tam czasów się nie nauczysz — powiedziała oschle.
— Już nie będę. — Odparł tak cicho, że słyszała to tylko jego sąsiadka z ławki, Fortuna, która była ślepa i traktowana jak upośledzona.
— Jeffrey, ty krwawisz — szepnęła. Jeff spojrzał na rękę, którą do tej pory zakrywał czoło, rzeczywiście krwawił. Podniósł rękę i za zgodą nauczycielki wyszedł do pielęgniarki. Oczywiście rodzice nic nie wiedzą o tych rzeczach, nie interesują się synem, matka jest zbyt zajęta karierą, a ojca większość czasu nie ma w domu.
Po dwudziestu minutach zadzwonił dzwonek i pielęgniarka go wygoniła z gabinetu, bo był już koniec lekcji, a czoło miał jako tako opatrzone. Nastolatek wyszedł na dwór i zauważył przejeżdżający wóz z lodami, wsadził dłoń do kieszeni, by sprawdzić ile ma przy sobie. Miał akurat dwa dollary na jedną gałkę waniliową.
Nawet kiedy osoba w ciemności widzi światło, to może okazać się ono tylko błyskiem...
Jeff potknął się o podstawianą przez Victora nogę i upadł na ziemię. Na szczęście zatrzymał rękoma kontakt czoła z ziemią.
I nie każde światło trwa wiecznie.
— No i co Kiler? Dzisiaj mamy wtorek, a obaj wiemy, że we wtorki tu przyjeżdża lodziarz. Dawaj kasę. — Zażądał chłopak i kopnął go w udo. Tym razem Jeff upadł na ziemię i otworzył dłoń z dwoma dollarami, które w niej były. Victor wziął pieniądze bez zastanowienia i poszedł w stronę wozu. Jeff zaczął płakać.
Światła nie da się samemu odnaleźć.
— Czy ten świat... Może być dla mnie m-miły choć przez... J-j-jeden dzień?! — Wypowiedź ta była cicha i przerywana przez chlipnięcia. Kiedy wstał, spojrzał na swoją ulubioną białą bluzę, cała była brudna, tak samo, jak jego twarz i czarne spodnie. Był załamany, nagle usłyszał coraz to głośniejszy warkot silnika. Spojrzał w swoje lewo i spostrzegł czarnego Audi A3, który jechał za szybko, aniżeli przepisy na to zezwalały.
Do tego potrzeba pomocy.
— Gdybym tak, wziął rozbieg, teraz, w tej chwili, to... Miałbym już... Wszystko z głowy. — Jeffrey przyszykował się do biegu.
Czasami nawet osoba, która żyje w ciemności, może dać drugiej światłość.
— Jeffrey. — Chłopak odwrócił się, słysząc znajomy głos. — Nie rób tego. — Jeffrey spojrzał na osobę, która się do niego odezwała, okazała się nią Fortuna. Dziewczyna stała, tak jakby patrzyła się na niego z laską wskazującą na chłopaka.
Nastolatek patrzył na nią jak wryty. Nie rozumiał, dlaczego ktoś miałby zwrócić na niego uwagę.
— Dlaczego? — Zapytał. Dziewczyna skierowała głowę w jego stronę.
— Bo się poddasz. — Jeffrey nic nie zrozumiał. — Nie rozumiesz, prawda?
— Tak. — Przyznał.
— Jeffrey, jesteś wspaniałym człowiekiem. — Zaczęła dziewczyna i podeszła w jego stronę. — Pomimo tylu lat udręki i cierpienia za winą innych, ty zawsze wstawałeś na nogi. Zawsze we wtorek nie uciekasz przez okno, czy tylnym wyjściem, zawsze frontem. Nie ważne w jak okrutnym stanie jesteś fizycznie, czy psychicznie, to ty i tak przychodzisz do tej szkoły. — Fortuna położyła mu rękę na prawym ramieniu, on odwrócił głowę. — Nie możesz się poddać, dajesz ludziom takim jak ja nadzieję. — Jeffrey spojrzał na nią jak na wariatkę. Zdjął jej rękę z ramienia i zatoczył, koło wokół niej mówiąc:
— J-ja? Nadzieję? Na co!? — Chłopak nie wiedział, jak ma to odebrać. — W tym świecie nie ma nadziei! Wszyscy są okrutni i bezlitośni! Nie widzisz, w jak opłakanym stanie jestem?!
Osoba bez światła może wrogo na nie zareagować, nie wiedząc, czym ono jest.
— Tak, nie widzę. — Przyznała nastolatka. Jeffrey złapał się za głowę, już chciał ją przeprosić, ale ta mu przerwała.
Jednak nawet wtedy, kiedy ta osoba zareagowała wrogo na światło, to nie oznacza, że go nie przyjmie.
— Nie widzę tego, w jakim jesteś stanie, ale widzę, jakim jesteś człowiekiem. — Fortuna podeszła bliżej. - Czuję od Ciebie smród kałuży, zaschniętą krew i jeszcze świeże łzy.
Po prostu, światłości trzeba spróbować.
— Jednak masz dobre serce i nieskazitelną duszę. Czuję, że taki człowiek, jak ty, stawał, stawia i będzie dalej stawiał temu wszystkiemu czoła. — Fortuna musnęła go lekko w usta. — A Ja chcę ci pomóc walczyć z ciemnością, z którą sama się borykam. Jestem traktowana inaczej niż inni, bo jestem kaleką i mnie nie rozumieją, ale ty rozumiesz, przez co przechodzę i pragnę, abyśmy przez to przeszli razem. — Jeff stał jak wryty, nie spodziewał się czegoś takiego. Nastolatka się zarumieniła, opuszczając głowę w dół, Jeffrey się złapał za tył głowy i zaczął.
Niektórzy nie wiedzą, jak powinni zareagować na spróbowane światło...
— Ja... Emm... No... Nie wiem, co... powinienem o tym myśleć. Emm...
Jednak, jeśli ta osoba spróbuje światła...
Fortuna zacisnęła dłonie w pięści, była zła, że do tego doszło. Miała wrażenie, że On nie chce z nią być.
— Aczkolwiek... Emm... Wiem jedno... — Próbował kontynuować.
... Może je przyjąć...
Jeffrey delikatnie złapał nastolatkę za podbródek, podnosząc jej głowę lekko w górę i z uśmiechem na twarzy dodał:
... I się nim podzielić...
— Chcę i będę zaszczycony walką z ciemnością z tobą u boku. — Mówiąc to, pocałował Fortunę, a zaraz po tym przestało padać, a chmury się rozeszły, jakby w pospiechu i słońce ich skąpało swoimi promieniami.
... A taki rodzaj światła, to światło, które spala niebo.