Dzień jak co dzień – pomyślałem, wychodząc ze szkoły. Mimo że było dopiero popołudnie, panował już mrok, z którego wydostawały się tylko światła neonów i ulicznych latarni. Jeszcze tylko droga do domu i będę mógł w spokoju oddać się wegetacji, którą za wszelką cenę, jak zawsze, stara się zaburzyć Ktoś.
-Nienawidzę zimy.
-Kocham zimę .– kiedyś nazwałbym nienormalnym owego wyznawcę zimowych wartości, którym teraz sam się stałem.
-Zamarzanie to świetna zabawa, masz rację. Poza tym, od kiedy lubisz zimę? Całe lato narzekałeś, że nie wpasowujesz się w klimat nasz-polski-patriotyczny – powiedział Ktoś, który najwyraźniej nie ma na co poświęcać miejsca w pamięci, bo pamięta moje zrzędzenie.
-Nikt nie wyciąga mnie z domu i nie wywołuje u mnie pesymistycznych wizji przyszłości w tym także przyszłych pór roku co zdecydowanie pozwala mi określić zimę jako czas dobry dla duszy i ciała.Odpowiedziałem bez namysłu mając nadzieję, że rozszyfrowywanie tego, co powiedziałem, zajmie owemu Ktosiowi chociaż chwilę. Miałem rację - brak interpunkcji zdezorientował mojego oponenta na tyle, że mogłem skręcić w inną ulicę, zostawiając mojego rozmówce samego ze sobą. Chwilową ciszę przerwały wyzwiska i dźwięk zimowych butów tłukących o chodnik.
-Czemu tędy idziesz? – zapytał podstępnie.
-Muszę iść coś załatwić.
-Cóż takiego jest ważniejsze ode mnie?
-Zależy jak na to spojrzeć. Bo jeżeli punktem odniesienia do wartości ży...
-Nie zaczynaj filozofować.
-Lubisz oliwki? – zmieniłem temat, żeby nie zdradzać mojej chwilowej antypatii ową istotą.
-Nienawidzę. Czemu pytasz?Nie wiedziałem czemu pytam. Nie wiedziałem czemu interesują mnie preferencje żywieniowe jakiegokolwiek człowieka. Czemu dobrowolnie marnuję czas i umysł, zadając bezsensowne pytania. Przecież wszyscy tak robią. Wypytują się wzajemnie o te nieistotne szczegóły. Nie wiem czemu.
Z uprzejmości? Nie widzę sensu pamiętania tego. Przecież ta informacja mogłaby paść w dowolnej, wymagającej jej, sytuacji, a pada w tak bezsensownym momencie.
Z zamyślenia wyrwało mnie uderzenie śniegu o moją kurtkę.-Dobrze się bawisz? – znów ciągnę rozmowę bez celu.
-Jutro sprawdzian z fizyki.
-Dobrze się bawisz? – brnę dalej z pytaniem, w końcu w jakimś celu je zadałem.
-Nie bardzo, bo jutro sprawdzian. – niepotrzebny wątek.
-Idź sobie. – powiedziałem załamanym głosem.Nie wiem dlaczego, ale odpowiada mi samotność. Całe życie goniłem za ludźmi, żeby teraz od nich uciekać - i to dosłownie. Od każdego z osobna, ale bardziej od wszystkich w ogóle. Ucieczka przed głupimi do mądrych, gdzie uginam się pod ciężarem własnych ambicji i uciekam do tych pogodzonych
z beznadzieją, a stamtąd wygania mnie idealizm. Przeganiam się sam, może nawet uciekam przed sobą samym.-Zacząłem trenować bieganie. – to dobre dla zdrowia, nie będę go ganił.
-Tak po śniegu?
-Po ścianach, Boże. Słyszałeś o bieżniach elektrycznych?
-Nie.
-To takie urządzenie, które tu ma taki silniczek, taśmę i tu jest taka ramka, żebyś mógł się trzymać i jest wyświetlacz i w ogóle cuda.
-Niesamowite. A możesz powtórzyć? Bo się zamyśliłem.Powtórzył nawet z lepszą gestykulacją. Skąd on ma tyle energii?
Energii dziwnej, pozwalającej żyć swobodnie, bez pracy. Dawać się nieść światu tylko w przód i omijać wszystko to, o co ja się rozbijam.-To do jutra!
-Do jutra. – odpowiedziałem słabym głosem.Poszedłem sobie od samego siebie
i zostawiając plamę krwi na glebie.
Z duszą rozdartą poszedłem do pustki.
Myśli kolejne rzucone jak chustki
leciały z zimowej głowy w kierunki
tak różne. Służąc mi za opatrunki
i dobrać je mogłem wedle potrzeby
by nigdy w pustce krwią nie brudzić gleby.

CZYTASZ
Cokolwiek
Teen FictionPojedyncza scena z dnia bohatera. Musi on mierzyć się z wieloma, pozornie, niegroźnymi przeciwnościami, z których największą jest on sam.