Emisariuszka

177 8 171
                                    

Uniwersum Prób ognia,  tekst... niestety już niekanoniczny. Generalnie tekst ten powstał wyłącznie w celu rozpisania się i eksperymentu z POV-em, już tu sobie kiedyś wisiał... i, niespodzianka, po roku jestem z niego całkiem zadowolona, bo (nie myślałam, że kiedyś to powiem o swoim tekście) nie wyszedł źle! Postanowiłam go więc przywrócić z drobnymi poprawkami. To małe zmiany, głównie kosmetyczne, więc ci, którzy czytali wcześniej, raczej nie zobaczą różnicy.

Przyznam, nie chciało mi się tego sprawdzać ten rok temu i teraz też nie, więc pewnie jest w tym miliard błędów i literówek. Jeśli się na jakieś natkniecie, proszę o komentarz wstawkowy.

 Jeśli się na jakieś natkniecie, proszę o komentarz wstawkowy

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

12 Leronis 1644
Lys, Fen, Tova


Ojciec czekał w holu.

Jego podniesiony podbródek, zaciśnięte w wąską kreskę usta i przeszywający wzrok mówiły same za siebie. Jaredan zaklął w myślach, znosząc tę milczącą dezaprobatę – przecież wiedział, że się spóźnił. Nie musiał jeszcze czuć się jak gówniarz, który późno wrócił do domu i został złapany na gorącym uczynku.

Może powinien był wejść przez okno, jak za dzieciaka.

Ojciec westchnął ciężko i spojrzał na tarczę kieszonkowego zegarka. Jaredan musiał użyć całej swojej siły woli, by nie wywrócić oczami. Tak, wiedział, że Aran Sorren uwielbia punktualność, nie trzeba mu było tego przypominać. Wiedział też, że spóźnianie się ewidentnie działa mu na nerwy. Tak samo jak generalna obecność syna.

Na jego nieszczęście, Jaredan przestał się tym wszystkim przejmować jakieś piętnaście lat temu.

— Tym razem tylko pół godziny spóźnienia — oznajmił Aran cierpkim tonem. — Byłbym rad, gdybyś chociaż raz przyszedł na czas.

Jaredan miał już na końcu języka, że wcale tak często się nie spóźniał, ale w ostatniej chwili powstrzymał się przed wypowiedzeniem tego na głos. Ojciec i tak uważał, że ma absolutną i niezaprzeczalną rację – nie było sensu wyprowadzać go z błędu.

Wziął więc głęboki wdech, a wrażenia zapachowe zaatakowały jego wyczulone nozdrza ze zdwojoną siłą. Zmarszczył brwi, gdy wśród znajomych aromatów dobiegających z sąsiadującej z holem kuchni wyczuł coś... obcego.

Woń była słodka. Kwiatowa. Delikatna, nienatarczywa i dość uległa – prawie jej nie wyczuł, przytłoczonej zapachem przygotowywanego jedzenia – a także ewidentnie kobieca.

Ojciec miał gości? W dodatku takich płci pięknej?

Jaredan nie miał pojęcia, czy powinien zacząć się bać, bo nigdy nie podejrzewałby go o kochanki. Nigdy nawet nie widział go z kobietą. Sama myśl o tym, że Aran mógłby pójść w jego ślady, budziła w nim moralny i światopoglądowy niepokój. Gastryczny zresztą też.

Dzieje IlianuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz