Torba

47 3 85
                                    

Uniwersum Ziem Potępionych, na krótko przed tomem pierwszym, tekst chyba kanoniczny? Narracja bardzo eksperymentalna, ale nie ukrywam, bardzo dobrze bawiłam się przy tym czymś... chociaż ostatecznie wyszedł zupełnie inny, niż wyjść miał, bo miałam tylko sprawdzić dynamikę między postaciami. Ale to standard przy wszystkim, co piszę, więc nie powiem, żeby to był jakiś wielki problem. No i nie leży mi końcówka, ale to też już standard.

Standardowo: w razie literówek/błędów/innych baboli, których nie wyłapałam, proszę o komentarz obok.

Standardowo: w razie literówek/błędów/innych baboli, których nie wyłapałam, proszę o komentarz obok

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Ta pieprzona torba była za ciasna.

Jaredan skrzywił się pod nosem i wyciągnął wszystko na wierzch. Znowu. To jakiś bezsens, przecież nie włożył tego tam aż tak dużo. Dałby sobie palec uciąć, że za każdym pieprzonym razem, gdy wyciągał tę waloną torbę z szafy, magicznie się kurczyła.

Może powinien inaczej poskładać te szmaty. Albo zawołać Evalyn. Zawsze umiała wszystko upchnąć tak, żeby się zmieściło. Jej magiczne ręce na pewno by sobie poradziły z tym problemem wiecznie kurczącej się torby.

Ale Evalyn by go wyśmiała, znając życie. Sam by siebie wyśmiał.

Potrząsnął głową i chwycił pierwszą z brzegu koszulę. No dobra. Był dużym chłopcem i mógł sobie z tym poradzić. To tylko pakowanie się. Robił to tysiące razy, to nie było specjalnie trudne. Tylko że teraz jakkolwiek nie złożyłby ubrań, tak nie mieściły się w tym przeklętym tobole.

Tym razem wyjdzie. A jak nie, trudno. Wszystko jedno, Jaredan Pieprzony Sorren mógł wyruszyć w Dolinę Potępionych bez żadnego bagażu. W końcu kto potrzebował ubrań. Więcej jego wspaniałego ciała dla świata czy coś.

Nie żeby to ciało było jakoś specjalnie spod pancerza widoczne.

Jaredan wypuścił powietrze ze świstem. Jebać to. Im szybciej się z tym upora, tym szybciej będzie mógł wyjechać. Wrzuci to wszystko tak, byle się zmieściło. I tak do tej torby nikt mu nie będzie zaglądał.

Jak wróci, to kupi sobie większą.

Podłoga w korytarzu zatrzeszczała ostrzegawczo. Jaredan znieruchomiał, nasłuchując.

Lekkie kroki. Raczej kobiece. I na pewno nie Evalyn – ona chodziła bardziej z pięty. Raczej też wiedziała, w których miejscach skrzypi podłoga, zawsze je omijała. Tak samo wszyscy ze służby.

Albo to ktoś z wizytą, albo włamywacz. Jaredan obstawiał gościa, bo nikt tutejszy raczej nie próbowałby go okraść, a Lys nie narzekało na nadmiar przyjezdnych. Biorąc pod uwagę, że tylko jedna kobieta w tym mieście była na tyle uparta, żeby się do niego fatygować...

Westchnął pod nosem. Chyba będzie musiał pożegnać się szybciej, niż myślał. Świetnie.

Kroki stały się odrobinę głośniejsze, przyspieszyły tempa – a potem ktoś w coś jebnął. Pewnie w tę durną etażerkę pełną pierdół, która tylko zajmowała miejsce w korytarzu. Coś brzęknęło i chyba się roztrzaskało.

Dzieje IlianuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz