farewell my dear Sky

136 19 8
                                    

Jeszcze tylko ostatnie spojrzenie na wschodzące słońce. Ostatnie spojrzenie na niebo spowite milionem barw. Ostatnie spojrzenie na zanikający za zasłoną puchatych niczym owcza wełna chmur, jasny księżyc. Wszystko w niej krzyczało, że decyzja już została podjęta. Zdawało się, że z każdej części jej ciała wydobywa się zdenerwowane "ile jeszcze tych ostatnich razów?!". Oprócz jej oczu. Oczu, które z miłością spoglądały na te wszystkie majestatyczne zjawiska jakie wokół niej zachodziły. W tych oczach było widać obawę. Obawę, że Niebo za nią zatęskni. Że gwiazdy, z którymi tak często konwersowała, zasmucą się na jej brak. Że słońce schowa się, gdy nie poczuje jej podziwiającego wzroku, kiedy wstanie zza horyzontu. Że blady księżyc zblaknie już do końca, kiedy jej oczy nie będą się już do niego uśmiechać. Że chmury stracą swoje wymyślne kształty, gdy przestanie im je nadawać. Bo Niebo trzymało ją na tym świecie. Często zastanawiała się czym ludzie zasłużyli na coś tak pięknego jak Ono. Niebo było jej kochankiem. Dawało jej to czego nikt nie chciał jej dać. Niebo było jej jedynym przyjacielem. Nikt inny nie istniał. Była tylko ona i Niebo. Jej oczy szeptały ciche przeprosiny, że tak szybko Je opuszcza. Jej ciało niecierpliwiło się już. Już nie rozumiało piękna Nieba. Jednak oczy, oczy nigdy nie zapomniały i nigdy nie zapomną. Nawet gdy nie będą już patrzeć. Nawet gdy już będą niczym bezużyteczne szklane kulki sprzedawane w kiosku, które kolekcjonowała gdy miała siedem lat.
Tak ciężko było jej się rozstać z jej kochankiem, jej powiernikiem sekretów. Wszystko inne już dawno było jej obojętne. Nie było jej z tego powodu smutno. Nie odczuwała już czegoś takiego jak smutek. Była tylko wszechogarniająca pustka, która niczym czarna dziura pochłaniała wszystkie emocje jakie kiedyś odczuwała. Była jeszcze frustracja. Frustracja spowodowana brakiem uczuć, które posiadają inni ludzie. Ale i ona zaczęła zanikać. Tak samo jak księżyc ustępuje miejsca słońcu, tak frustracja ustąpiła miejsca zrezygnowaniu. Jednak gdzieś tam była nadzieja. Gdy czuła jak jej dusza zapada się, kruszy na niezliczoną ilość małych kawałków i spada w dół, jak spadają meteory, krusząc się i paląc zanim dotrą do celu swojej podróży, jej oczy przez cały czas uparcie miały nadzieje, że życie jeszcze nabierze barw. Podczas gdy ona skazała przyszłość na egzekucje, jej oczy wspominały przeszłość, która przepadła jak kamień w wodę.
Jednak decyzja została już podjęta. Klamka zapadła. Nie było już odwrotu. Złożyła obietnicę, że to ostatni już wschód słońca, a ona dotrzymywała obietnic.
Niebo rozkwitło ogromem barw, a wszystko to obserwowała tylko drobna czarnowłosa postać skulona na ławce. Pospolici ludzie nie mogliby zrozumieć czemu każdego dnia oglądała dla nich tak zwyczajny wschód słońca. Przecież słońce pojawia się na horyzoncie każdego dnia, co w tym wyjątkowego? Ale dla niej to już była rutyna. Każdego dnia obserwowała jak słońce budzi się do życia powoli wychylając się z oddali i jak chowa się po drugiej stronie malując Niebo na różnorakie kolory. Każdego dnia dostrzegała w tym coś wyjątkowego.
Zatracając się we własnych myślach i otaczającym ją pięknie, nie zauważyła, że słońce dało się już podziwiać w całej swej okazałości. Był to znak, że już pora pożegnania. Juhyun westchnęła ciężko i podniosła się z ławki, ostatni raz spoglądając na Niebo.
Skierowała się drogą przed siebie po swojej prawej mając las betonowych bloków, tak nijakich i tak podobnych do siebie, że było to aż przytłaczające. Z lewej strony rozciągała się polana usłana maleńkimi kropelkami porannej rosy z rzeką przecinającą ją w połowie. Za zieloną połacią dało się dojrzeć kolejny nieciekawy betonowy las. Zawsze fascynowała ją ta zieleń, tak nie pasująca do szarego otoczenia. Tak jak gdyby ktoś wkleił ją tam niczym zły element układanki. Lecz podziwiała jej siłę. Wiadome było, że niejeden chciał wykorzystać ją jako podłoże dla kolejnych ton ciemnego budulca, które nie urozmaicały życia, jednak polana ze swoją rzeką i rosą nadal tu były i śmiały się wszystkim w twarz.
Szła tak drogą, rozmyślając o polanie, gdy ujrzała coś w ogóle nie pasującego do otoczenia. Zatrzymała się marszcząc brwi. Przetarła oczy, gdy pomyślała, że mogą to być przewidzenia. Nie raz już takie miewała. Jednak akcja rozgrywająca się przed nią była jak najbardziej realna. Ale czy ktoś może ją winić, że zwątpiła w prawdziwość sytuacji? Bo przecież, czy jest to codzienny widok o godzinie czwartej nad ranem. Wędrując za jej wzrokiem, można było dostrzec niską postać, tańczącą boso w mokrej trawie. Postać kręciła się wokół własnej osi i gdy rozłożyła ręce na boki wyglądała jak wiatraczek napędzany przez wiatr. W końcu przestała wirować i kontynuowała swego rodzaju rytuał będąc pogrążoną we własnym świecie. Juhyun przyglądała się jej z fascynacją. Pewnie przeszłaby obok zmierzając w objęcia śmierci, gdyby jej uwagi nie przykuł jeden dźwięk. Był to najszczerszy śmiech dziewczyny, który brzmiał dla niej jak Niebo. Jej ukochane Niebo. I może jej świdrujący wzrok sprawił, że dziewczyna odwróciła się do niej i uśmiechnęła się. Przez chwile tylko mierzyły się wzrokiem, aż niższa wyciągnęła rękę chcąc aby nowo przybyła do niej dołączyła. A ona nie wiedziała co popchnęło ją w tamtą stronę. Może to dlatego, że nie miała już nic do stracenia. Ale to nie było ważne. Ważne było to, że właśnie ściągnęła buty i odrzuciła je dalej niczym dziecko wyrzucające zabawkę, która mu się znudziła. Niższa dziewczyna bez zbędnych słów złapała ją za ręce i już po chwili wirowały razem, tak jak wirują nasionka dmuchawców na wietrze. Dziewczyna śmiała się, a Juhyun patrząc na nią widziała Niebo. Dostrzegała Niebo w jej śmiechu, w jej ruchach ale przede wszystkim w jej oczach. I wtedy poczuła, że mogłaby zostać tak na zawsze. Jednak słońce znajdowało się coraz wyżej i przypominało jej o jej zamiarach. Zatrzymała się nagle. Dziewczyna również zatrzymała się nadal patrząc jej w oczy i uśmiechając się. I wtedy Juhyun pochyliła się w jej stronę biorąc jej twarz w swoje blade dłonie. Po kilku sekundach wpatrywania się w jej gwieździste oczy, połączyła ich usta w pocałunku. Czuła się jakby dryfowała po Niebie. Tym razem to nie one wirowały, a caly świat kręcił się wokół nich. Dziewczyna uśmiechnęła się znowu, a w jej uśmiechu widziała wschodzące słońce malujące niebo pomarańczową farbą.
Juhyun skinęła głową na znak, że jej czas już nadszedł. Dziewczyna uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
- Seungwan - przedstawiła się. Juhyun dostała dreszczy.
- Słucham? - spytała, chociaż usłyszała wyraźnie. To już taki nawyk proszenia o powtórzenie gdy doskonale się słyszało.
- Seungwan - powtórzyła, a ona zatraciła się w jej głosie. Przecież już wiedziała. Wiedziała jak ona ma na imię.
- Juhyun - odpowiedziała, choć tamta doskonale wiedziała jak się nazywa.
Seungwan znowu uśmiechnęła się i spojrzała na słońce, jakby chciała powiedzieć, że powinna już iść.
Juhyun odwróciła się i wróciła na drogę. Nie kłopotała się odnalezieniem swoich butów, przecież nie będą jej już dłużej potrzebne. Odwróciła się po raz ostatni, aby ujrzeć uśmiech dziewczyny, która nadal ją obserwowała. A jej oczy odwzajemniły uśmiech.
Znów spojrzała na słońce, które karciło ją swoją wysoką pozycją. Wtedy zaczęła biec. Biegła ile sił w nogach, tak jakby przed czymś uciekała. A może rzeczywiście uciekała? Może uciekała przed wątpliwościami co do swojej decyzji? A może uciekała przed Niebem, które chciało ją powstrzymać?
Zatrzymała się dopiero na moście. Miała tu idealny widok na całą polanę, jednak nie udało jej się dostrzec dziewczyny. I gdy stała na krawędzi tego mostu, dotarło do niej wszystko. To jej kochanek, jej Niebo pojawiło się pod postacią dziewczyny, aby osobiście się z nią pożegnać.
- Seungwan - wyszeptała w stronę słońca. I wtedy pierwszy raz od niepamiętnych czasów na twarz Juhyun zawitał szczery uśmiech.

Tego dnia słońce schowało się za gęstymi chmurami, a Niebo płakało rzewnymi łzami.
Późnym wieczorem odnaleziono na brzegu rzeki ciało, które zidentyfikowano jako Bae Juhyun.  Osoby, które ją znalazły stwierdziły, że była kompletnie sucha, chociaż padał rzęsisty deszcz.
A jej sine usta były wykrzywione w uśmiechu już na wieczność.

bloody sun wenreneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz