Rozdział 10

69 6 1
                                    

Obudził się wcześnie. Niebo na zachodzie wciąż pogrążone było w odcieniach indigo, podczas gdy z wschodu ogrzewało je ciepłe barwy pomarańczu. Ten westchnął głęboko, przecierając zmęczone oczy.

Oderwał wzrok od okna, powoli rozglądając się po pomieszczeniu. Powietrze poruszało delikatnie biała zasłoną, która wyróżniała się na tle szarej ściany. Powoli usiadł, odsuwając od siebie milutki koc. 

Na fotelu obok łóżka spał Kun. Był w skulonej pozycji, definitywnie będzie obolały po przebudzeniu. Ten uśmiechnął się smutno, po czym przykrył omege ciepłym kocem. Będąc blisko niego, delikatnie dotknął jego policzka.

Ten czuł się tak bardzo zagubiony. We wszystkich uczuciach, we wszystkich czynach… wszystko się tak bardzo poplątało. Gdy usiadł przed fotelem i delikatnie położył głowę na kolanach omegi, w końcu poczuł się bezpieczny. I gdy łzy spływały po jego twarzy, nie były one spowodowane smutkiem czy też szczęściem. Były to łzy ulgi. Był tam, gdzie chciał być.






Kun obudził się ze zdrętwiałymi nogami. Jęknął cicho, jego kark był obolały, a próbując rozprostować nogi trafił na przeszkodę. Zaskoczony spojrzał w dół. Nie spodziewał się ujrzeć Tena, który kurczowo zaciskął dłoń na jego nogawce.

-Ten- zaczął delikatnie- Musisz wstać. Podłoga jest zimna, przeziębisz się.

Omega w odpowiedzi mocniej przytuliła się do jego nóg.

-Jak się czujesz?- zapytał i powoli odsunął od siebie chłopaka, aby móc usiąść obok niego. Jak podejrzewał podłoga była zimna, żałował, że w nocy nie zamknął okna.

Ujął dłonie omegi, starając się je ogrzać i dodać otuchy. Gdy ich spojrzenie się skrzyżowało, posłał mu lekki uśmiech.

-Co się wczoraj wydarzyło, Ten?

Pytanie potrzebne a zarazem tak zbędne. Doskonale pamiętał słowa chłopaka, gdy ten pojawił się w jego mieszkaniu. Takich słów nie da się zapomnieć.

-Hansol, on…- przerwał, wzdychając mocno.

A więc to tak. Kun nie był ślepy, widział okazyjne odciski dłoni na rękach Yuty. Pamiętał jak w pracy omega zawsze przerażona schodziła z drogi swojemu mężowi. Jak zamiast patrzeć mu w oczy, patrzył pod nogi i obejmował się ramionami. Zachowywał się jak jego matka w dzieciństwie, gdy jego ojciec więcej wypił.

Kun nie musiał tam być, aby móc wyobrazić sobie jak się to potoczyło. Wiedział doskonale, że prawo nie pomoże omedze. Mogą one albo wziąć sprawy w swoje ręce lub zginąć bezradne.

-Co zrobiliście z ciałem?- zapytał przestraszony. 

-Wrzuciliśmy je do rzeki.

Kun westchnął z ulgą. Nie był to najlepszy sposób na pozbycie się ciała, ale chociaż podjęli jakieś działania. Rzeka jest głęboka, wszystko może potoczyć się dobrze.

-Jak się czujesz?- zapytał po chwili, próbując rozprostować nogi. Ich ciała zetknęły się, skóra Tena była ciepła. Kun wstrzymał oddech, aby po chwili przyciągnąć ponownie do siebie nogi. Uspokój się, powtarzał w myślach, to tylko dotyk. to tylko przyjaźń.

-Zmęczony- odpowiedział Ten ze smętnym uśmiechem- Mógłbym przespać następnych kilka dni.

-Jeśli chcesz możesz się przespać, łóżko jest wolne- zaoferował Kun wstając na nogi. Ten ruszył w jego ślady, niepewnie siadając na łóżku.

-Czy możesz położyć się obok mnie?- zapytał cicho.

Kun chciał odpowiedzieć nie. To byłaby najgorsza noc w jego życiu, móc leżeć obok obiektu swoich westchnień, ale nie móc zrobić nic więcej. Nie móc go dotknąć czy też wyszeptać jak piękny jest. 

ZA WOLNOŚĆ II DOJAE, YUTAEWhere stories live. Discover now