Rozdział 9: more laughter, more smiles, more stars

2K 128 597
                                    

Fun - Troye Sivan

____________________

Nice things.

Sklep muzyczny. Nazywał się Spin Records. Był po drugiej stronie ulicy od szkoły.

I nie tego oczekiwał Louis. 

- Poważnie? Cały czas pracowałeś tak blisko? I to jeszcze w sklepie muzycznym? - zapytał Louis, unosząc brwi. Wpatrywał się w Harry'ego z niedowierzaniem. - Oczekiwałem gabinetu dentystycznego, jeśli mam być szczery. Albo księgarni, gdybym poczuł przypływ kreatywności. 

- Miałbym być dentystą? - zapytał Harry, zdezorientowany, ale jego usta były wciąż ułożone w uśmiechu. Wielkość jego ust sprawiła, że ​​jego uśmiech prawie całkowicie pochłaniał jego twarz i wyglądało na to, że wkładał prawdziwy, energiczny wysiłek, aby go nieco uspokoić. Louis nie mógł powstrzymać się od oglądania tego fenomenu, nieco zafascynowany. - Z pewnością nie mam kwalifikacji, aby zostać dentystą, Louis. Wbrew powszechnemu przekonaniu - dodał sucho i odważnie, a to rozśmieszyło Louisa.

- Wiem o tym, ty bezczelna śliwko, ale wyobrażałem sobie ciebie pracującego za biurkiem. Jako prawdziwego sekretarza. - Uśmiechnął się lekko, wsuwając ręce do kieszeni, gdy stali obok sklepu, naprzeciwko siebie. Harry jednak nie zrobił jeszcze żadnego ruchu, aby wejść do budynku, zamiast tego stał zadowolony z obserwowania Louisa z cichym, rozbawionym uśmiechem, z błyszczącymi oczami, z ręką na torbie, która mocno spoczywała na jego ramieniu. Płonące spojrzenie Harry'ego skłoniło Louisa do odwrócenia wzroku, aby podziwiać malowany sprayem napis na budynku. Był czarno-czerwony, pospiesznie napisany grubą czcionką i dużymi literami. - Masz ładne zęby - dodał Louis mamrocząc zaledwie ułamek sekundy później. - Bycie dentystą wydawało mi się logiczne.

Samotna brew uniosła się na twarzy Harry'ego, ale delikatny wyraz jego twarzy pozostał nienaruszony, a ten uśmiech wciąż wypełniał jego usta. Naprawdę był piękny, prawda? 

- Ogólna higiena jamy ustnej oznacza bycie związanym z licencjonowanymi profesjami? - zapytał z cichym śmiechem. - Myślę, że nauczyłem się innej definicji słowa logiczne, Louis. - Uśmiechnął się szerzej, uśmiechnął się, ponieważ wiedział, że jest małym gówniarzem.

Louis zaśmiał się lekko i oderwał wzrok od budynku, przenosząc go z powrotem na chłopca.

Co za gówniarz.

- Didn't realize I was talking to Sassper the Friendly Ghost - Louis mruknął cicho pod nosem, jednak wystarczająco głośno, by Harry mógł go usłyszeć. (A/N musiałam napisać po angielsku, bo inaczej nie miałoby to sensu - przez cały czas, gdy Lou nazywał Harry'ego "bezczelnym" angielskim odpowiednikiem było "sassy")

To oczywiście wywołało u niego chichot. To naprawdę nie było takie śmieszne - to był banalny żart. Naprawdę zły żart. Ale cholera. Jeśli Harry nie zamierzał być bardziej ostrożny, zmierzał do nadmuchania ego Louisa nawet bardziej. A co wtedy? Louis by po prostu odpłynął, a świat nigdy by się go nie pozbył.

Sassper the Un-Friendly Ghost? - zasugerował Harry, wciąż chichocząc i nie przykładając dłoni do ust lub nie przygryzając warg, aby stłumić dźwięk. Lśnił trochę jaśniej, lekko przechylając głowę i... To było naprawdę znajome. Czy to ma sens?

Nie, oczywiście, że nie. Louis wciąż miał kaca. Nic nie miało wtedy sensu.

Uciszył wszystkie bezsensowne myśli.

- The Bitchy Ghost - Louis poprawił, śmiejąc się, jakby był naprawdę mądry czy coś w tym rodzaju.

Poczuł, że się uśmiecha, kiedy zaczęły boleć go policzki. A gdy tylko zdał sobie z tego sprawę, natychmiast przestał, zmuszając swoją twarz do obojętnego wyrazu, ponieważ Harry był słodki, tak, a jego śmiech był czymś bardzo kuszącym. Ale była linia między Louisem a jego celami.

Gods & Monsters | Larry StylinsonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz