1. Nie będziesz mi rozkazywać!

2.2K 158 225
                                    

— Nie będziesz mi rozkazywać! — Trzasnęła drzwiami i wyszła na klatkę schodową, ignorując dobiegające z pokoju słowa matki. Była wściekła.

„Nie wrócę już nigdy, nigdy!" — pomyślała, zbiegając po schodach.

Wyszła przed budynek. Niby niedawno odnawiany, ale farba na ścianach już się łuszczyła, sprawiając wrażenie zużytej. Szarobura zima ustępowała miejsca wiośnie bardzo powoli, za nic sobie mając daty w kalendarzu. Niby już kwiecień, a dalej szaro, buro, zimno i ponuro.

Justyna zatarła ręce, chcąc je rozgrzać. Wychodząc z domu, narzuciła na siebie tylko kurtkę, zapominając o czapce i rękawiczkach. Zresztą „zapominała" ich nagminnie, na złość matce. I ojcu, jeśli akurat był w domu i zainteresował się, co córka ma na sobie.

„W sumie, jeśli już mam nie wrócić, to rękawiczki by się nawet przydały" — pomyślała.

I zaśmiała się, wyobrażając sobie, jak matka będzie chodziła od okna do drzwi i z powrotem, czekając na nią przez kolejne godziny.

„Ciekawe, kiedy zadzwoni do ojca i powie, że mnie nie ma" — zastanowiła się.

Nie, żeby ją to obchodziło, zasmuciło czy wzbudziło jakieś wyrzuty sumienia. Nie, to była zwykła ciekawość. Kiedy matka zadzwoni do ojca i co mu powie. I co zrobi ojciec.

„Jeśli w ogóle cokolwiek..." — ta myśl trochę ją ubodła.

Robiło się coraz zimniej. I ciemniej. W sumie to wieczorne wyjście może nie było najmądrzejsze, bo teraz trzeba się gdzieś podziać. W tej małej mieścinie wszyscy wszystkich znali a Justynę — dzięki roli ojca, aktualnego posła — w szczególności. Jeśli będzie się gdzieś włóczyć, patrol policji ją wylegitymuje i odprowadzi do domu. Jeśli zechce zanocować u którejś z koleżanek, z pewnością jej rodzice zadzwonią do matki Justyny, żeby zapytać o zgodę.

„No i przypomnieć się oczywiście, w końcu nocuje u nich córka posła"... — pomyślała z przekąsem.

Nie miała złudzeń, że wielu rodziców chętnie widziało ją jako koleżankę swoich dzieci z racji pozycji ojca, polityka rządzącej partii, którego co prawda częściej nie było w mieście, niż był.

„No dobrze, ale co teraz?" — przeleciała dostępne pomysły. Na razie mogła skoczyć do którejś z kawiarni, najlepiej „Mazowszanki", nazywanej przez stałych bywalców „Kocim okiem" albo w skrócie po prostu  „Kotem".

Na początek do „Kota": rozgrzać się czymś ciepłym, jak się uda to nawet z procentem; zobaczyć kto ze znajomych jest albo kto przyjdzie. Może znajdzie „metę" na dzisiejszą noc. Bezpieczną „metę", najlepiej u kogoś już dorosłego, mieszkającego samodzielnie, tak żeby nie wypaplał od razu jej matce. Większość znajomych jeszcze mieszkała z rodzicami, a tych z własną chatą było niewielu. Sprawdziła, czy w kieszeni ma kartę kredytową i telefon.

W kawiarni, jak zwykle o tej porze, było sporo stałych bywalców. Już od progu wypatrzyła kilkoro znajomych: Kaśkę, Zuzkę, brata szkolnej koleżanki Kaśki, zwanej Kają, i Sebastiana.

— Seba! — zawołała, idąc przez salę.

— Witaj, piękna. Co u ciebie? — zapytał młody mężczyzna, biorąc z drugiego krzesła swoją kurtkę. Usiadła.

— Stara bida, z matką się pogryzłam i wyszłam z domu — wyjaśniła Justyna, ściągając kurtkę i wieszając ją na oparciu.

W kawiarni była szatnia, ale mało kto z niej korzystał. Chyba tylko nowo przyjezdni i turyści. Rozejrzała się za kelnerką. Młoda dziewczyna w fartuszku podeszła szybko: — Dzień dobry, co podać?

Miłość i polityka. Historia z małego miasteczka  / 18+ / ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz