Z deszczu pod rynnę

555 33 10
                                    


Jeśli kiedykolwiek zastanawiałam się jak się czuła Katniss, kiedy po raz pierwszy trafiła na arenę to właśnie znalazłam na to odpowiedź. Moja sytuacja w porównaniu z tą, w jakiej znalazła się bohaterka książki była tylko minimalnie lepsza. Mnie nikt nie chciał zabić, chyba że natknęłabym się na Black Dog'a. Czy ktoś ruszył za mną w pogoń? Tak? Nie? Tego nie byłam pewna. Miałam prowiant, nie dużo, ale przy racjonalnym podziale powinno mi wystarczyć na tydzień. A co potem?

Odgoniłam niechcianą myśl. Potem znajdę kogoś, kto mi pomoże. Wróciłam do wymieniania plusów. Miałam broń, co z tego, że nie potrafiłam się nią posługiwać. Ewentualny przeciwnik nie musiał o tym wiedzieć. Prawda? Wystarczyło robić groźną minę i udawać, że wiem co jak działa. Prawda? Kogo ja chciałam oszukać, moja sytuacja wcale nie była tak dobra. Nikt nie wiedział, gdzie jestem. Nie mogłam liczyć na niczyją pomoc, a co dopiero sponsorów, którzy by mi wysyłali paczki. Nie miałam na co polować, zresztą tutaj wszystko jest pozbawione wartości odżywczych, więc nawet zbieractwo nie wchodziło w grę. A nawet jakby coś było jadalne i uzupełniłoby moje potrzeby żywnościowe to skąd mogłam wiedzieć, czy to, co akurat zebrałam nie jest trujące? Przecież nie znałam tutejszej flory. Nic mnie tu nie ograniczało. Nie byłam w zamkniętym rezerwacie a na otwartym terenie gdzie wszystko mogło się zdarzyć. Musiałam spojrzeć prawdzie w oczy, nie byłam przygotowana nawet w jednym procencie na samotną podróż po świecie, o którym nie miałam zielonego pojęcia. To porównanie do Katniss nie było zbyt dobre, chyba powinnam znaleźć inną bohaterkę, z którą bym mogła się utożsamiać i przetrwać ten trudny czas. Przecież na pewno nie było tak źle. Zawsze mogłam znaleźć się w Labiryncie i brać udział w jakimś chorym eksperymencie. Albo – co gorsza – mogli mnie wypuścić z tego Labiryntu i kazać przemierzać pustynię. O tak, zdecydowanie to byłoby gorsze. Tu przynajmniej miałam stały dostęp do wody oraz mnóstwo cienia. No, może z tą wodą trochę przesadziłam, bo oddaliłam się już od niej dość znacznie, ale zawsze mogłam wrócić.

Moje myśli przerwał nagły ruch niedaleko mnie, skuliłam się błagając wyrocznię, by nie był to żaden dziki zwierz. Chwilę temu zapadła noc, a ja leżałam zawinięta w koc, z plecakiem pod głową w jakiś krzakach, które osłaniały mnie przed widokiem niechcianych oczu. Już wczoraj przestałam brodzić w zimnej wodzie strumienia, by ukryć swój zapach i zmylić trop na wypadek, gdyby mnie ktoś szukał. Ale jaką miałam pewność, że zaczną mnie szukać. Byłam głupią Ziemianką, która wkroczyła do ich świata. Nie miałam jak wrócić do domu, a nawet gdyby się to jakimś cudem udało, to nie było po co wracać, bo pozbawili moją rodzinę wspomnień o mnie. Sytuacja patowa. To nie zabójstwo Yvonii, nie Balenvia i Mykonidy, to zdradziecki pocałunek Valkyona przelał czarę goryczy. Zaufałam mu, a on wykorzystał moją słabość i brak wiedzy na temat Eldaryi, by pozbawić mnie całkowicie nadziei. Przecież musiał wiedzieć, że to mnie zniszczy. A może nie? Może myślał, że robi dobrze? Bzdura! Nie mógł być przecież aż tak głupi! A jeśli teraz żałuje i mnie szuka, martwiąc się o to, czy żyję? Ha, dobre sobie, zebrało mi się na żarty.

Kolejny odgłos tym razem bliżej mnie. Skuliłam się i zasłoniłam ręką usta, by na wszelki wypadek nie pisnąć. O rany, ile bym teraz dała za to by być w Kwaterze, w ciepłym i bezpiecznym łóżku. Brawo Gardienne, pomysł z ucieczką w nieznany świat godny nagrody Nobla dla największego głupca. Coś poruszyło się po mojej prawej stronie. Serce podeszło mi do gardła, gdy ujrzałam znajomy kształt Black Doga, pięknie to teraz mam przetuptane. Nie za wiele myśląc, zerwałam się z posłania, złapałam za plecak i zaczęłam czym prędzej uciekać. Chowaniec ruszył za mną w pogoń. Świetnie Gardienne, zginiesz rozszarpana przez zmutowane psisko. Bestia była coraz bliżej mnie, odwróciłam się w jej kierunku, by oszacować, za ile jej zęby mnie dopadną. Myśl o rozczłonkowaniu sprawiła, że wykrzesałam z siebie jeszcze trochę energii do żwawszej ucieczki. Nagle straciłam grunt pod nogami i zaczęłam spadać w nicość. Obróciłam się, by zobaczyć, jak Black Dog zatrzymuje się na końcu klifu, z którego przed chwilą spadłam, ostatnie co poczułam to mocne uderzenie i chłód wody, która zaczęła mnie pochłaniać.

Ujarzmienie SmokaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz