Laurent siedział na marmurowej, prostej ławie w ogrodzie ich Letniego Pałacu. Jego nieskazitelna, delikatna i jasna jak płótno skóra teraz błyszczała w pełnym słońcu. Ubrany zaledwie w biały, cienki chiton pozwalał, by wiatr muskał jego odsłonięte nogi. Każdy, kto na niego spoglądał, zapewne martwił się, że jego skóra nie wytrzyma tak intensywnego kontaktu z promieniami słonecznymi. Każdy, kto nie miał pojęcia, że wcześniej Damen odpowiednio zajął się ciałem Laurenta; namaścił je wszelkiego rodzaju olejkami, kremami i innymi specyfikami. A wszystkie te staranne zabiegi miały na celu nie dopuścić, by skóra jego kochanka doznała oparzenia. Damen nie chciał, by Laurent cierpiał, dlatego też za każdym razem, gdy ten wychodził na pełne słońce, osobiście dbał o to, by jego ciało było odpowiednio przygotowane. Laurent źle znosił upały, jednak im dłużej przebywał w Akielos, tym bardziej się do nich przyzwyczajał. Można by rzec, że potrafił znieść najgorsze męki, byle tylko spędzić czas z Damenem. Oczywiście nigdy nie przyznał tego głośno.
Laurent opierał się teraz o kamienny murek, wyglądający jak połączenie akielońskiego, ascetycznego stylu budownictwa, jak i verańskiego szyku, nieco bardziej złożonego i wyrafinowanego. Kamienie były w kolorze jasnego piasku, ich prosta forma przywodziła na myśl pustynię w pełnym słońcu. Jednak tuż przy filarach, między kamiennymi płytkami ciągnęły się liczne gustowne wzory, które przełamywały akielońską prozaiczność. Wyglądały jak łączenia gwiazd na niebie w bezchmurną, spokojną noc. Wkład Laurenta był widoczny gołym okiem. Damen nie od razu zgodził się na taką ingerencję w tradycyjną metodę budowlaną jego narodu, jednak po wielu namowach dał się przekonać na pewne zmiany. Nie zwracał uwagi na Nikandrosa, który przyglądał się temu wszystkiemu z boku i tylko czasem żachnął pod nosem coś o tym, że Laurent za bardzo się panoszy i pozwala sobie na zbyt wiele. Oczywiste było, że nie od razu wszyscy zaakceptują związek króla Akielos z królem Vere — w końcu od pokoleń ich rody pałały do siebie odrazą i czystą nienawiścią. Jednak wkrótce i to miało się zmienić.Damen szedł spokojnym krokiem w dobrze mu znanym kierunku. Przechadzał się alejami otoczonymi pięknymi i wyjątkowo zadbanymi roślinami. Bez wątpienia służący ogrodnicy znali się na rzeczy. Ścieżka była otoczona małymi drzewami tamaryszku; jedne z nich dawały białe kwiaty, a inne różowe, dzięki czemu aleja przybrała pięknie pastelowe barwy. W powietrzu roznosił się zapach lewkonii i posłonków. Słońce przyjemnie grzało go w kark. Gdzieś niedaleko słyszał świergot ptaków. I kiedy myślał, że nie może być już lepiej, zobaczył go.
Wyglądał jak najpiękniejszy posąg. Miał przymknięte oczy, otoczone długimi jak firanki rzęsami. Włosy spływały mu kaskadą po twarzy, niesforne kosmyki odrzucił za ucho. Ten obraz zaparł Damenowi dech w piersiach. Przez chwilę po prostu stał, skryty w cieniu drzewa, i obserwował, jak Laurent przybiera swobodną pozę i delektuje się chwilą długo wyczekiwanej wolności. Przez całe życie musiał walczyć. Był zdany tylko na siebie. Teraz gdy nie było już regenta, Laurent wydawał się oswobodzony z więzów. Był spokojny i odprężony. Widok Laurenta w takim stanie sprawiał, że Damenowi rosło serce.Nagle spojrzenie błękitnych oczu natrafiło na te o ciemnej, orzechowej barwie. Laurent uniósł złocistą brew, jakby w niemym pytaniu, jednak chwilę później kąciki jego ust drgnęły lekko, formując się w delikatny uśmiech. Gestem dłoni zaprosił Damena do siebie.
Początkowo niepewne kroki szybko zamieniły się w stanowczy chód i Damen chwilę później znalazł się obok ławy, na której siedział Laurent. Ten wyciągnął ręce w jego stronę, oplótł je na karku mężczyzny i przyciągnął do siebie. Ich usta nie musiały długo czekać, by połączyć się w jedną całość. Damen do tej pory nie mógł uwierzyć, jak bardzo zmienił się Laurent od czasu ich pierwszego spotkania. Dla swoich ludzi wciąż mógł być tym samym, chłodnym i opanowanym Laurentem, podejmującym strategiczne decyzje z niezwykłą precyzją i starannie zaplanowanym każdym ruchem, jednak przy Damenie stawał się kimś innym. Damen nie mógł opisać swojej radości, mogąc poznać inne wcielenia swojego kochanka. Każdy dzień spędzał na poznawaniu go od nowa i od nowa. Wątpił, czy kiedykolwiek mu się to znudzi.

CZYTASZ
~W Ten Słoneczny Dzień~
RomanceLaurent i Damen odpoczywają w ogrodzie ich letniego pałacu. Nagle Damen wpada na pomysł, że nie ma nic lepszego od ckliwych zaręczyn. Tego one shota znalazłam na necie, ale tak mi się spodobał, że postanowiłam go tutaj wstawić.