•1•

2.5K 77 106
                                    

Wraca bez korekty!

Przeszczep szpiku, transfuzja krwi i...
- ...i? - przechyliłam głowę.

Zajrzałam za kartkę notatnika.
- Odprowadzanie trucizny. Jad pająków, węży... i płukanie żołądka.

Odchyliłam głowę i odłożyłam zeszyt na bok, zrzucając książkę z kolan.

Chociaż siedzenie na podłodze zwykle pomagało mi się skupić, tym razem to nie działało.

To sobie rodzice wymyślili. Prawo lub medycyna. Szkoda, że nie usłyszałam gadki o poznaniu bogatego lekarza, najlepiej chirurga lub neurologa. To tylko prześmiewki, ale byliby dumni, gdybym nie skończyła pod mostem, a pieniądze za studia na coś się przydały.

Musiałam się przejść. Wyszłam na palcach z pokoju, założyłam buty i wrzuciłam szybko płaszcz. Czułam się jak tajna agentka, nie wywołując żadnego hałasu.

Odetchnęłam świeżym powietrzem, oglądając się wokół, za padającym śniegiem.

Przed domem przechodził mężczyzna, który na mój widok się zatrzymał. Wysoki, to na pewno.

Zdziwiłam się i to bardzo, chociaż stał bokiem do mnie.

Jakaś ostro bogata nie jestem, ale nie mieszkam też w szarym, smutnym bloku, więc raczej nie chcą mnie porwać na okup.

Powoli, bardzo powoli go mijałam.

Obejrzał się na mnie. Sięgałam mu wzrostem mniej więcej do linii ust. Nogi same mi się zatrzymały.

Wyciągnął coś z kieszeni, a moje ciało automatycznie zagięło się do ucieczki.
- Mieszkasz w tym domu? Numer 217? - odezwał się nagle.
- T-Tak - wydusiłam - Skąd pytanie?

Miał naprawdę ładny głos. Spokojny.

Obrócił się w pełni w moją stronę.
- Znalazłem to pod śniegiem przy brzegu rzeki, pewnie Ci wypadło - odezwał się, wyciągając w moją stronę moje dokumenty.

Zgubiłam to jakiś czas temu. Było tam absolutnie wszystko. Dowód, czyli pesel, zdjęcie, wszystkie dane.

Odebrałam to od niego obiema rękami.
- Dobrze, że jest tak wyraźnie podpisane - stwierdził szybko.

Nie miałam pojęcia co powiedzieć.
- Dziękuję - wydusiłam, gapiąc się na dokumenty jak głupia.

Co mam robić? Spojrzeć mu w oczy? Ma zasłoniętą twarz. Czuję się zagubiona.
- Dziękuję, znaczy~ Już to powiedziałam, ale~ Mogłam sama się po to zgłosić, przepraszam za fatygę...
- Czekam na pewnego rodzaju cud, Nie ważne gdzie się znajduję, więc łapię każdą okazję na ruszenie się z domu - odpowiedział mi nagle - Jest ledwo 19:30, a już jest ciemno. Nie jestem dziwnym, obcym gościem, który koczuje pod domami.

Schowałam dokumenty do kieszeni.
- Czyżbym wyszła z domu w odpowiednim momencie?

Pokiwał głową. Schował ręce do kieszeni, spojrzał w niebo i po prostu zamilkł.
- Jeśli mogę zapytać... przepraszam za ciekawość, ale na jakiego rodzaju cud czekasz? - wydusiłam.

Również spojrzałam w niebo.
- Przejdziesz się ze mną kawałek? - zapytał spokojnie.

Jasne, dziwaczny, obcy człowieku. Mamusia mnie uczyła, żeby ufać ABSOLUTNIE KAŻDEMU. Co mam do stracenia, nerkę? Dwie?

Skierowałam wzrok w własne buty i strzepnęłam śnieg z włosów.
- Skąd mogę mieć pewność, że to nie twój plan, żeby mnie porwać?

Zobaczyłam kątem oka jak spogląda na własne buty, podobnie do mnie.
- Miałaś tam przepustkę z uczelni. Jako studentka medycyny, powinnaś dobrze wiedzieć, że bez badań twojej krwi i wiedzy o twoim stanie zdrowia nie mogę wykroić Ci żadnych organów - rzucił nagle - To znaczy... technicznie tak, ale jeśli po fakcie okaże się, że na przykład leczyłaś się na zapalenie płuc lub bierzesz leki na jakąś chorobę, twoje narządy byłyby bezużyteczne.

Pokój Debat |♡| Kim TaehyungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz