Jestem Hayley, mam 18 lat, liceum, nauka, matura, studniówka, dorosłość i takie tam. Każda nastolatka w moim wieku jest taka sama. Chodzi na imprezy, na zakupy, myśli o chłopakach. Nawet ta zwyczajna cicha, szara myszka siedząca ciągle w kącie tylko o tym marzy: "Być popularna, mieć chłopaka i być ładna." Ale to nie jest przyszłość. Przynajmniej nie dla mnie. Zawsze byłam inna niż wszystkie. Nie interesowałam się chłopakami z mojego liceum, żadko bywałam na imprezach a wygląd miałam przeciętny. Nigdy nie miałam grona zaufanych przyjaciół a ostatni chłopak z którym byłam to Chris a chodziliśmy ze sobą w 3 klasie gimnazjum.
Zawsze każda dyakusja, rozmowa czy cokolwiek innego, w toważystwie mojej rodzimy kończyło się tak samo: "Hayley, taka z ciebie piękna, mądra dziewczyna na pewno sobie kogoś znajdziesz."
Kłamsto, kłamsto i jeszcze raz kłamstwo.Całe moje życie było od jakiegoś czasu kłamstwem. Tydzień temu dowiedziałam się że mam przyrodniego brata, Liama. A gdyby nie to że upity prawie wpakował się nam pod auto, zapewne nigdy bym się o nim nie dowiedziała. Ostatnio też zostałam poinformowana, że moi rodzice zabukowali mi miejsce w """bardzo dobrej i na poziomie""" uczelni ekomomicznej w Nowym Jorku. To był jakiś obłęd. Miałam gdzieś te studia. Chciałam zostać tutaj, w Chicago.
Mimo że nie miałam tutaj nikogo bliskiego, to jednak bardzo kochałam to miasto. Tu narodziło się tyle zespołów których teraz słucham, tyle niesamowitych historii.Pokłuciłam się. Ze wszystkimi, z całym światem. Zawsze żyłam na przekór wszystkim zasadom, ale jakoś nigdy nie było ze mną większych problemów. Nie byłam aż tak bardzo zdemoralizowana. Ale tym razem chyba troche dałam upór emocjom. Poszło głównie o tę szkołę i Liama. Często byłam okłamywana ale nigdy nie przypuszczałam że to zajdzie aż tak daleko. W końcu Liam to teraz moja rodzina. Miał tylko inne nazwisko niż ja.
Gdy zaczęło mi się pogarszać w szkole, co akurat można było przewidzieć, próbowałam unikać rodziny. Wracałam późno do domu, na weekendy starałam się nie zostawać w domu. Także nikt z moich krewnych nie mógł mieć żadnego dostępu do informacji o moim zachowaniu i nauce w szkole. W sumie to to troche było banalne, bo przecież każdy rodzic który interesuje się wynikami w nauce swoich dzieci, dzwoni do szkoły, rozmawia z dyrektorem i już wszystko wie prawda? Tyle że moja rodzina miała to troche po dziurki w nosie. Zaczęli się mną interesować dopiero wtedy, gdy wróciłam w niedziele wieczorem. Nie było mnie wtedy jakieś 3 dni. Byłam w Kylie.
Ona zabrała mnie na jakąś dziwną dzielnicę w Chicago, gdzie był mały klub w którym grały rock'owe i pop-punk'owe zespoły. Tam... było tak magicznie. Cała ta wspaniała aymosfera udzielała się każdemu kto tam był.
Akurat w tym momencie, kiedy wchodziłyśmy z Kylie, zmieniał się zespół. Na scenę weszło czterech młodych chłopaków. Mieli ok 20, 22 lata. Było dwóch, a nawet trzech gitarzystów (w tym jeden wokalista) i jeszcze jeden, perkusista. Grali świetnie. Nazywali się... Fallout Boy. Troche dziwna nazwa jak na taki zespół.W sumie to tamtego dnia nie wydarzyło się nic ciekawego. Z wyjątkiem tego, że przez ułamek sekundy mogłam go zobaczyć...
CZYTASZ
Neighbour by Dollar4Kidrauhl
FanfictionAutorka tego opowiadania podarowała Hayley Wentz kilka swoich cech, marzeń i wspomnień. Cała treść jest jej wymysłem a jaka kolwiek zbierzność nazwisk lub wydarzeń jest całkowicie przypadkowa. Dollar4Kidrauhl™