seven

9.9K 629 24
                                    


Wszyscy nagle zamilkli. Nie przyjemna presja zwisała w powietrzu niczym gilotyna nad głową średniowiecznego przestępcy.

Bobby i Dylan popatrzyli po sobie zapewne nie zdając sobie kompletnie sprawy z tego co właśnie powiedziałem. Co było w tym takiego dziwnego?

-Czy dobrze przemyślał pan tą sprawę? - zapytał nagle Spencer.

Przeniosłem spojrzenie na mężczyznę siedzącego przede mną. Patrzył na mnie jakbym oznajmił przed chwilą, że wybieram się na sawannę bez broni i wody. Co było nie tak ze mną, że wszystkim wydawało się iż nie podołam takiemu wyzwaniu?

„Jesteś arogancki, zarozumiały, wybuchowy, często pijesz i imprezujesz. Może dlatego?" - podpowiadało moje wewnętrzne ja.

Natychmiast pozbyłem się cichego głosiku w mojej głowie poprzez wytrząśnięcie się z transu, w który wpadałem zdecydowanie za często. Zdawałem sobie sprawę z tego, że co mówi moja podświadomość to prawda, ale pomimo to starałem się postawić na swoim i wypełnić wolę Holly.

-Nie określiłem się jasno? - zmarszczyłem brwi i przekręciłem delikatnie głowę nadal obserwując zmieszanego prawnika.

-O-oczywiście panie Styles. - zaciął się na chwilę w swojej odpowiedzi. Czy przypadkiem adwokaci nie mają mówić z pewnością w głosie? - Jednakowoż uważam..

-Chcę zostać opiekunem córki mojej siostry, która z resztą sama napisała w liście, że tego właśnie chce. - podniosłem głos, prawie krzycząc. Ten facet zaczynał wyprowadzać mnie z równowagi i działać na nerwy.

Moi bracia popatrzyli na mnie z jeszcze większą nie pewnością. Właśnie, dlatego nie utrzymywałem z nimi kontaktu. Uważali się za lepszych i że jeżeli jestem najmłodszy z nich to z niczym sobie nie poradzę.

- Czy możemy podpisać co należy? - zapytałem już znacznie spokojniej.

-Tak, panie Styles. Już załatwiamy wszelkie formalności. - odrzekł i z trzęsącymi się rękami zaczął szukać czegoś po szufladach.

Umiejscowiłem się wygodnie na fotelu z zadowoleniem wymalowanym na twarzy. - Caitlin, przygotuj mi proszę papiery adopcyjne. - David powiedział nagle do interkomu leżącego tuż przed nim. - Będą nam dzisiaj niezbędne. - sekretarka potwierdziła, że zrozumiała co ma zrobić i szybko przeszła do przygotowań.

Po kilku chwilach wkroczyła do gabinetu mecenasa Spencera niosąc w rękach pliczek papierów.

Zaczęli wspólnie wypełniać puste luki niezbędnymi informacjami i danymi, kiedy to ja przyglądałem się Dianie. Odkąd weszliśmy do tego gabinetu nie odezwała się ani słowem, ani nie wykonała żadnego ruchu. Co jakiś czas zerkała na chwilę w okno znajdujące się po jej lewej stronie. Nic poza tym.

-Jesteś pewny, że chcesz to zrobić? - usłyszałem głos jednego z moich braci zmuszający mnie do oderwania wzroku od córki Holly, mojej siostrzenicy.

-Jeżeli jeszcze raz któryś z was się o to zapyta wytatuuje to wam na czole. - odparłem dość szorstko jednak nie obchodziło mnie.

*

-Proszę złożyć swój podpis w miejscach, w których wskaże panu moja asystentka. - mówił do mnie przy okazji podając długopis i podsuwając stosik kartek. Bardzo chuda dziewczyna stanęła bliżej mnie, po mojej prawej stronie i pochyliła się niżej, żeby móc lepiej przyjrzeć się drobnym literom na papierze.

-Proszę podpisać się tutaj. - wskazała na linijkę na samej górze kartki. - Tutaj. - powtórzyła to słowo przy kilku następnych miejscach. Wypełniłem wszystko co musiałem i posłusznie składałem swój podpis w wyznaczonych miejscach.

Kończąc na moje usta wkradł się triumfalny uśmiech. Podniosłem się z miejsca chcąc jak najszybciej zabrać Dianę z tego miejsca.

-Wierzę, że będzie pan odpowiednim opiekunem dziewczynki. - odparł adwokat podając mi rękę. Przyjąłem jego gest, a następnie delikatnie pokiwałem naszymi dłońmi.

David spojrzał na mnie po razu ostatni zanim odwrócił się w stronę Małej.

- Diana. - zawołał, ale ona nie reagowała. - Diana, kochanie. - położył swoją olbrzymią dłoń na jej ramieniu. Dopiero wtedy podniosła swoją główkę, aby móc spojrzeć na niego. - Będziesz musiała już wracać do domu. Twoi wujkowie się tobą zajmą. Obiecuję, że wszystko będzie dobrze. - dziewczynka wolno wstała ze swojego krzesła ujawniając swoje oryginalne wymiary. Nie była zbyt wysoka. Z pewnością odziedziczyła to po swojej mamie, która także była drobną osóbką.

- A teraz spójrz na mnie. - Diana wypełniła jego prośbę i podniosła wzrok na jego twarz. - To jest Harry. - wskazał szybko na mnie. - Zamieszkasz z nim, dobrze? On będzie się tobą opiekował. - uśmiechnął się pocieszająco do niej po czym przyciągnął ją do siebie by móc ją przytulić. Ona nie otoczyła go swoimi ramionami, ani nie odwzajemniła jego uścisku. Zdawała się być na to obojętna.

- Bądź dzielna. - wyszeptał, jednak ja nadal mogłem to usłyszeć.

Uwolnił ją ze swojego uścisku i pokierował ją w moją stronę. Przez krótką chwilę ogarną mnie strach. Szczerze powiedziawszy nigdy nie miałem styczności z dziećmi i nowa sytuacja, w której się teraz znajdowałem zdawała się mnie przytłaczać. Nie mogłem tego nikomu pokazać. Musiałem być silny. Dla dobra Diany.

Uśmiechnąłem się delikatnie do niej. Mała popatrzyła prosto w moje oczy - czułem się jakbym patrzył w oczy Holly.

Dopiero w tamtym momencie uświadomiłem sobie jak bardzo Diana przypomina mi jej mamę.

Przełknąłem ślinę czując wzbierające się we mnie łzy.

Dziewczynka podeszła do mnie wolnym krokiem. Stanęła tuż obok mnie i nadal spoglądała w moje oczy.

Wydawało mi się, że minęło kilka dobrych minut zanim wykonała jakikolwiek ruch, a to co ostatecznie zrobiła wywołało u mnie dziwne uczucie. Pewnie zacisnęła swoje drobne paluszki dookoła mojej ręki i ku zdziwieniu wszystkich zaczęła ciągnąć mnie w stronę wyjścia.

Po chwili doszło do mnie co się dzieje.

Odczułem wtedy, że jestem prawnym opiekunem Diany. Przez chwilę poczułem się jak ojciec.

***
Piszcie co myślicie, bardzo proszę x

Diana // h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz