2

28 3 0
                                    

Brunet podszedł zaskoczony do truchła zwierzęcia patrząc z ciekawością. Chłopak z psem rozluźnił się i pogłaskał towarzysza, żeby się uspokoił.
-Nieźle go urządziłeś Scorpio- Caos z przesadną dokładnością oglądał potwora, kopnął go po chwili i obrócił się do kolegi.

-Caos, uszanuj śmierć.- tam ten prychnął słysząc jego słowa.
Oszczędził sobie jednak odpowiedzi i zmierzył go wzrokiem.

Twarz Caosa była tylko delikatnie widoczna, ale wciąż dało się dostrzeć jego charakterystyczne rysy. Był średnio wysoki, wyglądał na nie za silnego, ale Scorpio wiedział, że jest przerażająco zwinny. Miał garbaty nos i głęboko osadzone nieokreślonego koloru oczy. Minę zawsze miał pobłażliwą, szczurowatą.
Fałszywą.

Ciemne włosy miał związane, jednak pojedyncze kosmyki opadały na jego czoło.
- Krew ci leci

-Wiem. Wracaj do obozu- odezwał się Scorpio.

-Nie, dzięki. Nie decydujesz o mnie- warknął.-Przyszedłem zapytać czy chcesz rozejrzeć się za tym koniem co przebiegał przedwczoraj, ale chyba wolisz użerać się z potworami.

Scorpio zmarszczył brwi.
-Nie sądzę byś znalazł go w nocy, gadaj prawdę.

-Nie mogę.

-Dlaczego?

Kolega odwrócił się i potruchtał nie odpowiadając.
Scorpio prychnął i odezwał się do psa.
-Chodź, wracamy

Scorpio nie zamierzał walczyć z potworem ani zostać rannym, chciał jedynie pobyć sam chociaż na chwilę.
Wracali jedną z wydeptanych przez innych chłopaków ścieżek, las był cichy i ciemny. Zawsze napełniał go przytłaczającym niepokojem. Nigdy nie było mu tu dobrze.

Mrużył oczy próbując dostrzec niebezpieczeństwo, powinien uważać, tutaj nigdy nie jest bezpiecznie. Zawsze będzie nasłuchiwać i oglądać się za siebie. To nie jest ten sam świat.
Już od dwóch lat trwa apokalipsa, już od dwóch lat nie widzieli żadnego dorosłego.
Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś.

Nigdy

Wszedł do śpiącego obozu o ile można tak nazwać kilka namiotów, samochód i jakieś śmieciowe zabezpieczenia typu lichego płotu z napotkanych części.
Chłopak siedzący przy lekko tlącym się ognisku wstał i uniósł broń.

-Error to ja- szepnął ostrożnie i machnął dłonią.
-Ah no tak.- chłpak momentalnie opuścił karabin i poprawił czapkę.

Error był niski i głupiutki, miał, czego Scorpio nie był pewien, piętnaście lat, ale po jego dziecięcej urody twarzy raczej dano by mu dwanaście.
Mógł go nie poznać w ciemnościach, nie winił go za to.

Error przyglądał mu się spod burzy jasnych włosów i nie przekonany zaczął mówić.
-Ska... Skaleczyłeś się?

Scorpio przytaknął.
Ruszył do swojego namiotu.

Don't You Dare Forget the SunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz